czwartek, 25 kwietnia 2013

IVXL

Gdy docieram do samochodu, już czeka. Musiał chyba wybiec tak jak stał, tak szybko tu się znalazł. Zdążył już wskoczyć w moje ulubione bojówki. Uwielbiam go w nich. Do tego czarny flek i biały t-shirt. Wygląda jak chłopak z moich podstawówkowych marzeń, tylko kolor włosów się nie zgadza. Ten wymarzony zawsze jednak był ciemnowłosy. Ale on jednak stanowi taką całość, że jest dla mnie niezwykle smakowity. Rozważania nad jego wspaniałością burzą mi jednak dzisiejsze wydarzenia. Spokojnie przetrwamy to, ja to wiem, ale widzę, że on się denerwuje i dobrze, ma za swoje. Od kiedy jest we mnie taka pewność i spokój? Kiedy podchodzę do niego, widzę, że chce już otworzyć usta i coś powiedzieć. Nie daje mu tej możliwości i kładę palec na jego ustach, och chciałabym je teraz przygryźć, ale powstrzymuję się i mówię:
- Nie mamy czasu teraz o tym rozmawiać, wsiadaj, mam pomysł na tę waszą kostkę.
Próbuje jeszcze coś powiedzieć, ale kiwam mu palcem.
- Wsiadaj.
Tym razem wsiada bez słowa. Gdy jest już w środku, zaczyna się śmiać. O, tego się nie spodziewałam. Jego śmiech jest jednak zaraźliwy.
- Z czego się tak śmiejesz?- pytam mimo wszystko wesoło.
- Jesteś pełna niespodzianek. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy- opiera łokieć o drzwi i gładzi palcem wskazującym po ustach, ledwo mogę skupić wzrok na drodze. Bardzo mnie elektryzuje jego obecność, cieszę się że jest blisko mnie.
- To zupełny przypadek, przypomniałam sobie o koledze z liceum, który kolekcjonował starą elektronikę...
- Nie o ty mówię, chodzi mi o twoje podejście do sprawy. Jesteś na mnie zła, a mimo to potrafisz się ze mną normalnie komunikować w innych sprawach.
- Nie uważam, że to co się dzieje między nami, powinno mieć wpływ na inne rzeczy, w których bierzemy udział, one nie dotyczą tylko nas.
Milknie na chwilę. Jestem z siebie dumna. Po tym co powiedział, uświadomiłam sobie, że nie zawsze tak było. Ma rację, skubany, jest bardzo przenikliwy. Jakiś czas temu, w tej sytuacji nie rozmawiałabym z nim na żadnej płaszczyźnie. Parkuję przed teatrem. Nasze głowy stykają się, gdy odpinamy pasy. Podnosimy na siebie wzrok.
- Nie pozwolę ci odejść- mówi cicho.
Oddalam się od niego, ale patrzę mu w oczy:
- Zawiodłam się na tobie- uśmiech wraca na moją twarz- ale spokojnie, nigdzie się nie wybieram- nie czekając na jego reakcję, wyskakuję z samochodu. Szybko jest przy mnie. Całym ciałem przyciska mnie do samochodu, obejmuje dłońmi moją twarz i namiętnie mnie całuje. Poddaję się mu, tak dobrze być w jego ramionach. Nasze usta się odsuwają, jeszcze przez chwile ma zamknięte oczy, otwiera je leniwie i mruczy:
- Mniam.
Wykorzystuję chwilę jego nieuwagi i czmycham pod jego ramieniem w kierunku wejścia do teatru.
