czwartek, 13 czerwca 2013

VIIXL


- Tak jak myślałem, staruszek zapisał nam tu szyfr- cieszy się Stefan- kod jest pozornie przejrzysty, ale to nie to, czego używaliśmy my i nasi poprzednicy.

Atmosfera nieco się uspokoiła. Po wytężonej pracy, oczekiwaniu na odczyt i euforii z sukcesu chłopaki nagle się wyciszyli. Stefan zadecydował, że należy im się odpoczynek i zaczęli po woli opuszczać pomieszczenie. Jak się okazało, ich kwatera posiada jeszcze jedno wyjście. Żeby jednak nie rzucali się w oczy, wychodzili pojedynczo. Obserwując ich pracę, zachowanie, podejmowane środki ostrożności, poczułam się jak wrzucona w środek konspiracji. Kurczę, przecież ja właśnie jestem w środku konspiracji. Żyję w środku Europy, w stolicy cywilizowanego kraju, a uczestniczę w jakiejś grze, której reguł do końca nie znam. Podskórnie czuję, że odbywa się tu właśnie coś bardzo ważnego i niebezpiecznego. Obecni tu ludzie walczą w ukryciu z nienazwanym wrogiem, a stawką są zaszyfrowane informacje zawarte w jakiś starych teczkach bezpieki, a to wszystko z kolei jest powiązane z bezpieczeństwem energetycznym kraju, a ściślej dostawami gazu. Przyszło mi nagle do głowy, że mówimy tu jedynie o jednej dziedzinie życia, o gazie, a co jeśli takie walki toczą się na innych polach? Moja mina w związku z przemyśleniami nie wygląda chyba za tęgo. Patrzę niewidzącymi oczami w ten sam monitor co Jurek i Stefan, ale nie widzę go, widzę tylko galopujące przez moją głowę obrazy rodem z filmów sensacyjnych. Stefan nie zwraca na mnie uwagi, wpatrzony w odzyskany kod, ale Jurek chyba dostrzegł moje zadumanie. Podchodzi niespiesznie, jakby nie chciał spłoszyć moich myśli i delikatnie otacza mnie ramieniem.

- Coś się stało?- pyta.

- Właściwie to nic, ale uświadomiłam sobie chyba w co wdepnęłam. Niby rozumiałam to, brnąc w całą tę sprawę, ale chyba właśnie w tym momencie pojęłam o co tu chodzi.

Czuję, jak uścisk Jurka staje się zdecydowanie mocniejszy.

- Monika, nie cofniemy już tego w co się zaangażowałaś- Stefan odrywa wzrok od monitora- trochę na to za późno. Nie możesz teraz stąd wyjść i powiedzieć: zapomnijcie, że tu byłam. Jeśli jednak dopadł cię strach, powiedzmy to sobie tu i teraz, damy radę wtedy coś z tym zrobić. Najgorzej jeśli będziesz coś ukrywać. Zastanów się spokojnie, muszę wiedzieć, czy nadal mogę ci ufać- wstaje i podchodzi do mnie i Jurka, wpatruje się w moje oczy i nie pozwala mi zerwać kontaktu wzrokowego. Jest bardzo opanowany. Jego spokój uświadamia mi jak bardzo jest w to zaangażowany. Moja praca to osiem do dziesięciu godzin w jednym miejscu, to znaczy normalnie, a jego praca, to poświęcenie wszystkiego dla toczącej się sprawy, nawet tożsamości. Czuję do niego wielki szacunek. Nie chcę go zawieść, z drugiej strony ma rację, obleciał mnie strach. Patrzę na Jurka. Wiem, że ufa Stefanowi bezgranicznie, wiem też, że zrobi wszystko, żeby mnie ochronić. Pytał mnie milion razy i utwierdzał w tym, że nie muszę tego robić i podkreślał, że on tego nie chce. Uszanował jednak moją decyzję. Wiedział, że szanuję szefa i chcę mu pomóc. Miałam sporo szczęścia. Będąc w tym całym bagnie, tych dwóch dawało mi niezły parasol ochronny.

- Nigdzie się nie wybieram. Nie do końca zdaję sobie sprawę z tego, co tu się dzieje, ale zostaję.

Na twarzy Stefana pojawia się łagodny uśmiech, kładzie mi dłoń na ramieniu.

- Marnujesz się za tym biurkiem, może uda mi się ciebie przekonać do pracy dla nas?

- O co to, to nie- Jurek przecina powietrze zdecydowanym ruchem ręki z wyprostowaną dłonią.

- Hej, nie ty będziesz decydował- podjął pyskówkę Stefan- wiesz jak nam brakuje takich kobiet? Monika jest bystra i odważna, a przy tym spokojna, no i – mierzy mnie wzrokiem-ma wygląd daleko odbiegający od tego co reprezentują dziewczyny, które z wyboru chcą dla nas pracować.

- Co prawda to prawda- niechętnie zgadza się Jurek- ale wiesz z czym wiąże się ta praca, nie chciałbym, żeby moja dziewczyna…

- Hej, hej, hej, dajcie spokój z tym targiem- przecinam z rozbawieniem tę dyskusję- dziękuję za propozycję Stefan, ale dokończmy najpierw tę jedną sprawę, bo mam dziwne wrażenie, że to jeszcze nie koniec.

- O tym mówię- Stefan kiwa głową- opanowanie, będę cię przekonywał dziewczyno i mam nadzieję, że w końcu ulegniesz. Myślę sobie tak, teraz to ja będę miał największą zabawę, także nie będę was raczej angażował. Musimy teraz rozwikłać zagadkę tego szyfru i przede wszystkim ustalić, do których informacji się odnosi.

- To ja kończę sprawę nowego systemu, chłopaki są już właściwie gotowi- mówi Jurek.

- A ja wracam na górę i staram się sprawiać, by prezes nie był nadal potrzebny.

- Dzięki dzieciaki. I jeszcze jedno, pobawcie się w papużki nierozłączki. Jak możecie nie rozdzielajcie się poza firmą, mogę wam przydzielić ochronę, ale sądzę, że na razie to nie jest potrzebne, wystarczy, że będziecie mieć oko na siebie nawzajem. Gdyby jednak zaistniała taka potrzeba, pamiętajcie, telefon do mnie i przydzielam wam towarzysza.

Jurek obejmuje mnie czule i zapewnia Stefana, że będzie dla mnie najlepszą ochroną. Wracam na górę, gdzie czeka mnie niemiła niespodzianka. Do biura wrócił Mareczek. Odchrząkuję  i postanawiam zachować się profesjonalnie. Może nie będę musiała z nim rozmawiać, przynajmniej na razie, w końcu ma swojego szefa. Moja nadzieja okazuje się płonna. Kiedy dostrzega mnie Paweł, przywołuje Marka ruchem ręki i obydwaj podążają w moją stronę.

- Dobrze, że jesteś. Marek wrócił z delegacji, potem przez kilka dni leczył grypę no i dziś oświadczył, że chciały się z nami rozstać.

- Są do tego stosowne procedury- oświadczam chłodno- jeśli pracownik chce rozwiązać umowę  o pracę, powinien przedłożyć wypowiedzenie.

- Rzecz w tym, że chciałbym temu zapobiec- ciągnie Paweł.

- Marek jest dorosły, jeśli podjął taką decyzję, cóż możemy zrobić- rozkładam ręce, wsparte łokciami o blat biurka.

- Może…Monika, to mój najlepszy handlowiec, nie mam pojęcia co stało się tak nagle. Tłumaczy tylko mgliście, że nie może dalej pracować w takich warunkach, że to niepoważne i nieprofesjonalne. Chodzi mu o sytuację prowadzenia firmy… przez ciebie.