- Chodź, mamy tu coś do załatwienia- trzymam otwarte potężne drzwi i wyciągam do niego rękę. Jego mina zdradza podziw i uwielbienie. Czuję się w tym momencie kobietą na piedestale. Nie mogę w to uwierzyć. Uwodzę, mieszam w głowie i gram pierwsze skrzypce. To do mnie zupełnie nie podobne, ale nakręca mnie to niesamowicie energetycznie. Teatr jest opustoszały. Od razu od drzwi wejściowych kieruję się na prawo. Są tam kolejne drzwi prowadzące do zejścia schodami w dół do podziemia, jeśli nic się nie zmieniło, to na dole spodziewam się znaleźć Mata. Nie zmieniło się na pewno jedno, po otwarciu drzwi uderza w nas fala dźwięku, wydobywającego się z piwnicy. Na twarzy Jurka maluje się jeden wielki znak zapytania. Chwytam go za rękę i ciągnę po schodach w dół. Muzyka jest tak głośna, że nie słychać nawet naszych kroków na betonowej posadzce. Przemierzamy jeszcze długi korytarz i po chwili docieramy do sali prób. Właśnie zmieniają się tony, jest jeszcze głośniej, do muzyki dołączają głosy chłopaków, od razu rozpoznaję, to „Use somebody” Kings of Leon. Cofam się o krok i pociągam za sobą Jurka. Chcę ich posłuchać. Dźwięki są perfekcyjne, najwyraźniej chłopaki są w dobrej formie. Trochę się denerwuję. Nie wiem, czy znam jeszcze kogoś z zespołu poza Matem, może nadal gra z nim ktoś z liceum. Co ja mu powiem? Cześć, nie widzieliśmy się sto lat, pożycz nośnik danych? Głupio mi, tak się od wszystkich odcięłam po rozstaniu z Adamem. Nie chciałam go przypadkiem spotkać.
- Są nieźli, na prawdę- Jurek mówi wprost do mojego ucha- idziemy?
- Tak, ale pozwólmy im skończyć- stoimy blisko siebie, nagle Jurek przyciąga mnie do siebie jednym ramieniem, zaciska rękę wokół mojej talii i zaczyna się poruszać w rytm muzyki. Stykamy się mocno biodrami, to bardzo podniecające. Jurek wije się jak głos wokalisty wokół śpiewanych słów. Kładę mu dłonie na policzkach i składam delikatny pocałunek na jego ustach, uśmiecha się i nagle mnie odpycha, przechylając mnie tak, że prawie dotykam głową do ziemi. Gryzie mnie w szyję, do której ma teraz świetny dostęp.
- Prrr- słychać pomruk z mikrofonu, gitary powoli milkną- Seba, co to kurwa było, pałeczki pogubiłeś, coś za bardzo zwolniłeś.
Uśmiecham się do siebie, to Mat, nie wiedziałam, że tak dobrze śpiewa, zawsze krył się za gitarą. To chyba dobry moment. Wychylam się zza ściany i staję na przeciwko sceny. Dzieli mnie od niej dobrych 30 kroków. Dolna scena jest odwzorowaniem tej właściwej na górze. Mat właśnie odstawia na podłogę butelkę z wodą. Gdy podnosi głowę nasze oczy się spotykają. Przez chwilę studiuje moją twarz.
- Panowie, moment, mamy gościa- macham do niego niepewnie ręką, a on zeskakuje ze sceny, podchodzi do mnie dość mocno podkreślając każdy krok. Mam chwilę, by mu się przyjrzeć. Kurcze, zmężniał. Jego czarne włosy są asymetrycznie wystrzyżone, z jednej strony grzywa przysłania mu oko, a z drugiej są zupełnie krótkie. Ma na sobie szary t-shirt z jakimiś czarnymi motywami i skórzane czarne spodnie. Gdy sadzi kroki w moim kierunki, jego wielkie buty dzwonią łańcuchami, które są do nich przyczepione. Jego twarz wygląda na mocno zmęczoną, jakby nie spał od wielu godzin, mam złe przeczucie, czyżby coś brał...
- Monika! Co cię sprowadza na stare śmieci, tęsknota?
- Musiałam cię znaleźć, na szczęście nie porzuciłeś muzyki...
- Nigdy, to moje życie.
- Właśnie słyszałam, super brzmiałeś, od kiedy śpiewasz?
- Od jakiś 2 lat, nie mogłem się dogadać z wokalami, ale musiałem trochę oddać gitarę.
- A co poza tym? To twoje jedyne zajęcie?
- Chciałbym, ale ciągle nie. Szara rzeczywistość i brak odpowiednich znajomości, chyba się przeprosimy i pójdziemy na jakiś casting, właśnie mamy próbę przed jednym takim.
- To co robisz poza tym?
- Jeżdżę na TIR-ach- ulżyło mi, to może stąd ten zmęczony wygląd- ale chyba nie po to przyszłaś, żeby zapytać co u mnie...czemu się nie odzywałaś, tak się nie robi, wiesz o tym?- karci mnie na poważnie, a mi jest coraz bardziej głupio.
- Po tej historii z Adamem długo nie mogłam się pozbierać, a widywanie was wiązało się z widywaniem jego, a tego wolałam uniknąć...
- Gdybyś się do nas odezwała, wiedziałbyś, że i on się nie odzywa...
- Serio?! Byliście najlepszymi kumplami, ciężko mi w to uwierzyć
- Prysnął gdzieś, chyba nawet nie skończył tej swojej szkoły, od jego matki słyszałem, że do Holandii chyba wyjechał, a teraz Arek chyba mówił, ze parę tygodni temu na mieście go spotkał, ale nawet nie pogadali, bo gdzieś się spieszył. Arek dzwonił nawet do jego matki, ale mówiła, że znowu wyjechał, eh jesteście siebie warci, nie zostawia się tak kumpli- chyba widzi moje zażenowanie, bo odpuszcza i pyta- no to co cię tak nagle sprowadza?
- Nie jestem sama- unoszę rękę w kierunku ciemnego korytarza- mamy taki problem...kolekcjonowałeś elektronikę, masz coś jeszcze z tego...?
- Cały czas zbieram, a że jeżdżę po Europie moja kolekcja robi się coraz większa, czego szukacie?
Daję mu znak, żeby zaczekał chwilę, odchodzę na parę kroków i wołam Jurka ruchem ręki, podchodzi szybko. Kiedy jest już przy nas dokonuję szybkiej prezentacji:
- Mat mój kumpel z liceum, Jurek mój przyjaciel.
Chłopaki wymieniają dość mocne uściski dłoni i mierzą się wzrokiem. Eh samcy!
- To czego szukacie?
- Jurek, wytłumacz o co chodzi, ja nie bardzo się na tym znam.
- Szukamy pamięci EPROM, ale starej, najlepiej z początku lat 80-tych.
- Mam parę takich modułów- Mat szuka w pamięci- nawet chyba jeden z tego okresu, który was interesuje, tyle, że ten jest na pełnej płycie, sprowadzali to wtedy do Polski i sprzedawali jako IBM.
- Jest szansa, żebyś nam to pokazał- pytam niepewnie.
- Musielibyście poczekać, mamy jeszcze pół godziny grania, nie da rady inaczej, jutro znowu jadę w trasę.
- Jasne, że poczekamy, dzięki- odpowiada za nas Jurek. Usadawiamy się na ławce pod ścianą i wkrótce otaczają nas kolejne dźwięki, tym razem to moje ukochane „Going under”, tyle, że w wersji męskiej, a Mat na serio daje radę. Nie słyszałam jeszcze takiego wykonania. Wstaję z miejsca i śpiewam z nim, na szczęście nie jestem w stanie mu przeszkodzić, muzyka totalnie mnie zagłusza. Mat unosi powieki, przez chwilę jakby niczego nie widział, jakby nie było nic poza muzyką. Dostrzega mnie jednak i wpatruje się przez chwilę, po czym delikatnie się uśmiechać. Natychmiast słychać ten jego uśmiech w przekazie, więc mocno zaciska powieki by skupić się całkowicie na śpiewie. Gdy kończą, unoszę ręce wysoko nad głowę i klaszcze, wydając z siebie piski zachwytu. Zespół prycha śmiechem, ale za chwilę gitara gra cudny wstępniak, poznam go wszędzie, to „Child of mine” Gunsów. Piszczę jeszcze głośniej, ale nie mam szans w pojedynkę przekrzyczeć chłopaków. Próbuję ich rozpoznać, ale chyba żaden z nich nie grał z Matem w szkole. Podrygując do muzyki spoglądam na Jurka. Nadal siedzi na ławce. Jest pochylony. Opiera łokcie na kolanach i wpatruje się we mnie. Przysiadam koło niego.
- Ale mi tego brakowało- mówię mu wprost do ucha.
- Mata?
Czyżby był zazdrosny? Pukam się w czoło.
- Muzy, kiedyś spędzałam tu prawie każde popołudnie- krzyczę- chodź, wyjdziemy na zewnątrz.
Wstajemy, czekam aż Mat popatrzy w nasza stronę i daję mu znak, że będziemy na górze, podnosi rękę w górę, dając znak, że zrozumiał.
- Nie podoba ci się?- pytam gdy docieramy na górę.
- Muzyka super, spojrzenie pana Mata mniej, jak on właściwie ma na imię?
Chichoczę. Wychodzimy na zewnątrz i stajemy przy samochodzie.
- Mateusz, a co z jego spojrzeniem jest nie tak?
- Strasznie cię taksował wzrokiem.