- Gdzie zatem dostrzega błędy, prosiłabym o konkrety.

- Nie twierdzę, że popełniasz błędy, ale ewidentnie spadło morale od kiedy nie ma prezesa.

Staram się zachować stoicki spokój, ale zaczynam się w środku gotować, brakowało mi tylko buntu na pokładzie. Kurcze, ludzie poczekajcie jeszcze chwilę, za moment wróci prezes.

- Wiesz, morale to bardzo płynna kategoria, trudna do zmierzenia, jak będziesz miał coś konkretnego, chętnie posłucham i wyciągnę wnioski. Co do Mareczka to jednak mam pewne podejrzenia, że chodzi mu o coś innego. Skoro jednak nie jest z tobą do końca szczery, ja też zachowam jego prawdziwe powody dla siebie.

- Okej, dla mnie to wystarczające, kurczę Monika, nie podejrzewałem, że tak potrafisz. Co by nie mówić mocno kryłaś się zawsze w cieniu szefa.

- Od tego jest asystentka, to nie ona ma błyszczeć.

- Masz cholerną rację. To co robimy z Mareczkiem?

- Jesteś jego szefem, co proponujesz?

- Nie mogę mu odebrać tego, że jest świetnym handlowcem, to raz, dlatego chciałbym go zachować, to dwa, on chce odejść, to trzy…

- Ale czy wysyła ci sygnały, że zostałby jeśli coś by się zmieniło…- przerywam Pawłowi.

- Sam nie wiem.

- Wybadaj go najpierw, czy chciałby odejść i umarł w butach, czy sam nie wie czego chce, weź jeszcze pod uwagę, że mógł się wypalić, wtedy jego odejście nie byłoby takie złe, lepiej tak niż dożynać go powoli, degradować, marginalizować i zwolnić.

- No dobra, to wybadam go, o co tak naprawdę mu chodzi i dam znać.

- Okej, ale załatwmy to dzisiaj, żeby ta sprawa nie ciągnęła się w nieskończoność, nie płacimy mu za fochy.

- Okej boss- Paweł posyła mi szyderczy uśmiech i znika za przepierzeniem.

Kurczę, czy ja mogę kogoś zwolnić lub przyjąć jego wypowiedzenie w tej sytuacji. Ale co mam zrobić. Szef milczy. W razie czego mogę to przyjąć na biuro, a ta sytuacja może się jakoś rozwikła za kilka dni, w końcu mamy jakieś terminy, w których można ustosunkować się do przedstawionego wniosku. Tak czy siak, musze się jednak skontaktować z szefem. Jeśli to ma potrwać, musze mieć oficjalną prokurę na załatwianie takich rzeczy.

Zerkam na telefon brzęczący na biurku, musiałam wyłączyć dźwięk. Na wyświetlaczu kilkanaście nieodebranych połączeń od odnalezionego po latach przyjaciela. Wybieram numer do Mata. Chcę jakoś zabawnie rozpocząć tę rozmowę, ale nie jest mi to dane…

- Kurwa, Monika, z kim ty się zadałaś?

- Nie bardzo wiem…

- Jak to kurwa nie wiesz, splądrowali mi piwnicę, wypytywali matkę po co u mnie byliście.

- O rzesz. Gdzie jesteś?

- No w trasie, a matka sama w domu.

- Pojadę do niej, wszystkim się zajmę, nie martw się.

- Łatwo powiedzieć, w co ty się wplątałaś?

- To skomplikowane.

- Domyślam się. Dobra jedź do niej, zrób coś. Zadzwonię jak będę miał przerwę.

- Okej.

No nie, to się robi mało fajne. Naraziłam kumpla na coś takiego. Nie widział mnie kilka lat, a jak mnie spotkał, to narobiłam mu w życiu bałaganu. Mam nadzieję, że jego kolekcja, no i matka nie ucierpiały. Szybko dzwonię do Jurka.

- Przyjdź do mnie.

- Mała nie mogę, jesteśmy w trakcie czegoś.

- Przyjdź, chodzi o Mata, byli u niego.

- O kurwa, Stefan idziemy do Moniki- słyszę w słuchawce- zaraz będziemy.

 