Zastanawiam się nad ty głośno:
- Nie zauważyłam, ale wiesz? To możliwe. Ostatni raz jak mnie widział byłam trochę inna, nosiłam powłóczyste suknie i malowałam usta na czarno. Dziś nie jestem może w garsonce, ale w takim wydaniu też mnie chyba nigdy nie widział, poza tym nie oszukujmy się, on też się zmienił i muszę przyznać, że wygląda fajnie, tylko jakiś strasznie zmęczony jest.
- Dobrze się znacie, co?- stoi jak skała, jego ręce są splecione na klatce piersiowej, twarz próbuje nie wyrażać żadnych emocji. Staram się nie wybuchnąć śmiechem, on na prawdę jest zazdrosny.
- Nieźle, ale to czas przeszły. Byliśmy bardzo blisko w liceum, no jeszcze na pierwszym roku, potem się rozpadło.
- Blisko?
- To wtedy był najlepszy kumpel Adama, trzymaliśmy się w trójkę dość mocno, a potem jak się okazuje, obydwoje go zostawiliśmy, ale jak mogłam się trzymać Mata? To był przyjaciel Adama, a nie mój, moim stał się poprzez Adama...skąd miałam wiedzieć, że on też go zostawił...
- Może myślał jak ty
- Może...eh jakie to ma teraz znaczenie, ale strasznie żałuję teraz, gdy go zobaczyłam...trochę razem przeszliśmy
- Właśnie- oboje patrzymy gdzieś w dal, ale chyba każde z nas myśli o czymś innym, ja o Macie, o straconych chwilach, o tym co każde z nas przeżyło przez ten czas oddzielnie i jak szkoda utraconych przyjaźni, tym bardziej, że niewiele takich jak ta trafiło mi się w życiu. Nie czarujmy się jednak, gdyby nie Adam nie przyjaźniłabym się z Matem, a może?
- Hej- wyrywam Jurka z zamyślenia, gładząc go wskazującym palcem po policzku. Uśmiecha się i przekłada mój palec na swoje usta, składa na nim przelotny pocałunek.
- Myślę o Kompasie, nie powinienem odpuszczać, co?
- Ale to on wyjechał...
- Wiem, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to ja coś zrobiłem, albo inaczej...że ma to jakiś związek ze mną...nie wiem, w Gdyni nic nie wskazywało na to, żeby chciał zrobić taki krok...
Przemyślenia Jurka przerywają otwierające się z hukiem wielkie drzwi. To Mat.
- No dobra, chłopaki jeszcze grają, ale jak mamy to załatwić to idziemy, bo jutro znowu jadę w trasę. To twój wozik- gwiżdże z podziwem- w życiu bym nie powiedział, że będziesz jeździć czymś takim, w ogóle, że będziesz prowadzić...
- A pomyślałbyś, że będziesz jeździł na TIR-ach?- odpowiadam zadziornie.
- No co ty? Ale nie jest najgorzej. To daje sporą wolność, no i mogę sporo grać, w trasie też dużo piszę, wiecie godziny za kółkiem i czysta głowa...
- Czyli nie narzekasz?
- Chętnie zamieniłbym te moje kursy na trasy koncertowe, ale mogłoby być gorzej. Mógłbym siedzieć teraz za biurkiem i nie mieć czasu na granie.
- To dokąd?- pytam, gdy jesteśmy już w środku, Jurek potulnie wpasował się na tylne siedzenie. Chyba ciągle myśli o Kompasie. Ciągle się jakby obwinia, a jaki miał na to wpływ i to przy trybie pracy kumpla.
- Nadal mam to wszystko u matki, musi mnie niestety znosić, ale tylko w weekendy, więc niech nie narzeka...
- Nie próbowałeś się wyprowadzić?
- Raz, miałem taką panienkę, ale nie zdzierżyłem, w kapcie mnie chciała wsadzić- Mat śmieje się głośno, co dziwne żart podziałał też na Jurka- a po co wam właściwie ten EPROM.
Jurek przesuwa się bliżej nas, łapiąc się za zagłówki przednich siedzeń. No dawaj geniuszu, co mu powiesz?
- Jestem programistą i robimy taki projekt badawczy...krótko mówiąc, odtwarzamy czytnik do takiego starego EPROMA, ale potrzebujemy go podpiąć najpierw do innego, żeby nie wyczyścić tego właściwego.
- To ma sens, ale wtedy skasujecie pewnie mojego...
- No tak- mówi powoli Jurek, brzmi to tak jakby Mat chciał się wycofać.