wtorek, 21 maja 2013

VIXL

Ogarniam pocztę tradycyjną i elektroniczną. W poniedziałkowe poranki nie ma tego zbyt wiele. Rozdzielam poszczególne dokumenty i zlecam zajęcie się nimi konkretnym osobom. Faktury kieruję do działu finansowego, jedynie te niestandardowe polecam wyjaśnić. Przed południem postanawiam zadzwonić do szefa. Trochę mnie dziwi, że jeszcze się do mnie nie odezwał. Po kilku sygnałach daję za wygraną. Próbuję jeszcze raz. Nic. Trudno, spróbuję później. Wracam do maili. Po chwili dostrzegam jakiś ruch w niewielkiej odległości od mojego biurka. Spoglądam zza monitora.
- Hej, można?- to Jula. Jak zwykle jest zjawiskowa. Wygląda jak żona ze Stepford. Dziś wybrała styl pin-up girl. Uśmiecham się na jej widok.
- Zachodź Jula, zachodź, super wyglądasz. Co tam?- mówię, nie kryjąc zadowolenia z jej wizyty. Nigdy nie byłyśmy blisko, ale bardzo ją lubię i cenię za szczerość.
- Zamawiamy z dziewczynami lunch, przyłączysz się?
Jestem zaskoczona, rzadko mi to proponują.
- Jasne, a co wybrałyście.
- Dziś padło na włoszczyznę, co lubisz?
- Może jakaś pasta z kurczakiem, sos śmietanowy zioła, gran padano, znajdzie się coś takiego- pytam niepewnie.
- Na pewno. A może przejdziesz się ze mną do nas, mamy tam menu.
Rzucam okiem na monitor i telefon, zgarniam z biurka komórkę.
- Pewnie...
Idziemy w stronę handlowego.
- Pewnie ci ciężko, wszystko spadło na twoją głowę- zagaja Jula.
- Nie jest tak źle, tylko czemu doba jest taka krótka- próbuję zrobić minę cierpiętnicy.
- Właśnie, nowe zadania, nowy mężczyzna. Jak wam się układa?- pyta neutralnie, a ja zastanawiam się o co jej chodzi. Nie muszę jednak odpowiadać, bo dopada nas Edyta z menu w ręku.
- No udało ci się ją wyciągnąć!- jest wyraźnie zadowolona- Martwiłyśmy się o ciebie, siedzisz tam sama, nawet nie przyszłaś po kawę jak zwykle. Nigdy nie byłaś wylewna, ale teraz! Nawet podejrzewałyśmy cię o zadzieranie nosa, w związku z byciem teraz prezesem, ale Jula nas przekonała, że to nie w twoim stylu- Edyta trajkocze jak karabin maszynowy, ciężko się przebić przez jej wywód, staram się traktować wszystko jak dobry żart, chociaż uwaga o zadzieraniu nosa nieco mnie zabolała- to oczywiście wszystko z zazdrości- śmiejąc się kładzie mi rękę na ramieniu- no wybierz coś, bo czekamy tylko na ciebie- nachyla się i kontynuuje ściszonym głosem- a jak szybko nie zjemy, Izka do końca zaleje nas swoim jadem, jest wściekła, że zgarnęłaś jej sprzed nosa tego Jurka, zagięła na niego parol jak tylko pierwszy raz pojawił się w firmie.
Zerkam kątem oka na Izkę. Szarpnięciem wydobywa torebkę spod biurka i rzuca przez ramię:
- Wychodzę na lunch...
Błądzę oczami po menu, bo nie wiem jak mam na to zareagować. Wygląda na to, że moja tu obecność wprowadziła zamieszanie. Dziewczyny raczej zawsze trzymały się razem, a teraz powstał jakiś niechciany przeze mnie konflikt.
- Dziewczyny, nie bardzo wiem, co tu się zadziało, ale nie owijając w bawełnę, widzę, że wprowadziłam tu jakiś smród, a kiepsko się czuję w takiej atmosferze...
- Monika, daj spokój, nic nie poradzisz na urażone ego- do rozmowy włącza się Aga, wracająca z jakimiś skopiowanymi materiałami- czy Jurek coś jej obiecywał? Nawet się nigdy nie spotkali, nie może ci nic zarzucić, nie odbiłaś jej go, bo nic między nimi nie było, ale to fakt, strasznie się na niego napaliła i po prostu nie zdążyła- Aga stoi w rozkroku i trzyma ręce oparte na biodrach, kolejna super babka w naszym zespole. Na prawdę nie trudno się przy nich poczuć jak szara mysz.
Zamawiamy w końcu lunch i czekając na niego, dalej plotkujemy. Babskie towarzystwo, o dziwo, bardzo mi odpowiada. Rozmowa z Agą i Julą jest na prawdę fajna. Trochę drażni mnie trajkocząca Edyta, ale też ma swój urok.
Dopada mnie myśl, że mimo dobrych relacji z dziewczynami, nigdy nie weszłam z nimi na stopę koleżeńską po pracy i zastanawiam się teraz, czy one same tworzą jakąś paczkę.
Staramy się nie wracać do tematu Izki, ale Edyta ma zdecydowanie inny plan, ewidentnie ma ochotę to przegadać. Jest mi to o tyle na rękę, że nie wiem już jak mam mijać temat prezesa, a ten z kolei bardzo interesuje Julę. Efekt jest najlepszy z możliwych, nie omawiamy żadnego tematu, ale cały czas rozmawiamy, a dygresje się mnożą. Muszę przyznać, że ta przerwa mocno mnie odprężyła i śmiejąc się  w duchu wracam do biurka. Odruchowo spoglądam na drzwi gabinetu prezesa. Uświadamiam sobie, jak jestem już zmęczona tą sytuacją i bardzo chcę, żeby wszystko wróciło do normy. Postanawiam kolejny raz zadzwonić do prezesa. Ponownie jego telefon milczy. To do niego niepodobne. Zawsze chociaż dawał znać, że nie może rozmawiać i że oddzwoni za godzinę, pół dnia lub jutro, ale zawsze dawał znać i pozwalał mi zdecydować, czy zatrzymać go przy telefonie, jeśli chodziło o na prawdę ważne rzeczy. Teraz od kilku godzin milczy.
Tym razem wybieram numer Stefana.
- Monika?- rzuca chyba jakby zniecierpliwiony.
- Przepraszam, że zawracam, ale, masz jakiś kontakt z prezesem?
- O kurwa! W tym zamieszaniu zapomniałem ci powiedzieć, a masz coś bardzo pilnego?
- Spokojnie, poradzę sobie.
- Nawet jak będą papiery, nie możesz tam pojechać...za szczegółowa ta rozmowa, zejdź jak możesz na chwilę do holu na dół, albo wejdź do nas, lepiej żeby nikt nas nie słyszał.
- No dobrze...
Zbiegam na dół. Ostatnio w ogóle nie jest spokojnie, ale to poranne ostrzeżenie Jurka żebym nie wychodziła sama, a teraz rozmowa ze Stefanem obudziły motyle zdenerwowania w moim brzuchu.
Jak zwykle nie budzę zainteresowania chłopaków z IT i przedostaję się do „kryjówki” Stefana. Gdy wchodzę, Stefan wyłania się zza maszyny. Po chwili jest przy mnie też Jurek. Całuje mnie przelotnie w policzek. Stefan bez owijania w bawełnę zaczyna:
- Nie jest wesoło, ktoś zorientował się co robimy i próbuje nam przeszkadzać. Kłopot w tym, że nie wiemy ile wiedzą, więc maskujemy się dwa razy bardziej. Remek jest nadal tam, gdzie był, ale odcięliśmy mu telefon. W razie czego, ale na prawdę w super pilnych sprawach mam z nim kontakt przez naszych ludzi, ale Monika, to na prawdę w ostateczności. Wydaje nam się, że próbują go namierzyć przez identyfikację głosu. Raczej są pewni, że nie ma go tam, gdzie powinien być, wiesz w weekend zrobili tam kipisz. Nie weszli wprawdzie wszędzie...
- Zaraz, zaraz, a kim są ci oni- przerywam mu w pół zdania.
Kładzie dłonie na biodrach i ciężko wzdycha:
- To jest właśnie najgorsze, nie mamy pojęcia. Gdybyśmy to wiedzieli, może łatwiej byłoby nam dojść do tego czego chcą.
- To skąd wiemy, że ktoś czegoś chce- pytam nieco już poirytowana.
- A po co ktoś wchodziłby do willi, teoretycznie objętej kwarantanną, strzelając w dodatku do policji. Ktoś ma bardzo zdefiniowany cel i tym celem jest szanowny pan prezes- włącza się Jurek.
- No tak, ale właściwie przed czym się bronimy? Już kręci mi się od tego w głowie, nic nie rozumiem.- kręcę głową.
- Nasze informacje też są mocno szczątkowe. Ukryliśmy Remka, bo ktoś zaczął się bardzo nim interesować. Jakiś czas temu przyszedł do niego klient. Chciał zlecić wywiadowni raport na temat rynku gazu w Polsce. Po kilku zwyczajowych spotkaniach Remek trochę się zaniepokoił. Klient był bardzo dociekliwy i wyraźnie sugerował, że Remek powinien mieć bliższe informacje na ten temat, nawiązywał przy tym do ojca Remka.
- Wprost? Przecież to była tajemnica, nawet szef nie wiedział kim jest jego ojciec.
- No właśnie. Niewielu o tym wiedziało, ale klient, kimkolwiek był, choć nie wprost, ale mocno sugerował, że coś wie. Remek powiedział mu tylko, że niewiele może dla niego więcej zrobić i jeśli nie odpowiada mu raport, to wg umowy ma pewne możliwości oficjalnej reklamacji. Mimo, że dość szybko wzięliśmy gościa pod obserwację, zniknął nam z oczu. Zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Ktoś był w domu rodziców Remka. Przeszukał mieszkanie bardzo dyskretnie, pozornie nie zostawiając śladów, wiedzieliśmy jednak, czego mogą szukać więc założyliśmy kilka pułapek, stąd wiemy, że w ogóle ktoś tam był. Podobnie było w domu Remka i wywiadowni. Dotarli też na Saską Kempę, ale tam nie zdążyli wejść, albo poddali się jak zobaczyli ilość zebranych tam materiałów.
- To tam ojciec szefa zgromadził drugi IPN?- przypominam sobie, że opowiadał mi o tym, gdy pierwszy raz odwiedziłam go w ukryciu.
- No właśnie- Stefan zamyśla się na chwilę- rzesz kurwa mać!- klnie i wymierza ścianie ostrego kopa.
Do wyjaśnień dołącza się Jurek:
- Wykombinowaliśmy, że jak odczytamy tego EPROMa przed nimi, to przestanie być dla nich taki ważny. Nie wiemy tylko, dlaczego jest taki ważny i dla kogo. Ale jesteśmy bardzo blisko, za chwilę premiera, zostaniesz?
- No pewnie, nie wiem dlaczego, ale to przecież ważna chwila. Może to coś wyjaśni- kładę mu dłoń na policzku. On nakrywa ją swoją, całuje delikatnie, zdejmuje ja ze swojego policzka i prowadzi mnie ku maszynie. Jest podłączona do mocno skomplikowanego stanowiska z komputerem.
- Nasz mistrz skomunikował się z EPROMem i za chwilę odczyta zapisane nim informacje- podchodzi do nas nieco spokojniejszy już Stefan. Jurek siada przy biurku:
- Trzymajcie lepiej kciuki, nie ma tu miejsca na więcej prób. Karol- odwraca się do jednego z facetów grzebiących przy maszynie- zaczynamy.
Karol coś uruchamia w maszynie, reszta ustępuje na krok.
- Gotowe- zgłasza.
Na wszystkich twarzach maluje się napięcie. Palce Jurka sprawnie przemieszczają się po klawiaturze, a jego wzrok jest wbity w monitor. Jest maksymalnie skupiony, właściwe nie mruga i ma mocno zaciśniętą szczękę. Może powinnam się bardziej przejmować nadchodzącą chwilą rozwikłania zagadki, ale jedyne na czym teraz mogę się skupić, to wpatrywanie się w tę męską, cudną twarz.
- OK, udało się raczej skopiować dane wielokrotnie, teraz postaramy się je odczytać- Jurek jest już bardziej rozluźniony, wydaje się zadowolony. Na wielkim ekranie pojawia się ciąg znaków. Dla mnie jest zupełnie nieczytelny, ale dla innych chyba tak, bo wybuchają gromkim entuzjazmem, przybijają piątki i ryczą z zachwytu. Przypominają piłkarzy po wygranym meczu.

czwartek, 9 maja 2013

VXL



Z głębokiego snu budzi mnie dzwonek w komórce. Moje powieki są bardzo ciężkie, jednak to nie był najlepszy pomysł, żeby w nocy jeszcze czytać. Nie mogłam się jednak powstrzymać. Przygody mojej parki jednak mnie nie zawiodły, a teraz kiedy i ja kogoś mam, dość mocno mnie podkręciły. Nie mogłam oderwać się od czytania, potem nie mogłam zasnąć, nie wiem w sumie jak długo udało mi się przespać. Sądząc po ciężarze mojej głowy, góra 3 godziny. Muszę pamiętać o tym następnym razem. Wyczerpujący dzień, interesujący wieczór i noc z lekturą to nie najlepsze połączenie, a na pewno nie wtedy, gdy rano mam iść do pracy. Jurek jednak nie dotarł do mnie w nocy. Jestem ciekawa, czy znalezisko w piwnicy Mata do czegoś się przydało. Hm, Mat. Otrząsam się z myśli, nie czas na nie, muszę jak najszybciej znaleźć się w pracy. Może zdążę jeszcze kupić drożdżówki dla chłopaków. Pewnie ślęczeli całą noc nad tym urządzeniem.
Wyskakuję z łóżka, serwuję sobie zimny prysznic, wskakuję w spodnie z podwyższonym stanem i szyfonową bluzkę, na to krótki żakiet, włosy upinam wysoko na głowie. Jeszcze szybki makijaż i jestem gotowa, jak na moje możliwości w ekspresowym tempie.
Po drodze do firmy zahaczam o piekarnię. Po krótkiej analizie dochodzę do wniosku, że na pewno Jurek i Stefan nie siedzieli tam całą noc sami. Kupuję całą skrzynkę drożdżówek, co powoduje, że uśmiech z twarzy sprzedawcy odprowadza mnie do samych drzwi. Zatrzymuję się jeszcze w kawiarni i zamawiam dwadzieścia dużych kaw, w razie czego rozlejemy je do mniejszych kubków. Tak zaopatrzona docieram do firmy.  Chwilę zastanawiam się nad transportem tego zaopatrzenia do chłopaków. Najgorsze, że muszę minąć stały zespół zombie IT, a taka ilość jedzenia może wzbudzić ich zainteresowanie. Zabieram do dołu wózek do kolportażu poczty, macham porozumiewawczo do ochroniarza, który kłania mi się w pas. Przekładam zapasy i umieszczam je w kartonach z logo firmy. Wstukuję kod i wchodzę do IT.
- Dzień dobry- mówię entuzjastycznie. Chłopaki coś mruczą pod nosem i wyciągają ręce do góry, dając znać, że zarejestrowali powitanie. Na większy entuzjazm nie mam co liczyć, co tym razem mnie cieszy. Siedzą gdzieś w głębi, wpatrzeni w monitory. Nagle wydobywa się z nich jakiś głos. Nie wierzę, będą się komunikować, tylko do diabła dlaczego akurat teraz.
- Ale przypiliłaś pani P.O. prezesa, serwer całą noc aż furczał. Nawet dyrektor Stefan całą noc tu siedział. Te nowe roboty, też całą noc klepały, dopiero co ich zwolnił.
Nie wiem czy mam coś na to odpowiedzieć. Mówią jakby do siebie, nie odwracają się nawet w moją stronę. Postanawiam mówić i iść. Umieszczam wózek za szafą serwera, teraz nie powinni go już widzieć.
- Prezesowi zależy na tym, żeby jak najszybciej zamknąć temat, niezależnie od tego czy tu jest, czy go nie ma.
- W końcu to nie on pisze, no nie?- śmieją się parskając. Zastanawiam się, czy w domach czekają na nich jakieś kobiety. Jeśli tak, to czy w domu zachowują się tak samo. Raczej nie zwracają na mnie uwagi, więc wstukuję kolejny kod i znikam z wózkiem w przedsionku, jeszcze jedna klawiatura i jestem w ukrytej twierdzy Stefana. Oczy pracujących kierują się w moją stronę. Na szczęście zza zwaliska elektroniki wyłania się Stefan.
- Monika!- rusza w moją stronę, chwyta mnie w objęcia i wykonuje szybki obrót, unosząc mnie do góry- zadziałało, wiesz!- jest przeszczęśliwy, szczerzy zęby w uśmiechu- a to?- wskazuje na wózek.
- Pomyślałam, że pewnie jesteście wykończeni po całej nocy, a nie wiedziałam ile osób będzie na śniadaniu.
- Jej dzięki, wprawdzie coś tam przekąsiliśmy, ale kawa i drożdżówki na deser na pewno się przydadzą- dopiero teraz dostrzegam w rogu stół zastawiony przeróżnymi kanapkami. Chyba się wygłupiłam sądząc, że nie zapewnili sobie wszystkiego, co potrzebne do nocnej pracy.
- Gdzie Jurek?- pytam zakłopotana.
- Na pokojach, bierze prysznic.
- Aha. To mówisz, że zadziałało?- zagajam rozmowę.
- Z grubsza tak, właśnie odczytujemy co było tam zapisane, bo oczywiście jak poszedł pierwszy prąd wszystko szlag trafił.
- To się da jeszcze odczytać?
- Dzięki Jurkowi, tak- mówi z uznaniem- przerwa na kawę!- klaszcze w dłonie i zwraca się głośniej do reszty. Do wózka podchodzi kilku facetów. Zabierają to co się na nim znajduje. Po chwili kawa zostaje przelana do termosów, a drożdżówki lądują na stole. Bez słowa. Muszę przyznać, że są nieźle zorganizowani.
- Mogę?- wskazuję w kierunku pokoju Stefana.
- Jasne, idź- kiedy to mówi, z korytarzyka prowadzącego do jego pokoju wyłania się piękna, wysportowana blondynka. Ma jeszcze mokre włosy. Nie jest umalowana i chyba w żadnym makijażu nie wyglądałaby lepiej. Wyrzeźbione ramiona oplata kusy top, na dole, jak większość znajdujących się tu facetów ma bojówki, na krągłych piersiach błyszczą nieśmiertelniki. Trochę nagle zabrakło mi tchu, jest na prawdę zjawiskowa, a co najważniejsze, wyszła z pokoju, w którym jest Jurek, a mokre włosy zdradzają, że pewnie też brała prysznic.
- Ty pewnie jesteś Monika, dobra robota z tym EPROMem, super cię poznać- wyciąga do mnie rękę, moja automatycznie też unosi się do góry, ale komicznie powoli, moje usta chyba są rozchylone ze zdziwienia, przełykam ślinę. Tabun myśli przebiega przez moją głowę. Ta bogini była tu z nimi całą noc, a teraz jeszcze brała prysznic z Jurkiem. A ja głupia tłukę się tu z bułeczkami i kawusią. Chcę wiać jak najdalej- Kaśka, miło mi.
- Cześć- odpowiadam niemrawo.
- Monika!- z korytarzyka wyłania się teraz Jurek, podchodzi do nas, staje obok mnie, obejmuje mnie jedną ręką w talii i całuje mocno w policzek- poznałaś już Kaśkę- Kogucik, jak on może być tak spokojny??!!
- Tak- odpowiada za nas Kaśka- właśnie gratuluję jej pomysłu z EPROMem- zwraca się do mnie i mówi niby szeptem- pojęcia nie mam po co im to, ale byli bardzo szczęśliwi od kiedy Jurek go wczoraj przywiózł-Stefan, Jurek i Kaśka wybuchają śmiechem. Nie widać po nich zmęczenia całonocną pracą, natomiast mnie obecność tej kobiety nadal mocno stresuje. ZAZDROŚĆ??!! Stefan chyba dostrzega moją konsternację i postanawia przybliżyć mi kim jest Kaśka.
- Kasia jest naszym szefem ochrony, normalnie dalibyśmy sobie radę sami, ale resort nalegał na zwiększenie środków bezpieczeństwa i dosłał nam kilku ludzi.
- Miło było poznać- mówię wreszcie, gdy jestem w stanie coś powiedzieć- muszę lecieć na górę, obowiązki czekają.
- Jasne służba nie drużba- odpowiada Kaśka- jeszcze będzie okazja pogadać.
- Odprowadzę cię- mówi Jurek
- Nie trzeba- mówię chłodno.
- Daj spokój, chcę chociaż chwilę z tobą pobyć...
- Jeszcze raz dziękuję- Stefan bierze mnie za obie ręce i zwraca ku sobie, patrzy mi głęboko w oczy- uratowałaś nam życie, jesteśmy tak zafiksowani, że nie pomyśleliśmy nawet o kolekcjonerach- bardzo, bardzo ci dziękuję. Jurek obejmuje mnie ramieniem i odchodzimy w kierunku drzwi.
- A to co?- pyta wskazując na wózek.
- Monika przywiozła ci bułeczki na śniadanko- odpowiada Stefan.
Dostaję przy wszystkich soczystego buziaka. Jurek podchodzi do stołu, nalewa kawę do dwóch kubków i zabiera dwie drożdżówki. Wychodzimy z IT. Jurek zaciąga mnie do kuchni na dole. Stawia na stole kawę i bułki, zdejmuje mi z ramienia torbę i powoli odstawia ją na krzesło. Już chce mnie objąć i pocałować, widzę namiętność w jego oczach. Ja też od wczorajszego wieczora i nocy z Greyem nie myślę o niczym innym, ale teraz przed oczami mam Kaśkę z mokrą głową. Odwracam głowę.
- To może najpierw opowiesz mi coś o Kasi- syczę.
- O Kasi?- wprawiam go w osłupienie- mamy dla siebie chwilę, a ty chcesz rozmawiać o Kaśce?
- Dobrze się znacie?
- Średnio, w życiu Stefana pojawia się i znika. To taki dziwny związek, ale jaki ma być przy ich pracy, no i chyba im to odpowiada...
- Stefana??- teraz to ja przywieram do niego całym ciałem i namiętnie całuję, ale byłam głupia, mam nadzieję, że nie zauważył. Mimo wszystko, miło było być jedyną kobietą w tym teamie.
- Nawet on nie jest w stanie długo wytrzymać bez kobiety...- mówi, gdy nasz pocałunek dobiega końca.
 - I to całkiem niezłej...
 - Niezłej? Kaśka jest jak facet, nie przesadzaj...
- No coś ty? Jest wspaniała, taka wysportowana, naturalna, piękna...
- Ty jesteś piękna- lądujemy na ścianie w żelaznym uścisku. Jurek wyciąga rękę i zamyka na klucz kuchenne drzwi. Po chwili ląduję pupą na stole, a on przyciska mnie do blatu całym sobą.
- Nie jesteś zmęczony?- śmieję się w głos, gdy on całuje moją szyję.
- Nie…- mruczy przesuwając usta po moim ciele w kierunku piersi, rozsuwa poły mojej bluzki i całymi dłońmi obejmuje moje piersi. Obejmuję go nogami i wiję się pod nim. Podniecenie rozlewa się po całym moim ciele- pięknie ci w tych spodniach, ale teraz nie są nam potrzebne- mówi zdejmując ze mnie spodnie i majteczki, pieści przy tym moje pośladki i uda- pończochy zostawimy, uwielbiam je- kładzie się z powrotem na mnie i przyciska mnie swoim ciężarem.
- Proszę wejdź we mnie, proszę- szepczę mu do ucha. Uśmiecha się do mnie. Unosi się nade mną, podpierając się łokciami. Czuję go tam. Z łatwością odnajduje mokrą szparkę, tak bardzo go pragnę. Wsuwa się we mnie powoli, drażni moje wnętrze. Podkulam nogi, podtrzymuje moje uda, po czym prostuje mi prawą nogę, po kilku pchnięciach moja noga opiera się na jego ramieniu. Nie trwa to długo, dochodzimy bezgłośnie bardzo szybko. Leżymy tak jeszcze chwilę, ciężko dysząc.
- Nie mogę uwierzyć. Zrobiłam to drugi raz w firmie...- odchodzi podniecenie i zaczynam czuć panikę- rusz się, muszę się ubrać.
- Spokojnie, zgubiłaś tylko spodnie.
Patrzę na niego z wyrzutem, ale szybko karcę się w myślach „nie zachowuj się tak jakby ciebie tu nie było”. Jak można tak zgłupieć, przecież ktoś mógł nas słyszeć, ktoś mógł chcieć wejść do kuchni. Pospiesznie nasuwam spodnie, jakoś nie mam odwagi na niego spojrzeć.
- Hej- podchodzi do mnie i palcem wskazującym podpiera moja brodę, unosząc moja twarz ku sobie- nie zrobiliśmy nic złego, jesteśmy dorośli, kochamy się…wiesz ile ludzi w tym samym momencie kocha się w biurze?
Nie żeby mnie to uspokoiło, ale wiem, że Jurek chce dobrze, przynajmniej obchodzi go to, co czuję, rzadki okaz! Podobno. Dziewczyny zawsze narzekają, że facet ich nie rozumie, a ten proszę- jedno spojrzenie i wie co mnie trapi.
Nagle odzywa się jego komórka.
- Już się stęskniłeś Stefan?- odbiera bez wstępów, za chwilę mina mu tężeje, bez słowa się rozłącza- gotowa?- zwraca się do mnie- to dobrze, niestety kawę wypijesz beze mnie, muszę wracać- podaje mi kubek i drożdżówkę, całuje mnie w czubek nosa, wychodzimy na korytarz, kuchenne drzwi zatrzaskują się za nami. Ruch na korytarzu jest coraz gęstszy, ale chyba nikt nie zwrócił na nas uwagi- aha, nie wychodź dziś sama z firmy, jakby co zadzwoń do mnie, albo do Stefana.
- Ale…- próbuje się czegoś dowiedzieć, jego wyraz twarzy nie zradza niczego dobrego.
- Słońce błagam, nie teraz- całuje mnie jeszcze raz- pamiętaj, nie wychodź sama- odchodzi i po chwili wystukuje kod przy drzwiach pieczary IT i znika za nimi, a ja powłócząc nogami kieruję się na górę. Uświadamiam sobie, że w weekend było włamanie do willi, w której rzekomo miał przebywać prezes. Coś mi mówi, że atmosfera się zagęszcza. Nie jestem z tego za bardzo zadowolona. W ostatnim czasie wrażeń miałam aż nad to. Cieszę się, że sprawa odszyfrowania zapisów w teczkach jest na dobrej drodze i mam nadzieję, że to wkrótce uspokoi cała sytuację. Nie bardzo wiem, co dokładnie miałoby to spowodować, ale ewidentnie Stefan i prezes pokładają w tej sprawie największe nadzieje. W zamyśleniu docieram do swojego biurka, bezwiednie uruchamiam komputer i odgryzam spory kawałek drożdżówki. Pierwszy tego dnia łyk nieco zimnej już kawy, wpływa na mnie kojąco. Do roboty, pani PO prezesa.

czwartek, 25 kwietnia 2013

IVXL

Gdy docieram do samochodu, już czeka. Musiał chyba wybiec tak jak stał, tak szybko tu się znalazł. Zdążył już wskoczyć w moje ulubione bojówki. Uwielbiam go w nich. Do tego czarny flek i biały t-shirt. Wygląda jak chłopak z moich podstawówkowych marzeń, tylko kolor włosów się nie zgadza. Ten wymarzony zawsze jednak był ciemnowłosy. Ale on jednak stanowi taką całość, że jest dla mnie niezwykle smakowity. Rozważania nad jego wspaniałością burzą mi jednak dzisiejsze wydarzenia. Spokojnie przetrwamy to, ja to wiem, ale widzę, że on się denerwuje i dobrze, ma za swoje. Od kiedy jest we mnie taka pewność i spokój? Kiedy podchodzę do niego, widzę, że chce już otworzyć usta i coś powiedzieć. Nie daje mu tej możliwości i kładę palec na jego ustach, och chciałabym je teraz przygryźć, ale powstrzymuję się i mówię:
- Nie mamy czasu teraz o tym rozmawiać, wsiadaj, mam pomysł na tę waszą kostkę.
Próbuje jeszcze coś powiedzieć, ale kiwam mu palcem.
- Wsiadaj.
Tym razem wsiada bez słowa. Gdy jest już w środku, zaczyna się śmiać. O, tego się nie spodziewałam. Jego śmiech jest jednak zaraźliwy.
- Z czego się tak śmiejesz?- pytam mimo wszystko wesoło.
- Jesteś pełna niespodzianek. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy- opiera łokieć o drzwi i gładzi palcem wskazującym po ustach, ledwo mogę skupić wzrok na drodze. Bardzo mnie elektryzuje jego obecność, cieszę się że jest blisko mnie.
- To zupełny przypadek, przypomniałam sobie o koledze z liceum, który kolekcjonował starą elektronikę...
- Nie o ty mówię, chodzi mi o twoje podejście do sprawy. Jesteś na mnie zła, a mimo to potrafisz się ze mną normalnie komunikować w innych sprawach.
- Nie uważam, że to co się dzieje między nami, powinno mieć wpływ na inne rzeczy, w których bierzemy udział, one nie dotyczą tylko nas.
Milknie na chwilę. Jestem z siebie dumna. Po tym co powiedział, uświadomiłam sobie, że nie zawsze tak było. Ma rację, skubany, jest bardzo przenikliwy. Jakiś czas temu, w tej sytuacji nie rozmawiałabym z nim na żadnej płaszczyźnie. Parkuję przed teatrem. Nasze głowy stykają się, gdy odpinamy pasy. Podnosimy na siebie wzrok.
- Nie pozwolę ci odejść- mówi cicho.
Oddalam się od niego, ale patrzę mu w oczy:
- Zawiodłam się na tobie- uśmiech wraca na moją twarz- ale spokojnie, nigdzie się nie wybieram- nie czekając na jego reakcję, wyskakuję z samochodu. Szybko jest przy mnie. Całym ciałem przyciska mnie do samochodu, obejmuje dłońmi moją twarz i namiętnie mnie całuje. Poddaję się mu, tak dobrze być w jego ramionach. Nasze usta się odsuwają, jeszcze przez chwile ma zamknięte oczy, otwiera je leniwie i mruczy:
- Mniam.
Wykorzystuję chwilę jego nieuwagi i czmycham pod jego ramieniem w kierunku wejścia do teatru.
- Chodź, mamy tu coś do załatwienia- trzymam otwarte potężne drzwi i wyciągam do niego rękę. Jego mina zdradza podziw i uwielbienie. Czuję się w tym momencie kobietą na piedestale. Nie mogę w to uwierzyć. Uwodzę, mieszam w głowie i gram pierwsze skrzypce. To do mnie zupełnie nie podobne, ale nakręca mnie to niesamowicie energetycznie. Teatr jest opustoszały. Od razu od drzwi wejściowych kieruję się na prawo. Są tam kolejne drzwi prowadzące do zejścia schodami w dół do podziemia, jeśli nic się nie zmieniło, to na dole spodziewam się znaleźć Mata. Nie zmieniło się na pewno jedno, po otwarciu drzwi uderza w nas fala dźwięku, wydobywającego się z piwnicy. Na twarzy Jurka maluje się jeden wielki znak zapytania. Chwytam go za rękę i ciągnę po schodach w dół. Muzyka jest tak głośna, że nie słychać nawet naszych kroków na betonowej posadzce. Przemierzamy jeszcze długi korytarz i po chwili docieramy do sali prób. Właśnie zmieniają się tony, jest jeszcze głośniej, do muzyki dołączają głosy chłopaków, od razu rozpoznaję, to „Use somebody” Kings of Leon. Cofam się o krok i pociągam za sobą Jurka. Chcę ich posłuchać. Dźwięki są perfekcyjne, najwyraźniej chłopaki są w dobrej formie. Trochę się denerwuję. Nie wiem, czy znam jeszcze kogoś z zespołu poza Matem, może nadal gra z nim ktoś z liceum. Co ja mu powiem? Cześć, nie widzieliśmy się sto lat, pożycz nośnik danych? Głupio mi, tak się od wszystkich odcięłam po rozstaniu z Adamem. Nie chciałam go przypadkiem spotkać.
- Są nieźli, na prawdę- Jurek mówi wprost do mojego ucha- idziemy?
- Tak, ale pozwólmy im skończyć- stoimy blisko siebie, nagle Jurek przyciąga mnie do siebie jednym ramieniem, zaciska rękę wokół mojej talii i zaczyna się poruszać w rytm muzyki. Stykamy się mocno biodrami, to bardzo podniecające. Jurek wije się jak głos wokalisty wokół śpiewanych słów. Kładę mu dłonie na policzkach i składam delikatny pocałunek na jego ustach, uśmiecha się i nagle mnie odpycha, przechylając mnie tak, że prawie dotykam głową do ziemi. Gryzie mnie w szyję, do której ma teraz świetny dostęp.
- Prrr- słychać pomruk z mikrofonu, gitary powoli milkną- Seba, co to kurwa było, pałeczki pogubiłeś, coś za bardzo zwolniłeś.
Uśmiecham się do siebie, to Mat, nie wiedziałam, że tak dobrze śpiewa, zawsze krył się za gitarą. To chyba dobry moment. Wychylam się zza ściany i staję na przeciwko sceny. Dzieli mnie od niej dobrych 30 kroków. Dolna scena jest odwzorowaniem tej właściwej na górze. Mat właśnie odstawia na podłogę butelkę z wodą. Gdy podnosi głowę nasze oczy się spotykają. Przez chwilę studiuje moją twarz.
- Panowie, moment, mamy gościa- macham do niego niepewnie ręką, a on zeskakuje ze sceny, podchodzi do mnie dość mocno podkreślając każdy krok. Mam chwilę, by mu się przyjrzeć. Kurcze, zmężniał. Jego czarne włosy są asymetrycznie wystrzyżone, z jednej strony grzywa przysłania mu oko, a z drugiej są zupełnie krótkie. Ma na sobie szary t-shirt z jakimiś czarnymi motywami i skórzane czarne spodnie. Gdy sadzi kroki w moim kierunki, jego wielkie buty dzwonią łańcuchami, które są do nich przyczepione. Jego twarz wygląda na mocno zmęczoną, jakby nie spał od wielu godzin, mam złe przeczucie, czyżby coś brał...
- Monika! Co cię sprowadza na stare śmieci, tęsknota?
- Musiałam cię znaleźć, na szczęście nie porzuciłeś muzyki...
- Nigdy, to moje życie.
- Właśnie słyszałam, super brzmiałeś, od kiedy śpiewasz?
- Od jakiś 2 lat, nie mogłem się dogadać z wokalami, ale musiałem trochę oddać gitarę.
- A co poza tym? To twoje jedyne zajęcie?
- Chciałbym, ale ciągle nie. Szara rzeczywistość i brak odpowiednich znajomości, chyba się przeprosimy i pójdziemy na jakiś casting, właśnie mamy próbę przed jednym takim.
- To co robisz poza tym?
- Jeżdżę na TIR-ach- ulżyło mi, to może stąd ten zmęczony wygląd- ale chyba nie po to przyszłaś, żeby zapytać co u mnie...czemu się nie odzywałaś, tak się nie robi, wiesz o tym?- karci mnie na poważnie, a mi jest coraz bardziej głupio.
- Po tej historii z Adamem długo nie mogłam się pozbierać, a widywanie was wiązało się z widywaniem jego, a tego wolałam uniknąć...
- Gdybyś się do nas odezwała, wiedziałbyś, że i on się nie odzywa...
- Serio?! Byliście najlepszymi kumplami, ciężko mi w to uwierzyć
- Prysnął gdzieś, chyba nawet nie skończył tej swojej szkoły, od jego matki słyszałem, że do Holandii chyba wyjechał, a teraz Arek chyba mówił, ze parę tygodni temu na mieście go spotkał, ale nawet nie pogadali, bo gdzieś się spieszył. Arek dzwonił nawet do jego matki, ale mówiła, że znowu wyjechał, eh jesteście siebie warci, nie zostawia się tak kumpli- chyba widzi moje zażenowanie, bo odpuszcza i pyta- no to co cię tak nagle sprowadza?
- Nie jestem sama- unoszę rękę w kierunku ciemnego korytarza- mamy taki problem...kolekcjonowałeś elektronikę, masz coś jeszcze z tego...?
- Cały czas zbieram, a że jeżdżę po Europie moja kolekcja robi się coraz większa, czego szukacie?
Daję mu znak, żeby zaczekał chwilę, odchodzę na parę kroków i wołam Jurka ruchem ręki, podchodzi szybko. Kiedy jest już przy nas dokonuję szybkiej prezentacji:
- Mat mój kumpel z liceum, Jurek mój przyjaciel.
Chłopaki wymieniają dość mocne uściski dłoni i mierzą się wzrokiem. Eh samcy!
- To czego szukacie?
- Jurek, wytłumacz o co chodzi, ja nie bardzo się na tym znam.
- Szukamy pamięci EPROM, ale starej, najlepiej z początku lat 80-tych.
- Mam parę takich modułów- Mat szuka w pamięci- nawet chyba jeden z tego okresu, który was interesuje, tyle, że ten jest na pełnej płycie, sprowadzali to wtedy do Polski i sprzedawali jako IBM.
- Jest szansa, żebyś nam to pokazał- pytam niepewnie.
- Musielibyście poczekać, mamy jeszcze pół godziny grania, nie da rady inaczej, jutro znowu jadę w trasę.
- Jasne, że poczekamy, dzięki- odpowiada za nas Jurek. Usadawiamy się na ławce pod ścianą i wkrótce otaczają nas kolejne dźwięki, tym razem to moje ukochane „Going under”, tyle, że w wersji męskiej, a Mat na serio daje radę. Nie słyszałam jeszcze takiego wykonania. Wstaję z miejsca i śpiewam z nim, na szczęście nie jestem w stanie mu przeszkodzić, muzyka totalnie mnie zagłusza. Mat unosi powieki, przez chwilę jakby niczego nie widział, jakby nie było nic poza muzyką. Dostrzega mnie jednak i wpatruje się przez chwilę, po czym delikatnie się uśmiechać. Natychmiast słychać ten jego uśmiech w przekazie, więc mocno zaciska powieki by skupić się całkowicie na śpiewie. Gdy kończą, unoszę ręce wysoko nad głowę i klaszcze, wydając z siebie piski zachwytu. Zespół prycha śmiechem, ale za chwilę gitara gra cudny wstępniak, poznam go wszędzie, to „Child of mine” Gunsów. Piszczę jeszcze głośniej, ale nie mam szans w pojedynkę przekrzyczeć chłopaków. Próbuję ich rozpoznać, ale chyba żaden z nich nie grał z Matem w szkole. Podrygując do muzyki spoglądam na Jurka. Nadal siedzi na ławce. Jest pochylony. Opiera łokcie na kolanach i wpatruje się we mnie. Przysiadam koło niego.
- Ale mi tego brakowało- mówię mu wprost do ucha.
- Mata?
Czyżby był zazdrosny? Pukam się w czoło.
- Muzy, kiedyś spędzałam tu prawie każde popołudnie- krzyczę- chodź, wyjdziemy na zewnątrz.
Wstajemy, czekam aż Mat popatrzy w nasza stronę i daję mu znak, że będziemy na górze, podnosi rękę w górę, dając znak, że zrozumiał.
- Nie podoba ci się?- pytam gdy docieramy na górę.
- Muzyka super, spojrzenie pana Mata mniej, jak on właściwie ma na imię?
Chichoczę. Wychodzimy na zewnątrz i stajemy przy samochodzie.
- Mateusz, a co z jego spojrzeniem jest nie tak?
- Strasznie cię taksował wzrokiem.
Zastanawiam się nad ty głośno:
- Nie zauważyłam, ale wiesz? To możliwe. Ostatni raz jak mnie widział byłam trochę inna, nosiłam powłóczyste suknie i malowałam usta na czarno. Dziś nie jestem może w garsonce, ale w takim wydaniu też mnie chyba nigdy nie widział, poza tym nie oszukujmy się, on też się zmienił i muszę przyznać, że wygląda fajnie, tylko jakiś strasznie zmęczony jest.
- Dobrze się znacie, co?- stoi jak skała, jego ręce są splecione na klatce piersiowej, twarz próbuje nie wyrażać żadnych emocji. Staram się nie wybuchnąć śmiechem, on na prawdę jest zazdrosny.
- Nieźle, ale to czas przeszły. Byliśmy bardzo blisko w liceum, no jeszcze na pierwszym roku, potem się rozpadło.
- Blisko?
- To wtedy był najlepszy kumpel Adama, trzymaliśmy się w trójkę dość mocno, a potem jak się okazuje, obydwoje go zostawiliśmy, ale jak mogłam się trzymać Mata? To był przyjaciel Adama, a nie mój, moim stał się poprzez Adama...skąd miałam wiedzieć, że on też go zostawił...
- Może myślał jak ty
- Może...eh jakie to ma teraz znaczenie, ale strasznie żałuję teraz, gdy go zobaczyłam...trochę razem przeszliśmy
- Właśnie- oboje patrzymy gdzieś w dal, ale chyba każde z nas myśli o czymś innym, ja o Macie, o straconych chwilach, o tym co każde z nas przeżyło przez ten czas oddzielnie i jak szkoda utraconych przyjaźni, tym bardziej, że niewiele takich jak ta trafiło mi się w życiu. Nie czarujmy się jednak, gdyby nie Adam nie przyjaźniłabym się z Matem, a może?
- Hej- wyrywam Jurka z zamyślenia, gładząc go wskazującym palcem po policzku. Uśmiecha się i przekłada mój palec na swoje usta, składa na nim przelotny pocałunek.
- Myślę o Kompasie, nie powinienem odpuszczać, co?
- Ale to on wyjechał...
- Wiem, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to ja coś zrobiłem, albo inaczej...że ma to jakiś związek ze mną...nie wiem, w Gdyni nic nie wskazywało na to, żeby chciał zrobić taki krok...
Przemyślenia Jurka przerywają otwierające się z hukiem wielkie drzwi. To Mat.
- No dobra, chłopaki jeszcze grają, ale jak mamy to załatwić to idziemy, bo jutro znowu jadę w trasę. To twój wozik- gwiżdże z podziwem- w życiu bym nie powiedział, że będziesz jeździć czymś takim, w ogóle, że będziesz prowadzić...
- A pomyślałbyś, że będziesz jeździł na TIR-ach?- odpowiadam zadziornie.
- No co ty? Ale nie jest najgorzej. To daje sporą wolność, no i mogę sporo grać, w trasie też dużo piszę, wiecie godziny za kółkiem i czysta głowa...
- Czyli nie narzekasz?
- Chętnie zamieniłbym te moje kursy na trasy koncertowe, ale mogłoby być gorzej. Mógłbym siedzieć teraz za biurkiem i nie mieć czasu na granie.
- To dokąd?- pytam, gdy jesteśmy już w środku, Jurek potulnie wpasował się na tylne siedzenie. Chyba ciągle myśli o Kompasie. Ciągle się jakby obwinia, a jaki miał na to wpływ i to przy trybie pracy kumpla.
- Nadal mam to wszystko u matki, musi mnie niestety znosić, ale tylko w weekendy, więc niech nie narzeka...
- Nie próbowałeś się wyprowadzić?
- Raz, miałem taką panienkę, ale nie zdzierżyłem, w kapcie mnie chciała wsadzić- Mat śmieje się głośno, co dziwne żart podziałał też na Jurka- a po co wam właściwie ten EPROM.
Jurek przesuwa się bliżej nas, łapiąc się za zagłówki przednich siedzeń. No dawaj geniuszu, co mu powiesz?
- Jestem programistą i robimy taki projekt badawczy...krótko mówiąc, odtwarzamy czytnik do takiego starego EPROMA, ale potrzebujemy go podpiąć najpierw do innego, żeby nie wyczyścić tego właściwego.
- To ma sens, ale wtedy skasujecie pewnie mojego...
- No tak- mówi powoli Jurek, brzmi to tak jakby Mat chciał się wycofać.
- Spokojnie, nawet nie wiem co na nim jest, kupiłem go parę lat temu gdzieś na giełdzie, razem z płytą. Widzę, że jeszcze pamiętasz mój adres- mówi, gdy podjeżdżam pod jego dom.
- Jak mogłabym zapomnieć, to był mój drugi dom, nikt nie miał takiej matki jak ty...
- Nie mogę uwierzyć, że to się tak rozsypało, wysiada z samochodu, kiedy widzi, że my nie, zagląda z powrotem do środka- a wy nie idziecie?
- Zobacz, która godzina, to nie jest odpowiedni moment na wizytę po latach.
- Spokojnie, graty mam w piwnicy- podsuwa fotel pasażera do przodu, by ułatwić Jurkowi wydostanie się z tylnego siedzenia. Wchodzimy do budynku i kierujemy się na dół. Podchodzimy do ciężkich drzwi.
- Kupiłem piwnice od kilku sąsiadów, bo już mi matka groziła, że wywali mi kolekcję- tłumaczy otwierając zamek. Naciska przycisk na ścianie i po chwili nagrzewają się liczne energooszczędne żarówki. Naszym oczom ukazuje się pod linijkę urządzona wystawa elektronicznych rupieci, hm rupieci dla mnie, dla Mata skarbów, dla Jurka najwyraźniej też. Wpada do środka jak dziecko do sklepu z zabawkami. Chłopaki szybko odnajdują wspólny język, wymieniając się uwagami na temat poszczególnych przedmiotów, których nazw nie jestem nawet w stanie powtórzyć. Umawiają się nawet na partyjkę jakiejś gry na Atari, zaraz po powrocie Mata z kolejnego kursu.
- MM- chrząkam zniecierpliwiona- panowie do rzeczy. Patrzą na mnie zupełnie bez zrozumienia. Odkładają to, co mają aktualnie w rękach. Mat bez słowa sięga na półkę wyżej.
- A oto mój EPROM, podobno lata 80-te...- kładzie płytę delikatnie na rękach Jurka. Ten ogląda element z każdej strony.
- Tylko, żeby jej użyć, musielibyśmy zniszczyć to mocowanie...nie mogę tego wziąć, zniszczymy ją...
- To oddacie zniszczoną, ja nie będę jej nigdzie podłączał, może trafię gdzieś inną, to odkupię i najwyżej oddasz mi kasę.
Jurek patrzy na Mata z podziwem i wielką wdzięcznością. Wyciąga do niego wyprostowaną rękę. Mat odwzajemnia uścisk. Wreszcie znalazł kogoś, kto docenił jego zbieraninę. Odkąd pamiętam, nikt nie podzielał jego zachwytów nad kolejnymi zdobyczami. Mat pakuje znalezisko do odpowiedniego kartonu, zawijając je uprzednio w folię bąbelkową i z namaszczeniem oddaje Jurkowi.
- Obiecaj, że nie stracimy znowu kontaktu- mówię, gdy żegnamy się przy samochodzie.
Mat obejmuje mnie mocno.
- To raczej ty obiecaj, ja nie chciałem odpuścić pamiętasz?- gani mnie wzrokiem.
- Okej, teraz ja tego dopilnuję, widzimy się w sobotę.
- Nie- rzuca- w piątek, w Korsarzu, gramy koncert, przyjdźcie, tym razem moje kawałki.
- Nie odpuścimy- mówi Jurek i mocno przybijają dłonie. Chyba znaleźli nić porozumienia.
Wsiadamy do samochodu.
- To co teraz?- pyta Jurek.
- Idziemy spać...
- Do ciebie, czy do mnie?
- Dziś do mnie, chcę dziś być u siebie, nie czuję się jeszcze zbyt pewnie- odpowiadam.
Całuje mnie miękko w policzek.
- Zawieź mnie pod dom, jak możesz. Wezmę swój samochód i zawiozę ten skarb od razu do Stefana.
- Ok, czyli tę noc spędzę jednak sama- jestem pewna, że nie wróci na noc, gdy już zaczną.
- Jeśli skończymy przed ranem, przyjadę prosto do ciebie.
- Dobrze- sięgam do torebki- weź klucze, żebyś mnie nie budził.
Jurek uśmiecha się błogo. Już wie, że to będzie jego komplet.