- Spokojnie, nawet nie wiem co na nim jest, kupiłem go parę lat temu gdzieś na giełdzie, razem z płytą. Widzę, że jeszcze pamiętasz mój adres- mówi, gdy podjeżdżam pod jego dom.
- Jak mogłabym zapomnieć, to był mój drugi dom, nikt nie miał takiej matki jak ty...
- Nie mogę uwierzyć, że to się tak rozsypało, wysiada z samochodu, kiedy widzi, że my nie, zagląda z powrotem do środka- a wy nie idziecie?
- Zobacz, która godzina, to nie jest odpowiedni moment na wizytę po latach.
- Spokojnie, graty mam w piwnicy- podsuwa fotel pasażera do przodu, by ułatwić Jurkowi wydostanie się z tylnego siedzenia. Wchodzimy do budynku i kierujemy się na dół. Podchodzimy do ciężkich drzwi.
- Kupiłem piwnice od kilku sąsiadów, bo już mi matka groziła, że wywali mi kolekcję- tłumaczy otwierając zamek. Naciska przycisk na ścianie i po chwili nagrzewają się liczne energooszczędne żarówki. Naszym oczom ukazuje się pod linijkę urządzona wystawa elektronicznych rupieci, hm rupieci dla mnie, dla Mata skarbów, dla Jurka najwyraźniej też. Wpada do środka jak dziecko do sklepu z zabawkami. Chłopaki szybko odnajdują wspólny język, wymieniając się uwagami na temat poszczególnych przedmiotów, których nazw nie jestem nawet w stanie powtórzyć. Umawiają się nawet na partyjkę jakiejś gry na Atari, zaraz po powrocie Mata z kolejnego kursu.
- MM- chrząkam zniecierpliwiona- panowie do rzeczy. Patrzą na mnie zupełnie bez zrozumienia. Odkładają to, co mają aktualnie w rękach. Mat bez słowa sięga na półkę wyżej.
- A oto mój EPROM, podobno lata 80-te...- kładzie płytę delikatnie na rękach Jurka. Ten ogląda element z każdej strony.
- Tylko, żeby jej użyć, musielibyśmy zniszczyć to mocowanie...nie mogę tego wziąć, zniszczymy ją...
- To oddacie zniszczoną, ja nie będę jej nigdzie podłączał, może trafię gdzieś inną, to odkupię i najwyżej oddasz mi kasę.
Jurek patrzy na Mata z podziwem i wielką wdzięcznością. Wyciąga do niego wyprostowaną rękę. Mat odwzajemnia uścisk. Wreszcie znalazł kogoś, kto docenił jego zbieraninę. Odkąd pamiętam, nikt nie podzielał jego zachwytów nad kolejnymi zdobyczami. Mat pakuje znalezisko do odpowiedniego kartonu, zawijając je uprzednio w folię bąbelkową i z namaszczeniem oddaje Jurkowi.
- Obiecaj, że nie stracimy znowu kontaktu- mówię, gdy żegnamy się przy samochodzie.
Mat obejmuje mnie mocno.
- To raczej ty obiecaj, ja nie chciałem odpuścić pamiętasz?- gani mnie wzrokiem.
- Okej, teraz ja tego dopilnuję, widzimy się w sobotę.
- Nie- rzuca- w piątek, w Korsarzu, gramy koncert, przyjdźcie, tym razem moje kawałki.
- Nie odpuścimy- mówi Jurek i mocno przybijają dłonie. Chyba znaleźli nić porozumienia.
Wsiadamy do samochodu.
- To co teraz?- pyta Jurek.
- Idziemy spać...
- Do ciebie, czy do mnie?
- Dziś do mnie, chcę dziś być u siebie, nie czuję się jeszcze zbyt pewnie- odpowiadam.
Całuje mnie miękko w policzek.
- Zawieź mnie pod dom, jak możesz. Wezmę swój samochód i zawiozę ten skarb od razu do Stefana.
- Ok, czyli tę noc spędzę jednak sama- jestem pewna, że nie wróci na noc, gdy już zaczną.
- Jeśli skończymy przed ranem, przyjadę prosto do ciebie.
- Dobrze- sięgam do torebki- weź klucze, żebyś mnie nie budził.
Jurek uśmiecha się błogo. Już wie, że to będzie jego komplet.

3 komentarze:

  1. Kiedy kolejny rozdział ? Czekam z niecierpliwością :)!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieje się! Czekam na kolejne "odcinki"!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam za chwilową przerwę, mam nadzieję dodać kolejny odcinek dziś wieczorem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń