czwartek, 28 marca 2013

XXXIX

- Jak ty to robisz?
- Co?- pyta i nie odrywa się od podgryzania mojego ucha.
- Gdy wsiadaliśmy do samochodu, mówiłeś o kipiszu w willi Małeckiego, potem o walce z urządzeniem, a za chwilę cały skupiłeś się na mnie i teraz nie pozwalasz mi jasno myśleć, tylko doprowadzasz mnie do szaleństwa w samochodzie zaparkowanym przy bardzo ruchliwej ulicy, na bardzo uczęszczanym parkingu- mówię dość wolno, bo faktycznie trudno mi się skupić, gdy jego usta znajdują się na moim uchu, a palce nieśpiesznie wędrują po moim udzie.
- To przez ciebie..
- Co?!!- prawie piszczę, przestaje mnie całować.
- Nie tak wyobrażałem sobie tę sobotę. Chciałem spędzić ją z tobą, najchętniej w łóżku, ale nie koniecznie, ważne żeby sam na sam, a zamiast tego najpierw telefon z fabryki, a potem nieplanowany obiad z rodziną.
No nie, zaczynają się wyrzuty!
- Mogłeś dać znać, że nie masz na to ochoty, sam chciałeś po mnie przyjść....
- Łoł, łoł, łow- wyciąga przed siebie dłonie w geście zwolnij- Mała wszystko gra. Chcę być częścią twojego życia, więc bardzo zależało mi na tym żeby poznać twoją rodzinę, jutro ty poznasz moją i super, ale nie zmienia to faktu, że wszystko o czym teraz myślę- jego głos zniża się do poziomu, ponownie powodującego dreszcz na całym moim ciele- to wziąć cię tu i teraz, albo jeszcze lepiej, za pół godziny na mojej kanapie.
Moja irytacja mija nagle, zawstydzam się, wypuszczam gwałtownie powietrze i mówię:
- Jedźmy, nie możemy dać kanapie czekać...
Uśmiecha się i wraca na swoje miejsce, rozsiadając się wygodnie. W drodze prawie się nie odzywamy, chyba obydwoje bardzo czekamy na to, by być tylko we dwoje. Jeszcze trochę mam opory, by wykrzyczeć mu jak bardzo go pragnę, nie przejmuję inicjatywy, pozwalam by to on dyktował tempo. Czuję się w tym bardzo komfortowo, tym bardziej, że to co robi bardzo mi odpowiada. Czuję jak mnie obserwuje i analizuje co sprawia mi największą przyjemność. Tuląc się do siebie wchodzimy na górę. Porozumiewamy się tylko wymownymi spojrzeniami i ulotnym dotykiem. Nie wypuszcza mnie z ciasnego objęcia silnego ramienia, a drugą ręką wyjmuje z kieszeni brzęczące klucze i otwiera drzwi. Jego uścisk ani na chwilę nie słabnie, gdy pozbawia mnie i siebie kurtek. Zrzucamy z nóg buty. Teraz obejmuje mnie ciasno obiema rękoma. Przywieram do niego każdym możliwym centymetrem ciała. Żałuję tylko, że dzielą nas ubrania. Nie przerywając uścisku i pocałunku kładzie mnie delikatnie na kanapie, mocno podtrzymując moje plecy rozpostartą dłonią. Po chwili gwałtownie odrywa swoje usta od moich i podpierając się o oparcie kanapy staje obok niej. Patrzę na niego z niezadowoloną miną.
- Tak będzie szybciej- uśmiecha się i chwyta swoją koszulkę na wysokości karku, po czym ściąga ją z siebie jednym ruchem, po chwili nie ma też na sobie skarpetek. Teraz wygląda tak, jak najbardziej lubię, ma sobie tylko spodnie, tym razem poprzecierane dżinsy. Przez myśl przebiega mi obraz Greya z pokoju zabaw. Marzenia się spełniają? Wyciągam rękę i chwytam go za spodnie tam gdzie mają guzik i rozpinam go. Jurek wciąga głośno powietrze. Pochyla się nade mną, ale wyciąga rękę gdzieś dalej. Po chwili w pokoju roztaczają się pierwsze dźwięki. Rozpoznaję co to jest, ale nie jest to oryginalne wykonanie. To „I folow rivers”, ale śpiewa to facet i to bardzo fajnie. Zamykam oczy i zachłystuję się muzyką. Ręce Jurka przypuszczają atak na moje ubrania. Rozpina moje dżinsy, jednym kolanem znajduje się między moimi nogami i niespiesznie zsuwa ze mnie spodnie. Gdy mam już na nogach tylko pończochy, kładzie moją prawą stopę na swoim ramieniu i odwraca ku niej głowę.
- Uwielbiam to, że lubisz pończochy- mruczy gryząc mnie w kostkę.
Ustami pieści podbicie i kostkę, a potem bardzo powoli posuwa się dalej na północ. Zaczynam się wić, moje biodra żyją własnym życiem. Chcę więcej i to szybko. Jego niespieszne pieszczoty dają mi błogość, ale jednocześnie są torturą. Gdy jest już na miejscu, znowu unosi się nade mną. Tym razem postanawia pozbawić mnie bluzki. Korzystam z okazji i przygważdżam go do siebie nogą, obejmując go nią w pasie. Kąsa mnie w szyję.
- O nie Słońce, tym razem zrobimy to na prawdę powoli, chcę żebyś straciła zmysły...
- Próbuj, może ci się uda- szepczę mu do ucha.
Jego ręka wędruje na moje plecy i wprawnym ruchem odpina haftki stanika. Powoli uwalnia mnie z ramiączek, całując moje ramiona. To tempo staje się nie do zniesienia.  Wypycham ku niemu piersi, zamieniając plecy w łuk. Odczytuje moje pragnienie i językiem zatacza kółka wokół sutek. Mój oddech staje się wyjątkowo głęboki. Przerywa wreszcie torturę i ssie centralnie najpierw jeden, potem drugi sutek. Jego lewe kolano jest między moimi nogami, więc kiedy on zajmuje się moimi piersiami, ja ocieram się o niego na dole.
- Uwolnimy cię teraz- pocałunkami schodzi w dół, jego palce gładzą skórę na linii malutkich majteczek ledwie zakrywających wzgórek- piękne-mówi- ale zupełnie nam teraz niepotrzebne- powoli zsuwa je ze mnie, a ja podkulam nogi, zatrzymując stopy na jego biodrach. Uwielbiam go w samych spodniach, ale teraz chcę czuć go całego, więc ruchami stóp daję mu do zrozumienia, żeby je zdjął.- Chcesz żebym je zdjął?- pyta rozbawiony. Potakująco kiwam głową- To do dzieła maleńka, mów do mnie- Wpatruje się we mnie, a ja wypuszczam powietrze i mówię prawie szeptem:
- Nie potrafię.
Kiwa z dezaprobatą głową, a mnie ogarnia myśl, że to mu nie odpowiada. Odruchowo zakrywam ramionami piersi i kulę się przed jego wzrokiem. Jego spojrzenie się zmienia. Uśmiecha się ciepło.
- To nic, jeszcze będziesz do mnie mówiła- jest bardzo pewny siebie- na razie nie będziemy się tym przejmować, bo wiesz co? Czytam w twoich myślach- kładzie swoje ręce na moich i wiedzie je do swoich spodni, zostawia je na swoich biodrach. Rozsuwam suwak i pociągam spodnie w dół, łapiąc jednocześnie za bieliznę. Teraz oboje jesteśmy nadzy, pozostały tylko moje pończochy. Patrzę na jego penisa. Jest nabrzmiały i pulsuje. Jurek klęczy między moimi nogami, a moja głowa po operacji uwalniania go ze spodni znajduje się dokładnie na wysokości jego męskości. Nigdy tego nie robiłam, ale tym razem mam na to wielką ochotę. Powoli wyciągam ku niemu rękę. Spoglądam na Jurka, jego oczy zrobiły się okrągłe, przygryza wargę i wyczekuje. Przeczuwa, że najmniejszy ruch mógłby mnie spłoszyć, więc pozwala mi cierpliwe zając się sobą. Ujmuję go w dłoń i słyszę świst wciąganego przez usta powietrza. Podnieca mnie ta sytuacja. Wkładam go sobie do ust i delikatnie smakuję. Czuje smak słonej kropelki, która pojawiła się na czubku. Pojawia się następna. Rozcieram ją palcem i znów spoglądam na Jurka. Odchyla głowę do tyłu. Znowu biorę go do ust i zaczynam powoli ssać. Jest pyszny. Zataczam coraz bardziej intensywne kółka. W pewnym momencie przerywa mi schylając się do pocałunku.
- Zbyt mi dobrze kochanie, ale chcę dojść w tobie- szepcze mi w usta- odwróć się na brzuch.
Posłusznie kładę się na brzuchu. Wciąż jest między moimi nogami, słyszę jak nakłada gumkę. Po chwili jego palce intensywnie dotykają mnie tam na dole. Dotyka mnie palcami w środku i przenosi wilgoć na łechtaczkę. Drażni mój guziczek, aż wydobywam z siebie piskliwy jęk. Wkłada swoją rękę pode mnie i lekko unosi moje pośladki, po czym mocnym pchnięciem wchodzi we mnie, a mnie przez chwilę brakuje tchu.
- Nie za mocno?- zatrzymuje się we mnie i pyta wprost w moje ucho.
- Nie, jest wspaniale, chcę mocno.
- Pani życzenie jest dla mnie rozkazem- no proszę zaczęłam do niego mówić, pierwszy raz powiedziałam czego chcę. Wchodzi we mnie mocno, raz za razem, a ja unoszę się wyżej i kładę ręce na oparciu kanapy. Wypina mocno pośladki w jego stronę, a on pcha raz za razem mocniej i mocniej. Spadam w przepaść, on jest też bardzo blisko. Nachyla się nade mną i ręką zaczyna drażnić łechtaczkę, uwalniając całe moje napięcie. Czuję jak wilgoć spływa mi po udzie. Spoglądam na Jurka przez ramię, przylega do moich pleców i całuje linię wzdłuż mojego kręgosłupa.
- Nie martw się to nie ja, to ty, chyba było ci dobrze.
Opieram czoło o oparcie kanapy. Nie wiedziałam, że kobieta może być aż tak mokra.

wtorek, 26 marca 2013

XXXVIII

- Hej siostra. Co porabiasz?- energetyczny głos Marty odzywa się  po drugiej stronie.
- Jestem u Jurka...
- Ups, zadzwoń jak będziesz mogła.
- Spokojnie, mogę rozmawiać- śmieję się głośno
- Myślałam po prostu, że jesteś...zajęta?- intonuje pytająco i też się śmieje.
- Wyobraź sobie, że robimy też inne rzeczy- staram się być oburzona.
- Trudno, co poradzisz?!- jest coraz bardziej nieznośna.
- Marta!- przywołuję ją do porządku- jesteś na głośnomówiącym, Jurek pozdrów moją siostrę- słyszę ciszę po drugiej stronie, chyba udało mi się ja zbić z tropu, ha punkt dla mnie!
- Ale się zbłaźniłam- słyszę przepraszający ton.
- Mam cię, niestety, jestem sama- mówię już bardziej poważnie- powiedz lepiej co u mojego ukochanego.
- Misio pytał dziś o ciebie.
- Moje maleństwo- rozrzewniam się, ostatnio nie widywałam ich tak często jak kiedyś- słuchaj, może mogłabym teraz do was wpaść.
- Pewnie przyjdź, tylko uprzedzam, dopiero sprzątam, będziesz sama?
- Tak, tak, Jurek musiał pojechać do pracy, niestety...
- Raczej stety, inaczej nie miałabyś dla nas czasu.
- Marta- jęczę do słuchawki
- Dobra, dobra, wszystko rozumiem, niedługo się wam znudzi, z resztą pogadamy jak przyjdziesz, daleko masz od niego?
- Kilometr dalej niż od siebie...
- To czekamy!- rozłączam się i chwilę wpatruję się w telefon. Na prawdę trochę ich zaniedbałam. Dobrze, że są wyrozumiali. Zeskakuję ze stołka, na którym delektowałam się poranną kawką po bardzo przyjemnym poranku. Niestety, sielskie przebudzenie zostało brutalnie przerwane przez telefon z firmy i Jurek musiał tam jechać. Z tego co udało mi się zrozumieć skończyli składać jakiś moduł i chciał być przy uruchomieniu. Szybko przeglądam ubrania, jakie zwiózł do siebie Jurek z mojej szafy i znajduję wśród nich dżinsy i biały t-shirt z długim rękawem i z wielkim granatowym kwiatem na przedzie. Szybko biorę prysznic, robię delikatny makijaż i po chwili jestem gotowa do wyjścia. Zamykam drzwi kluczem, który dostałam od Jurka, a towarzyszy mi myśl, czy na to wszystko nie jest za wcześnie. Rozmyślając docieram do mieszkania Marty. Dzwonię do drzwi i po chwili słyszę pisk Michasia i stukot jego małych stópek biegnących do drzwi. Słyszę też Martę, krzyczącą:
- Wchodź, otwarte!- staję oko w oko z małym Misiem.
- Cioooccciia- rzuca się w moje ramiona i składa na moim policzku mokrego całusa, a ja przytulam go ciut za mocno. Po chwili wyrywa się z moich objęć i znika w salonie, tłumacząc, że ogląda baję. Siostra wygląda do mnie z kuchni i daje znaki ręką, żebym do niej przyszła.
- Korzystajmy, jak skończy się bajka, nie da nam porozmawiać. Robię kawę, napijesz się?
- Właśnie jedną skończyłam, ale co tam zrób.- Marta parzy kawę, spienia mleko i podaje mi cukiernicę z brązowym cukrem.
- Coś słodkiego?- pyta i podsuwa mi prostokątny talerz z kawałkami cieknącego brownie.
- Jak ty to robisz?- przegryzam pierwszy kęs- mąż, dziecko, dom, praca, a ty masz czas na pieczenie ciasta.
- Daj spokój, przecież to nie skomplikowany tort, tylko słodka, prosta przekąska- jest nieco zaskoczona moim podziwem.
- No nie wiem, ja mam tylko trochę więcej pracy i zaczęłam się z kimś spotykać i już mam problem z pustą lodówką i brakami w garderobie, bo nie mam kiedy zrobić prania.
- Co do głodu, to rozumiem, że żyjecie miłością- uśmiecha się zgryźliwie- ale jak dajecie radę bez ubrań...no nie, ubrań też nie potrzebujecie...
- Bardzo śmieszne, ale poważnie, to muszę się do ciebie zapisać na lekcje organizacji.
- A czy ty przypadkiem nie kończyłaś studiów z tej dziedziny?!- nie przerywa  nabijania się ze mnie.
- Odpuścisz mi już?- pytam na żarty zirytowana.
- No dobrze już, opowiedz mi jak ci jest, z resztą nie wiele musisz mówić, cała promieniejesz...
- Jestem szczęśliwa, aż się tego boję.
- A ta swoje, czego się boisz? Po pierwsze nie wszystko musi się kończyć źle, a po drugie, jak nie będziesz próbować to się nie przekonasz...
- Tak też myślę, chyba wolę chwilę czegoś cudownego, niż całe życie nijakie. Na razie jest super, zaczynam się tylko zastanawiać czy ma jakieś wady. Poza paroma wydarzeniami z przeszłości, które nie do końca mi odpowiadają, wydaje się być bez skazy.
- Wydarzeń z przeszłości?- przez moment wpatruje się we mnie zaniepokojona.
- Nie, nic wielce szczególnego, prowadził dość imprezowe życie, ogólnie mówiąc, no i wygląda na to, że jestem w zasadzie jego pierwszą, pełnoetatową dziewczyną.
- Popatrz na to tak, może ma jakieś wady, ale są na tyle nieistotne, że ci nie przeszkadzają, przynajmniej na razie, wrzuć na luz, znacie się tak krótko.
- No właśnie, a on chce mnie jutro przedstawić rodzicom, czy to nie dziwne? Kiedy ty poznałaś rodziców Janusza?
- To fakt, dość szybko. Myślę tylko, że po prostu chce z tobą być i nie bawi się w kalkulacje, na co jest za wcześnie, na co za późno, a na co w sam raz. I dobrze, podoba mi się ten facet, jest zdecydowany- mówi, zbierając okruszki z blatu opuszkiem palca- jak sobie przypominam, rodziców Janusza poznałam przy pierwszej nadarzającej się okazji. Akurat przyjechali do Warszawy go odwiedzić i jakoś tak naturalnie wyszło, że spędziliśmy w czwórkę ten czas.
- A my idziemy jutro razem na obiad do nich, poważnie to brzmi.
- Dosyć poważnie- przyznaje- ale bądź po prostu sobą i postaraj się do tego podejść naturalnie.
Myślę, że w sumie nie mam innego wyjścia. Nie bardzo mam ochotę tam iść, ale wygląda na to, że Jurkowi na tym zależy, a i jego rodzice wyrazili na to chęć, to co mi pozostaje? Przecież nie mogę odmówić. Ostatecznie chyba mnie nie zjedzą.
Marta miała rację, jak tylko kończy się bajka Misio przybiega do kuchni i wymaga natychmiastowej uwagi. Ma roześmianą buzię i patrząc na mnie ogromnymi, okrągłymi oczkami pyta:
-Bawimy się w chowanego?
- To jego ostatni konik- kwituje Marta i błagalnie patrzy na mnie.
Godzę się na zabawę i znikamy z Michałkiem w zakamarkach mieszkania na dobre pół godziny, dając Marcie chwilę wytchnienia. Wkrótce do domu wraca Janusz. Jest objuczony siatami. Zgaduję, że poranek spędził w hipermarkecie. Gdy tylko pojawia się w drzwiach, Misio przylega do jego nogi całym ciałkiem. Janusz obejmuje go jak tylko może w tej sytuacji, po czym ciągnąc małego na swojej nodze niesie zakupy do kuchni.
- W samochodzie mam trzy razy tyle- całuje Martę w policzek i sadza sobie Misia na biodrze. Dla mnie są rodziną doskonałą. Obserwuję ich z przyjemnością stojąc w progu kuchni.
- O Monika, witaj, nie wiedziałem, że jesteś, podobno jesteś ostatnio zajęta- podchodzi do mnie uśmiechając się ciepło, po czym całuje mnie w policzek.
- Fakt, mam sporo pracy...
- Nie o pracy mówię- spogląda na mnie badawczo.
- Przecież wam mówiłam, mój szef jest uziemiony...
- I myślisz, że ci uwierzymy, że chodzi o pracę?- chichocze pod nosem- no dobrze już dobrze- mówi widząc moje czerwieniejące się policzki- opowiadaj co tam w firmie.
Przekazuję im oficjalną historię i chwalę się jaką ogromną rolę gram teraz w firmie. To na chwilę odwraca ich uwagę od Jurka, ale tylko do czasu, gdy odzywa się dzwonek mojego telefonu.
- Jestem już w domu, ale ciebie tu nie ma, co mnie wybitnie zaniepokoiło- odzywa się swoim mrucząc, głębokim i władczym głosem, czuję, że płoną mi policzki.
- Cześć, jestem u siostry- staram się by zabrzmiało to jak najbardziej naturalnie, udają, że nie słuchają, ale wiem, że nabijają się ze mnie pod nosem. Jak widać moje życie uczuciowe daje im dużo rozrywki. Na szczęście Jurek chwyta, że nie mogę rozmawiać tak, jak bym w tej chwili chciała, ale sam nie przestaje.
- Wrócisz?- pyta zawadiacko, a mnie przeszywa dreszcz, dobrze, że siedzę. Szybko myślę, że nie mogę tak po prostu wyjść, tylko dlatego, że zadzwonił.
- No to jak się umówimy?-  pytam, jakbym rozmawiała z koleżanką, na szczęście przecież nie słyszą co on mówi.
- Nie możesz rozmawiać swobodnie?
- Wszystko mi opowiesz jak się spotkamy- mówię spokojnie.
- O nie, nie będziemy wcale rozmawiać- wręcz słyszę jego uśmiech- dobra, jadę po ciebie, gdzie to jest?
- Jestem samochodem.
- Ok, wezmę taksówkę, to gdzie mam jechać.
- To blisko, przy Warszawiance.
- To biegnę.
Siostra macha do mnie, wyciągniętymi wysoko w górę rękoma, jakby była co najmniej dwieście metrów ode mnie. Parskam śmiechem i patrzę na nią pytająco. Rusza wargami „Zaproś go”.
- Jak będziesz na miejscu, zadzwoń, powiem ci jak dalej.
- Jesteś pewna?- pyta skonsternowany.
- Tak, jestem- mówię i znów słyszę jak się uśmiecha.
Odkładam telefon na blat w kuchni i chwilę patrzę na niego zamyślona.
- Ty na prawdę się zakochałaś- Marta podchodzi do mnie i z rozrzewnieniem obejmuje mnie ramieniem- do tej pory myślałam, że to tylko roman, ale takiego oślego wyrazu twarzy jeszcze u ciebie nie widziałam- parskam i daję jej kuksańca w bok, razem wybuchamy śmiechem- cieszę się, że go wreszcie poznam.
- Wreszcie? Ledwie się znamy. Jak dla mnie, to wasze spotkanie jest przedwczesne, ale jak widzę dla niego i dla ciebie ma to spore znaczenie.
- To jaki przedział czasowy byłby odpowiedni?- jest poirytowana- daj już spokój, ta gra nie ma reguł.
Jurek dociera na górę w jakieś pół godziny. Jest zaopatrzony w bukiet dla Marty, niezłą butelkę dla Janusza i zestaw klocków dla Michasia. Nie wiem, jak zdążył z tym wszystkim, ale jestem pod wrażeniem. Marta chyba też. Chłopaki udają się do salonu, aby zdegustować zawartość butelki i zająć się składaniem modelu z klocków, a my z Martą znikamy w kuchni.
- Przystojniaczek- uśmiecha się Marta, nalewając wody do wazonu.
- A wiesz, że dla mnie nie było to takie oczywiste? Najpierw nie zwracałam na niego uwagi, a potem nie rozumiałam sama siebie, dlaczego mi się podoba.
- Ale maruda- Marta robi minę wyrażającą wybitne zmęczenie.
Idziemy do chłopaków. Nie wiedzieć kiedy decydujemy się na wspólny obiad. Jurek proponuje wyjście, by nie zamęczać pani domu, czym punktuje u Marty, potem proponuje knajpę z placem zabaw dla dzieci, dla niego oczywistym jest, że ciasny, nudny lokal nie wchodzi w grę dla Michasia, bo dziecku będzie przecież nudno.
Popołudnie mija nam wspaniale. Obserwuję Jurka z zachwytem. Szybko nawiązuje kontakt z Januszem i Martą. Przy obiedzie Misio pakuje mu się na kolana, czym wprawia Jurka w konsternacje. Otwarcie mówi, że nie ma zbyt wielkiej styczności z dziećmi, ale bardzo postara się by Misio czuł się komfortowo i żeby poprawiać go, jak coś będzie nie tak. Janusz szybko orientuje się, że Michałek zamierza wypróbować cierpliwość Jurka, więc szybko przejmuje szkraba. Na twarzy Jurka maluje się głęboka wdzięczność. Po obiedzie żegnamy się przy samochodach zaparkowanych przed knajpką. Gdy odjeżdżają, uśmiech znika z twarzy Jurka.
- Coś nie tak?- pytam- nie miałeś ochoty się z nimi spotykać?
- Nie, no coś ty, było super, masz świetną rodzinę...tylko mamy problem w firmie. Wleźli do willi, objętej kwarantanną. Przetrząsnęli część pomieszczeń, na szczęście nie wszędzie weszli. Ranili czterech policjantów.
- Co z Małeckim?
- Nic, jak wiesz jest w domu obok. Jego ochrona wypłoszyła napastników, ale nie mogli ich złapać, za mało ich było, a przede wszystkim pilnują Małeckiego.
- Kto to był?
- Stefan mówi, że nie wiedzą i to go najbardziej wkurza, mówi, że jakby wiedział łatwiej byłoby coś zrobić, a tak tylko może czekać na kolejny atak.
- A dekoder?
- Ładnie powiedziane- mimo poddenerwowania pojawia się na jego twarzy cień uśmiechu- dekoder już gotowy i tu też mamy problem. Boimy się, że podłączenie kostki może ją uszkodzić. Przydałaby się inna, nieistotna, żeby najpierw sprawdzić, czy urządzenie działa, a dopiero potem podłączylibyśmy tę właściwą, ale dziś jest sobota, której spora część przeciekła już nam przez palce i teraz wolałbym zająć się tobą- mówi jednym tchem, a jego wyraz twarzy się zmienia. Nachyla się w moją stronę i przygryza moje ucho, a jego ręka wędruje po moim udzie do miejsca, gdzie stykają się uda. Zaciskam je mocno, sycząc i zamykam jego dłoni drogę ucieczki. Kciukiem przesuwa po szwie dżinsów, drażniąc nabrzmiałą łechtaczkę. Całą zamienia mnie w pragnienie. Nie jestem pewna, czy zdołamy dotrzeć do domu.

piątek, 22 marca 2013

XXXVII

Jestem ważna i zajęta. Powoli dociera do mnie, że to uwielbiam. Ostatni galop wydarzeń i doznań ukazuje mi moje dotychczasowe życie w zupełnie innych barwach. Jak mogło mi to nie przeszkadzać? Mam takie uczucie, jakbym obudziła się z czarno-białego snu, jakbym tkwiła w śpiączce. Długo wczoraj z Jurkiem o tym rozmawiałam. To niezwykłe. Obok mnie jest teraz facet, którego obecność zapiera mi dech w piersiach, z którym kocham się jak opętana i na seks z którym czekam, a zawsze zadawałam sobie pytanie, o co tyle szumu. No i jeszcze mogę przegadać z nim pół nocy i to jest dialog, a on jest autentycznie zainteresowanym tym co mam do powiedzenia. Zastanawiam się jak to będzie za kilka miesięcy, a może lat, gdy powiemy już wszystko co mamy do powiedzenia. Czy może się tak zdarzyć? Czy może jeśli się jest z kimś tak na prawdę, to zawsze będzie coś do powiedzenia? Mam to od tak niedawna, ale czuję, że jest to takie moje, jakby zawsze tak było i aż boję się myśleć, że mogłabym to stracić. A przecież może się tak zdarzyć. Przyszło tak nagle, czemu miałoby się równie gwałtownie nie skończyć? Tak czy owak, jego obecność dodała mi niezwykłej siły i determinacji do działania. W ferworze wydarzeń związanych z Małeckim czuję się jak ryba w wodzie. Mam poczucie straconego czasu. Czemu tak długo siedziałam na ławce rezerwowych? Chcę pracować, uczyć się języków, podróżować, poznawać. Roznosi mnie energia. Nie mogę usiedzieć w miejscu. Jestem maksymalnie skupiona. Każde zadanie zajmuje mi połowę czasu jaki potrzebowałam na nie wcześniej. Odhaczam kolejne czynności na mojej liście i idę dalej. Nie, nie idę, prę, taranuję. Jestem szczęśliwa. Oddycham pełną piersią.
Czasami tylko mój spokój burzy myśl o przeszłości Jurka. Dopadają mnie złe myśli. Zastanawiam się co nim kierowało, gdy bezmyślnie pukał co się napatoczyło. Analiza zawsze jednak kończy się tak samo. Żył tak, jak każdy facet w jego wieku by chciał, ale nie każdego stać na to by się przyznać, a co najważniejsze, nie każdy potrafiłby być tak skuteczny. Gdy o tym myślę, to z jednej strony zawsze pojawia się w sercu nieprzyjemne ukłucie, że tak żył, z drugiej strony czuję dziką satysfakcję, że prawdopodobnie mógłby być z każdą dziewczyną, z jaką zdecydowałby się być, a jednak wybrał mnie. Tak właśnie- zdecydował. Dotarło do mnie, że u faceta najważniejsze jest podjęcie decyzji. On podjął decyzję, że nie chce już przygód, chce czegoś więcej. Gdybyśmy spotkali się w jego, no i moim, poprzednim etapie, pewnie przeszlibyśmy obok siebie nie zauważając się na wzajem. On szukałby przygody na jedną noc, której ja nie mogłabym mu dać. Z kolei dla mnie byłby niczego nie wartym lowelasem, którego nawet nie próbowałabym poznać bliżej. Moje podejście do bliskości sprzed epoki Fifty shades bardzo różniło się od dzisiejszego otwarcia na przyjemność. Spotkaliśmy się we właściwym momencie, a w jeszcze lepszym nawiązaliśmy kontakt. To niezwykłe jak garść przypadków i splot wydarzeń decyduje o naszym życiu. Muszę przyznać, że jak na razie los okazał się dla mnie łaskawy. Nastąpiła we mnie jeszcze jedna zmiana. Zdaję sobie sprawę, że poprzedni związek zakończył się przy dużym udziale mojej zazdrosnej natury. Punkt dla mnie, że potrafię się do tego przyznać, jak powiedział mi Jurek. Poza tym, że potrafię się do tego przyznać, bardzo uważnie słucham Jurka i wiem teraz na pewno, że mnie pokochał, dodatkowo jak wcześniej zauważyłam, podjął decyzję, że chce ze mną być, a to powoduje, że uczucie zazdrości stało mi się obce. Zniknęły wszystkie podświadome obawy, że któraś kobieta mogłaby mu zawrócić w głowie. Nic nie stanie się bez jego udziału, a dopóki kocha mnie i chce ze mną być, jakiekolwiek zabiegi przedstawicielek płci pięknej nie mają znaczenia. Ktoś mógłby powiedzieć, że wszystko fajnie, ale skoro podjął taką decyzję, to może podjąć inną. Po pierwsze nic z tego, męska decyzja to decyzja przez duże D, a po drugie, jak mawiała Scarlett Ohara, pomyślę o tym jutro.

Kolejne dni minęły jak błyskawica. Współpracownicy testowali moją odporność na wszelkie sposoby, ale dzięki nowemu spojrzeniu na świat wyszłam cało z każdej rozmowy, budząc coraz większy respekt. Bardzo dużo czasu spędzałam na rozmowach z prezesem. Mówiłam mu o podjętych przez siebie działaniach i decyzjach. Radził mi jak zachowywać się w pewnych sytuacjach. Pełna obaw przebrnęłam przez rozmowę z dziennikarzami, których udało mi się przekonać, że to co się stało z prezesem, to właściwie dramat pojedyńczego człowieka, który znalazł się w nieodpowiednim czasie, w nieodpowiednim miejscu i w ogóle cała nasza firma jest dość nudna i poukładana i nawet kilkutygodniowa nieobecność właściciela nie powinna zakłócić jej normalnego funkcjonowania. Zdaniem prezesa, na posterunku powinny pozostać jeszcze tylko brukowce, ale i im dawał maksimum tydzień. Takie wydarzenia przykuwają uwagę mediów, jeśli są widowiskowe. Jeśli zaś wszystko działa według procedur i nie ma w tym śladu afery, zainteresowanie szybko znika. Przez kilka dni więcej pracy będzie miał inspektorat sanitarny, który będzie musiał uspokajać wszystkich, że dzięki sprawnej akcji i szybkiemu wyłapaniu ogniska potencjalnej choroby, nie ma zagrożenia dla obywateli naszego kraju.
Małeckiemu najbardziej doskwierała samotność. Podrzucałam mu coraz więcej pracy. Przez to, że ja byłam na miejscu, a on wiadomo gdzie, doszło do tego, że sam sporządzał raporty, które to zwykle ja szykowałam dla niego. Któregoś wieczora pojechaliśmy do Małeckiego we trójkę: ja, Stefan i Jurek i postanowiliśmy zostać na kolacji, o co za każdym razem zabiegał. Przyznał, że ta cała sytuacja bardzo niekorzystnie wpływa na jego żonę. Na szczęście dzieci zajęły się nią troskliwe. Jeszcze raz zaznaczył jak cieszy się, że wpadłam na pomysł z kwarantanną, bo chociaż jego żonie bardzo z tym ciężko, to nie wyobraża sobie, jakby zniosła, gdyby sfingowali jego śmierć, jak pierwotnie planowali. Przyznał, że nie do końca brał to pod uwagę, obwiniał się za egoizm. Dopiero teraz zobaczyłam jak bardzo mocna więź ich łączy. Pomyślałam nawet, że może warto było, chociażby dlatego, żeby poczuli jak bardzo są sobie bliscy, o czym może po latach zapomnieli. Prezes poprosił by Stefan pomógł pani Alicji nauczyć się obsługi skype, by mogli ze sobą rozmawiać widząc się nawzajem.
Jurek mocno chwycił mnie pod stołem a rękę, gdy słuchał wynurzeń prezesa. Nie znali się zbyt dobrze, ale widziałam, że mocno mu współczuł. Początkowo angażował się w budowę urządzenia dla Stefana i ufał, że skoro Stefan się w to zaangażował, to sprawa jest czysta, przynajmniej ze strony Małeckiego. Potem był coraz bliżej osądu, że nie można się w coś takiego wpakować będąc bez skazy, jednak, kiedy opowiedziałam mu, że bagno, w którym znalazł się Małecki zgotował mu ojciec, postanowił, że muszą znaleźć rozwiązanie jak najszybciej i dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi, a przede wszystkim komu zależy na tym by te materiały nie ujrzały światła dziennego.
Mimo natłoku pracy i wydarzeń czułam, że i jego przepełnia szczęście. Uwielbiałam jego spojrzenie, gdy widział mnie po całym dniu ciężkiej pracy, gdy wieczorem łapaliśmy chwile tylko dla siebie. Przez te kilka dni pomyślał o wszystkim. Mogliśmy spędzić noc zarówno u mnie jak i u niego.
Wykończona, ale szczęśliwa dotrwałam do weekendu, którego bałam się jak diabli, bo w niedzielę miałam poznać jego rodziców.

piątek, 15 marca 2013

XXXVI

Niewiele pamiętam z drogi powrotnej. Jestem pogrążona w myślach o tym jak ludzkie życie może się skomplikować. Budzę się z odrętwienia dopiero pod firmą. Uświadamiam sobie, że obiecałam Jurkowi, że się z nim skontaktuję z drogi. No trudno, zrobię to teraz.
- Cześć, jestem pod firmą- mówię, gdy odbiera.
- A ja czekam na ciebie u siebie...niecierpliwie- ma niski, chrypliwy głos niosący obietnicę udanego wieczoru. Docieram na miejsce w ekspresowym tempie. Cała jestem pożądaniem. Mam przyspieszony oddech, zaciskają mi się mięśnie brzucha. Przez chwilę myślę, co zrobię, jeśli Jurek ma inne plany i dochodzę do wniosku, że na pewno bardziej spodoba mu się mój pomysł. Chwilę czekam na windę, już w środku zdejmuję płaszcz i rozpinam górny guzik bluzki, po chwili zastanowienia kolejny. Jeszcze mnie nie dotknął, a ja cała płonę. Przebiega mi przez myśl cytat z Greya „kolejny pierwszy raz”. Pukam do drzwi. Słyszę:
- Jestem w kuchni, otwarte.
Bariera w postaci drzwi trochę odebrała mi animuszu, gdyby stał teraz w drzwiach, z pewnością rzuciłabym się na niego, a tak spokojnie naciskam klamkę i wchodzę do środka. Po chwili jest przy mnie. Ma na sobie tylko bojówki. Rzucam na podłogę płaszcz, potem torbę i wyciągam w jego kierunku rękę, rozpaczliwe pragnąć dotknąć jego torsu. Mój gest powoduje, że jednym ruchem uwalnia z upięcia moje włosy, wpłata w nie palce i wpija we mnie swoje usta. Wczepiam się w jego ramiona, by nie upaść, a on podtrzymuje mnie drugą ręką w tali. Jesteśmy tak zachłanni i łapczywi, że wkrótce brakuje nam tchu. Zdyszani wpatrujemy się w siebie. Jurek nie odrywając wzroku od moich oczu, łapie za poły mojej rozchełstanej bluzki i mocno je pociąga. Perełkowe guziki z hukiem spadają na podłogę i rozpierzchają się we wszystkich kierunkach. Unosi do góry moją spódnice, tworząc z niej wąski pas na biodrach i unosi mnie do góry, a ja oplatam go nogami i zarzucam ręce na szyję. Znowu zaczynamy taniec wygłodniałych języków. Mając go teraz między nogami, czuję, że jestem bliska spełnienia. Rozkosznie ociera się o moją nabrzmiałą kobiecość, a ja jęczę w ekstazie.
- Taka spragniona?- pyta zmysłowo, a jego głos dociera do mnie aż tam, moje biodra wirują. Sadza mnie na kuchennym blacie i szybko pozbawia mnie bielizny- zaraz ci ulżę- wkłada swoją dłoń między moje nogi i zatacza kciukiem kółka na mojej łechtaczce. Nie trwa to długo i wybucham z siłą wulkanu. Kiedy jestem w stanie otworzyć oczy widzę przed sobą bardzo zadowolonego z siebie faceta. Wpatruje się we mnie przez chwilę, a potem przyciska mocno do swych ust.
- Nie możemy zmarnować takiej energii, Słońce jesteś taka sexi- mości się między moimi nogami i po chwili czuję go w sobie. Jest wielki i twardy, a ja w jednym momencie znowu nie mam go dość. Mimo, że przed chwilą było mi wspaniale, to czułam się strasznie pusta, tam w środku. Teraz wypełnia moje drugie pragnienie. Zdejmuję dłonie z jego ramion i opieram je za sobą na blacie, odginam się mocno, a on lubieżnie wpatruje się w moje piersi, które wyskoczyły ze stanika i są widoczne przez rozchełstaną bluzkę. Pochyla się i ssie po kolei moje sutki. Kładzie swoje dłonie na moich biodrach i wchodzi jeszcze głębiej, a ja coraz mocniej opieram dłonie na blacie, by mu to umożliwić.
- Gotowa?- pyta niskim, ledwie słyszalnym głosem.
- Mhm- przygryzam wargę i poddaję się mu w całości, a on napiera na mnie całym ciałem. To wystarcza, czuję go tak intensywnie, że znowu dochodzę, a on we mnie. Jesteśmy spoceni i zdyszani. Moja bluzka klei nam się do ciała. Trzymam go nadal między nogami, a on tuli mnie mocno do siebie.
- Podobało się?- szepcze mi do ucha.
- Mhm-mruczę- było wspaniale. Scałowuję z jego szyi słoność i wdycham jego zapach.
- Uwielbiam twój węszący nosek.
- Właśnie znalazłam mój ulubiony zapach, szkoda, że nie można go zmagazynować.
- Nie będzie ci to potrzebne, będę zawsze blisko ciebie- patrzy mi w oczy i nagle robi się bardzo poważnie. Nie wiem co mam mu na to odpowiedzieć, więc daję mu mokrego całusa.
- Mogę wziąć prysznic?- zeskakuję z blatu.
- Pewnie, w łazience masz ręcznik, czerwony, zaraz przyniosę ci jakiś t-shirt, tylko zaraz wracaj, bo czeka kolacja.
- Rozpieszczasz mnie, ale to fajnie, bo jeszcze trochę i zjadłabym ciebie...
- No właśnie tak czułem, o mało mnie nie wchłonęłaś- uśmiecha się dumny z siebie, że jest taki zabawny.
- Ha ha ha- zamykam się w łazience. Przez chwilę próbuje dojść do siebie. Ale byłam podniecona, coś niezwykłego, rozpalała mnie sama myśl o nim. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam, a potem to na blacie, to było cudowne. Czy zamieniam się w demona seksu, czy jestem taka tylko przy nim? Nie będę tego sprawdzać na innych postanawiam i cicho chichoczę. Nagle dostrzegam, że w łazience stoją moje kosmetyki i czeka na mnie moje domowe ubranie w postaci mojej przydużej chabrowej koszulki oraz czysta bielizna. A to niespodzianka. Szybko biorę prysznic i owijam się w ręcznik. Ociekająca wodą wołam Jurka:
- Obiecałeś mi t-shirt...
- Nice try baby, ale nic z tego, jak tam wejdę, to szybko nie zjemy, a szkoda żeby się zmarnowało, zaraz makaron wchłonie cały sos.
Nie udało się. Szybko się ubieram i ponownie się maluję, tylko trochę delikatniej. Gdy wychodzę z łazienki, chcę skomentować obecność w jego mieszkaniu moich rzeczy, ale Jurek rozmawia przez telefon:
- Dobrze mamo zapytam, ale nie wiem jakie ma plany, oddzwonię.- odkłada telefon i zwraca się do mnie- moja mama, chce żebyśmy wpadli w niedzielę na obiad.
- Opowiadałeś o nas rodzicom?
- Jakoś musiałem się wytłumaczyć, przez ciebie nie dzwoniłem do nich parę ładnych dni, chyba z dziesięć, to jak idziemy?
- Nie za wcześnie- sadowię się na stołku przy blacie, na którym przed chwilą...
- Co masz na myśli?
- Kurczę Jurek, znamy się dosłownie chwilę, a prezentacja rodzicom to poważny krok.
- Ja jestem zdecydowany, chcę z tobą być, więc na co czekać.
Mówi to co każda dziewczyna chce usłyszeć od faceta, w którym jest zakochana, a mnie coś ściska w dołku. Nie mogę mu tego zrobić, więc uśmiecham się najbardziej promiennie jak umiem i mówię:
- Dobrze, więc chodźmy.
Zaczynamy jeść, a Jurek nie skrywa radości i chłopięcego podekscytowania.
- Cieszę się, że ich poznasz. Do tej pory nie przyprowadziłem do domu żadnej dziewczyny. Zobaczysz, pokochają cię.
Przełykam kolejne kęsy jedzenia i zastanawiam się skąd u mnie taka zmiana nastroju. On też to dostrzega:
- Słuchaj, jeśli nie chcesz, jeśli...to po prostu nie idźmy, coś wymyślę, że miałaś już inne plany..
- Nie no coś ty, będzie im przykro, chodźmy- zbieram się na szczerość- zabij mnie, nie wiem dlaczego tak reaguję.
- A ty przedstawiałam rodzicom swoich chłopaków- przełyka kęs i kiwa głową- no tak, musieli znać Adama, długo ze sobą byliście.
Czyżby o to chodziło?
- Może masz rację, to co zdarzyło się z Adamem chyba ma na mnie wpływ do tej pory. Tam też były deklarację, piękne słowa i rodzinne obiady, a nie przetrwaliśmy najmniejszego kryzysu.
- Daj spokój, nie możesz tego porównywać, byliście bardzo młodzi.
- Pewnie tak, dajmy temu spokój, zaraz mi przejdzie, przepraszam, że tak psuję nastrój...
- Jakoś dam radę-uśmiecha się ciepło, kurcze, przecież on musi mieć jakieś wady- opowiedz mi jak było u Małeckiego, dowiedziałaś się czegoś nowego?
Przez chwilę zastanawiam się, czy powinnam mu opowiadać, co usłyszałam od prezesa. Po chwili dochodzę jednak do wniosku, że siedzimy w tym razem i ze szczegółami opowiadam mu wszystko, odkąd znalazłam się w limuzynie Stefana.

piątek, 8 marca 2013

XXXV

Kiedy przekraczamy próg willi, Małecki zbiega do nas po schodach. Dziś nie ma na sobie garnituru, tylko polo i bawełniane spodnie. Jego zwykle ułożone na gładko siwe włosy, dziś są w lekkim nieładzie. Dopiero po chwili dociera do mnie, że pierwszy raz widzę go bez okularów w srebrnych oprawkach. Muszę przyznać, że w tym wydaniu wygląda młodziej.
- Pani Moniko- ściska moją dłoń- dziękuję, że zgodziła się pani przyjechać.
- No cóż, jestem pana asystentką, pracuję dla pana- staram się być zabawna.
- To co pani robi, dawno wykroczyło poza standardowy zakres obowiązków- wciąż trzyma mnie za rękę i patrzy w oczy, muszę przyznać, że trochę mnie to peszy. Po chwili on i Stefan ściskają sobie po męsku dłonie, dodatkowo szef klepie Stefana w ramię. Widać między nimi więź, w pracy nie byli tacy wylewni.
- Przejdźmy do salonu- prezes ręką wskazuje kierunek.
- To ja załatwię parę spraw z moimi ludźmi, dajcie znać jak skończycie, to wywiozę stąd Monikę- uśmiecha się na znaczące spojrzenie Małeckiego, sugerujące iż zauważył pominięcie słówka „panią”.
Zostajemy z szefem sami. Proponuje mi coś do picia. Ostatecznie decyduję się na lampkę koniaku, po pierwsze dlatego, że to prawdziwy koniak i chcę go spróbować, a po drugie, mimo, że nie piję zbyt często, teraz akurat czuję, że jest mi to potrzebne.
- Mmm- mruczę po pierwszym łyku- to jednak prawda, z wiekiem smak wytrawnieje.
Prezes uśmiecha się, ale jego oczy są smutne.
- Pani Moniko, chciałbym wytłumaczyć pani, na tyle na ile mogę, to dlaczego znalazłem się w tej sytuacji, a co za tym idzie, że wplątałem w to panią- zaczyna swój wywód, ale ośmielam się mu przerwać.
- Szefie, niczego nie jestem bardziej ciekawa, ale nie było pana kilka dni, a potem wydarzyło się to wszystko, mamy mnóstwo spraw do załatwienia. Jeśli zostanie nam trochę czasu, chętnie posłucham, na prawdę mamy na to czas, nie dziś to jutro, ale to co dzieje się na bieżąco wydaje mi się nie tyle ważniejsze, co bardziej pilne- mówiąc to sięgam po torbę i wyjmuję z niej grubą teczkę papierów- patrzy na mnie, a potem na teczkę i znowu się uśmiecha, jego oczy są tym razem weselsze.
- Właśnie utwierdziła mnie pani w przekonaniu, że postąpiłem słusznie...
Mija około godziny, gdy udaje nam się po krótce omówić sprawy. Niektóre zostawiamy do zastanowienia, zabieram do teczki te, które udało nam się zdecydować już dziś.
- No dobrze, to teraz chętnie posłucham co się wydarzyło- mówię swobodnie i odkrywam, że nie czuję się już w jego towarzystwie jak studentka na egzaminie. Pękła między nami jakaś niewidzialna bariera.
Małecki milczy przez chwilę, ruchem głowy pyta czy dolać mi koniaku.
- Poproszę wodę- mówię, odbieram od niego szklankę, a on siada na sofie na przeciwko mnie. Siedzi nachylony w moim kierunku, opiera łokcie na kolanach i spłata dłonie.
- Mój ojciec był funkcjonariuszem służby bezpieczeństwa PRL- mówi jakby przyznawał się do jakiejś winy. Wyczekuje na moją reakcję.
- Powinnam coś powiedzieć?- pytam niepewnie.
- Przepraszam, ale przywykłem, że ten fakt nie przysparza mi przyjaciół.
- Nie bardzo rozumiem, jak można winić dziecko za postępowanie rodziców.
Moja reakcja powoduje, że jego oczy wyrażają teraz wdzięczność za zrozumienie.
- Mój ojciec ukrywał to starannie. Dowiedziałem się dopiero, gdy zniknął na jakiś czas. To było już w 1989 roku, no może trochę przed. Tak też poznałem Stefana. Był podwładnym mojego ojca. Obydwaj należeli do grupy, która pracując dla ustroju PRL, planowała jednocześnie obalenie ówczesnej władzy. Udało się. Przynajmniej tak im się wydawało. Jakiś czas później stało się jasne, że ci których obalali byli sprytniejsi. Przeprowadzili rewolucję nie swoimi rękami w korzystny dla siebie sposób, uwłaszczając się na tym co pozostało z państwowego majątku. Zniknięcie mojego ojca miało z tym jakiś związek, nigdy jednak nie dowiedziałem się jaki. Poszukiwania go trwały kilka tygodni, a kiedy wrócił był innym człowiekiem. Nie chciał o tym mówić, a my z mamą o nic nie pytaliśmy. Wkrótce potem miał udar. Mama opiekowała się nim jeszcze kilka dobrych lat, poświęciła się mu do końca, mimo, że ukrywał przed nią wszystko przez całe ich wspólne życie. Dla nas ojciec był inżynierem pracującym w instytucie...- na twarzy Małeckiego maluje się ból. Przerywa na chwilę swoją opowieść i sięga po kieliszek. Po woli wlewa w siebie całą zawartość. Nie bardzo wiem, jak mam się zachować. Nigdy nie słyszałam od niego niczego osobistego, a teraz opowiada mi to wszystko. Właśnie chcę go zapytać jaki to ma związek z tym wszystkim co dzieje się teraz, myślę jeszcze jak to zrobić, ale prezes wyprzedza moje myśli.
- Pewnie zastanawia się pani, po co to wszystko opowiadam- uśmiecha się gorzko.
- Trochę tak, nigdy nie wspominał pan o prywatnym życiu...
- Niestety, ma ono związek z tym w jakiej teraz jestem sytuacji, a ze mną i pani.
- Z własnego wyboru, nikt mnie do niczego nie zmuszał.
- Za co jestem pani bardzo wdzięczny-na jego twarz wrócił spokój.
Usadawiam się wygodniej na sofie.
- Proszę mówić dalej- zachęcam.
- Kilka lat po śmierci ojca okazało się, że gdy byłem dzieckiem, kupił na moje nazwisko starą willę na Saskiej Kępie. Zrobił to w konkretnym celu. Kiedy tam wszedłem...widok był porażający. Mój ojciec zgromadził tam tony dokumentów bezpieki i innych dokumentów państwowych. Stefan i jego ludzie do tej pory nie przekopali się przez wszystkie. Nie wiem co bym bez niego zrobił.
- Domyślam się, że pana obecna sytuacja dotyczy właśnie tych dokumentów.
- Zaledwie jednej półki...znaleźliśmy teczki z zaszyfrowanymi informacjami. Cześć z nich udało się odczytać, niestety część była zaszyfrowana w nieznany dla Stefana, ani nikogo z jego zaufanego grona sposób, zostawiliśmy je na jakiś czas. Jak pani zapewne pamięta, niedawno zmarła moja matka. Porządkując jej rzeczy, odkryłem, że wiele jeszcze pozostało po ojcu. Jego biurko i komoda były nie tknięte od czasu jego śmierci. Znalazłem tam dziwną rzecz. Wydawało mi się, że to jakiś elektroniczny podzespół, ale nie przypominało to niczego, co do tej pory widziałem. Oczywiście pokazałem to Stefanowi. Od razu skojarzył, co to jest. To jakiś dawno używany nośnik danych. Stefan chciał zobaczyć, co na nim jest. Okazało się jednak, że jest on dość poważnie zmodyfikowany. Stefan podejrzewa, że na nośniku może być szyfr do naszych teczek. No i teraz tęgie głowy budują pod osłoną naszego IT sprzęt do odczytania tego modułu, jeśli w ogóle te dane jeszcze tam są...
- Jak to?
- Stefan twierdzi, że mogły już zniknąć, po prostu z upływem czasu, albo znikną, gdy podłączymy je do tego urządzenia, tak czy owak, postanowiliśmy podjąć próbę...ostatecznie, jeśli komuś tak bardzo zależało, na ukryciu tego, to pewnie jest to coś ważnego...
- Albo ktoś chciał, by wszyscy tak myśleli- wypalam bez zastanowienia i gryzę się w język, ale szef jest wyraźnie zaciekawiony.
- Celna uwaga, ale nie możemy się oprzeć, by to odczytać i się przekonać. Wiele z tych dokumentów nie ma już większego znaczenia, o czym mój ojciec nie mógł wiedzieć, ukrywając je. Najprawdopodobniej archiwum gromadził przez kilkadziesiąt lat, jak sądzę na tak zwany wszelki przypadek. Trochę się w tym zapędził, ale Stefan twierdzi, że TE teczki i TEN szyfr to może być coś na prawdę ważnego. Podejrzewam, że wie nawet co, ale z różnych powodów nie może, bądź nie chce mi o tym mówić.
- Niezwykła historia...
W salonie pojawia się Stefan.
- Moi drodzy, nie wiem czy wiecie, ale zrobiło się dość późno, a ja niestety muszę wracać. Jeśli Moniko jeszcze chcesz zostać..
Patrzę na zegarek. Spędziłam tu ładnych parę godzin.
- Mam wrażenie, że to jeszcze nie koniec tej historii, ale Stefan ma rację, powinnam już pójść..
- Jeśli o mnie chodzi, to zapraszam na kolację- Małecki zrywa się z sofy. Widać, że doskwiera mu tutaj samotność.
- Przepraszam panie prezesie, ale umówiłam się na wieczór, czy mogę wrócić tu jutro?- oboje patrzymy na Stefana.
- Naturalnie, będziesz mogła być tu codziennie, niestety będziesz ode mnie uzależniona, żeby tu wejść musisz być ze mną.
Prezes rozkłada ramiona:
- No cóż, szkoda- uśmiecha się rozbawiony- widzisz Stefan, ciężko nam będzie konkurować z twoim młodym przyjacielem- teraz śmiejemy się wszyscy, na policzkach czuję żar- ale będę wdzięczny jeśli jutro też się pani pojawi.
Gdy wychodzimy na zewnątrz leje deszcz. Jestem oszołomiona tym co usłyszałam. Czarna limuzyna wywozi mnie z posesji, a za samochodem zatrzaskuje się metalowa brama.

wtorek, 5 marca 2013

XXXIV

Uświadomiłam sobie, że zainteresowanie mediów naszą firmą spowoduje, że za chwilę mój telefon rozgrzeje się do czerwoności. Postanowiłam być szybsza. Zadzwoniłam do mamy, Marty i Mikołaja. Opowiedziałam im co się stało i że w związku z tym będę miała bardzo dużo pracy, no i żeby się nie martwili jak zapomnę zadzwonić, mogę przez chwilę nie mieć do tego głowy. Mama i Marta były oczywiście ciekawe jak mi idzie z Jurkiem. Zbyłam je, mówiąc, że spotykamy się przecież codziennie w pracy. Nadszedł czas na video konferencję. Wszyscy zebrali się w największej z naszych sal. Kiedy docieram na miejsce, większość już jest. Mamy już łączność z oddziałami. Część pracowników wykorzystuje okazję na pogawędki z dawno nie widzianymi znajomymi z innych miast. Podchodzę do techników i pytam czy możemy zaczynać. Według nich, wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Biorę głęboki wdech, a potem proszę zebranych o zajęcie miejsc. Jeden z techników włącza monitor, na którym pojawia się twarz prezesa. Wygląda na zmęczonego i zmartwionego. Siedzi za biurkiem w pomieszczeniu przypominającym stary gabinet. Pomieszczenie jest dość ciemne. Kiedy orientuje się, że mamy już łączność zaczyna mówić:
- Dzień dobry państwu. Nie mógłbym nigdy przypuszczać, że przyjdzie mi mówić do państwa w takich okolicznościach. Zapewne sytuacja jest wam znana, pani Monika przesłała na moją prośbę do wszystkich informację drogą mailową, chciałbym jednak osobiście, osobiście na ile pozwala mi sytuacja, przekazać najważniejsze wytyczne. Jak wiecie zarządzam firmą jednoosobowo, biorąc pod uwagę, to co się stało, po powrocie podejmę stosowne kroki by rozszerzyć zarząd, tak by w razie następstw różnych wydarzeń, ktoś mógł mnie zastąpić. Wracając do spraw bieżących. Muszę przebywać w odosobnieniu, ale nie jestem chory, mam nadzieję, że nie będę, dlatego będę pracował z mojego obecnego miejsca pobytu. Będę się z państwem komunikował telefonicznie i mailowo, w razie potrzeby tak jak teraz, mam nadzieję, że nie potrwa to długo. Także zarządzanie firmą pozostawiam w swoich rękach. W sprawach nie cierpiących zwłoki i w bieżących kwestiach proszę komunikować się z panią Moniką Stawo, będzie miała pierwszeństwo kontaktów ze mną i będzie ustalała priorytety komunikacyjne- oczy wszystkich powędrowały w moją stronę. Czuję jak oblewam się rumieńcem. Spokojnie, nie przejmuję przecież firmy, będę tylko automatem kolejkowym w łączności z prezesem. Szef kieruje jeszcze kilka uwag na temat bieżących spraw do konkretnych osób i działów. Potem prosi o zachowanie ciągłości pracy, jak twierdzi, nie dzieje się nic, co mogłoby zachwiać firmą, dlatego chciałby, aby nikt nie zwracał uwagi na jego fizyczny brak w firmie, wręcz przeciwnie, firma będzie teraz jego jedyną rozrywką. Przez chwilę widać cień rozbawienia na jego twarzy i wkrótce żegna się z zebranymi.
Opuszczający salę żywo dyskutują o zaistniałej sytuacji. Są podekscytowani, ale nie widać w nich obaw, raczej zaciekawienie co będzie dalej. Cieszy mnie to, najmniej potrzebujemy teraz czarnowidztwa. Mam nadzieję, że wszyscy szybko wrócą do pracy i nie będą zwracać uwagi na to, że nie ma szefa. Ostatecznie bezpośrednio z nim kontaktuje się może z pięć procent wszystkich pracowników, także większość nie odczuje zmiany. Mała zmiana dotyczy mnie. Kiedy tłumek zauważa, że wraz z nim opuszczam salę, rozstępuje się i robi mi przejście. Dziękuję im za to i zapewniam, że to nie potrzebne. Przyspieszam jednak kroku i szybko znajduję się na zewnątrz, gdzie wpadam na pana Stefana. Odciąga mnie na bok, mówiąc tym swoim powolnym głosem, jak to niefortunnie, że prezes znalazł się w tym hotelu. Gdy raczej nikt nie ma już szansy nas słyszeć, zmienia mu się wyraz twarzy, głos robi się zdecydowany i męski:
- O 16:00 będzie czekał na panią samochód pod firmą, czarne Audi 8 z przyciemnionymi szybami pasażera, będę w środku, razem pojedziemy do Konstancina- patrzy na mnie przez chwilę i lekko się uśmiecha- pani Moniko, jest pani kobietą, ale ja jestem starszy, więc się odważę. Byłoby nam łatwiej, gdybym mógł mówić do pani po imieniu, tym bardziej teraz, gdy jest pani z Jurkiem. Dzieli nas spora różnica wieku, ale przyjaźnię się z nim już długo. Jeśli obraża panią moja propozycja...
- Ależ skąd, tylko nie śmiałam proponować- wyciągam do niego rękę- Monika- ujmuje moją dłoń i dyskretnie unosi do ust, całuje mnie w kostkę wskazującego palca- ale chyba tu nadal będziesz dla mnie panem Stefanem.
- Tu też możesz mi mówić po imieniu, dzięki Jurkowi, nikomu nie wyda się to dziwne.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Spróbuj- przyzwala.
- Musisz tak zmieniać osobowość?
- To złożone, ale w tej sytuacji tak, to pomaga- zamyśla się przez chwilę, po czym kładzie mi dłoń na ramieniu- słuchaj muszę lecieć, widzimy się o czwartej- puszcza do mnie oko, odwraca się, nieco przygarbia i już jako dyrektor IT odchodzi w kierunku schodów. Nieśpiesznie docieram do swojego biurka, rozmyślając o Stefanie. Niezwykła postać. Ma dwie osobowości i w jednej sekundzie potrafi się przeobrazić z jednej w drugą. Zaglądam do poczty, moja skrzynka pęka w szwach. Pospiesznie odpowiadam na najpilniejsze kwestie. Odbieram wiele telefonów. Kolejny nastręcza mi pewnych trudności.
- Pani Moniko, mamy tu na dole tabun dziennikarzy- mówi szef ochrony.
- Tabun, to znaczy ile sztuk?- staram się zachować spokój
- Jakieś dwadzieścia osób, chcą żeby ktoś z nimi porozmawiał.
I co ja mam teraz zrobić?
- Ok, idę tam, mógłby ich pan przesunąć na lewo od wejścia.
- Zrobi się.
- Dziękuję.
Zbiegam po schodach. Co ja mam im powiedzieć? Tylko spokój mnie może uratować. Kiedy jestem w zasięgu ich wzroku nieco zwalniam i dostojnie sunę w dół. Podchodzę do nich i mówię opanowana:
- Witam państwa, nazywam się Monika Stawo, jestem asystentką prezesa Remigiusza Małeckiego. Chcieliście państwo rozmawiać z kimś z firmy. W czym mogę pomóc?
W odpowiedzi słyszę szum, wszyscy mówią jednocześnie. Spokojnie unoszę prawą dłoń, prosząc ich o ciszę. O dziwo, udaje się.
- W ten sposób do niczego nie dojdziemy, czy możecie państwo wytypować kogoś do rozmowy?
Patrzą po sobie, po czym z grupy wychodzi blond włosa kobieta:
- Joanna Zarzecka- wyciąga rękę, odwzajemniam uścisk- jesteśmy tu z powodu właściciela firmy i kwarantanny jaką został objęty, chcielibyśmy wiedzieć jak to wpłynie na życie firmy.
- Nie wiedziałam, że nasz los jest taki ciekawy.
- W kontekście kwarantanny jest.
- OK, rozumiem. Proszę państwa- zwracam się do wszystkich- dla nas wszystkich sytuacja jest nowa i nieoczekiwana. Chciałabym prosić o czas do jutra, do godziny 12:00, wówczas udzielę państwu wyczerpujących informacji. Na ten moment niewiele mam do dodania- mówię powoli, tonem nie znoszącym sprzeciwu. To chyba działa. Blond włosa dziennikarka podaje mi rękę i mówi:
- Zatem do jutra- odwraca głowę do swoich współtowarzyszy- zwijamy się. Ja jadę jeszcze do sanitarnego, może tam się coś uda...
- Do widzenia państwu- mówię i odchodzę. Nogi mam jak z waty. Cieszę się, że udało się umówić z nimi na jutro, przed oczami mam obrazki z telewizji, jak dziennikarze osaczają kogoś i nie pozwalają mu przejść dopóki nie udzieli im żądanych informacji. Dziwnie gładko poszło, ale najważniejsze, że mam to za sobą. Będę miała czas, żeby omówić z szefem, co chce z tym zrobić. Niedługo godzina „0”. Brzuch daje o sobie znać, czuję zdenerwowanie. Dzwonię do Jurka, dość długo nie odbiera, a gdy go słyszę rzuca tylko:
- Tak?
- To ja.
- O cześć Słońce, co tam?- mówi do mnie, ale ja czuję, że jest nieobecny.
- Halo!!!- krzyczę w słuchawkę.
- Ja cię słyszę.
- Wiem, ale chyba nie słuchasz- chichoczę.
- Przepraszam Słońce, ale mam tu takiego zgryza. Jestem blisko czegoś, ale ilość rzeczy, które musze wykonać, by tam dotrzeć jest zatrważająca.
- Wychodzę za chwilę, jadę ze Stefanem...
- Coś wspominał. Spędzimy razem wieczór?
- Nie wyobrażam sobie inaczej.
- A może chcesz, żebym pojechał z tobą?
- Szkoda czasu, podejrzewam, że to nie będzie krótka rozmowa.
- Okej, to zadzwoń, jak wyjdziesz...
- Pa- rozłączam się. Spoglądam na zegarek. Mam jeszcze chwilę. Chowam do torby teczkę z papierami do podpisu i listą spraw do omówienia z szefem. Denerwuję się, że będę z nim w takiej specyficznej sytuacji. Nasze kontakty cechował od zawsze profesjonalizm i chłodny dystans, teraz z kolei wkraczam mocno w jego prywatność. Po raz setny zadaję sobie pytanie, co doprowadziło go do takiej sytuacji. Nie zamierzam go jednak wypytywać. Nachodzi mnie natrętna myśl, że Jurka też nie wypytywałam, a jednak opowiedział mi co nieco o swojej przeszłości. Wczoraj będąc z nim, uznałam, że tak na prawdę nie ma to żadnego znaczenia, każdy z nas ma jakąś przeszłość. Jeśli chcę z nim być, to muszę tę przeszłość zaakceptować. Co więcej, to jaki jest teraz dla mnie zawdzięczam tej koszmarnej przeszłości, która w tej chwili tak bardzo zaczęła mnie uwierać. Jakoś nie mogę go sobie wyobrazić, w akcji z przypadkową kobietą.  Swoją drogą ciekawi mnie, jak do tego dochodzi. Jakich słów używa się, by za pięć minut iść z tą osobą na całość. Nie oszukujmy się, w moim przypadku też poszłam z nim do łóżka w pięć minut po poznaniu go. Pogrążona w myślach docieram na dół. Tak jak mówił Stefan, przed drzwiami czeka na mnie wielkie Audi. Czuję pewien opór, by wsiąść do nieznajomego samochodu. Otwieram tylne drzwi i jednym susem wsiadam do środka. Wita mnie uśmiechnięta twarz Stefana- agenta. Ma na sobie obcisły czarny golf i lekką skórzaną brązową kurkę. Z nosa zniknęły okulary. Wygląda na prawdę atrakcyjnie. Ciekawi mnie, czy częściej jest Stefanem-dyrektorem, czy Stefanem-agentem.
- Hej- mówię z lekko sztywnym uśmiechem i rzucam torbę na podłogę. Ten samochód jest na prawdę wielki, od kierowcy, którym jest jeden z wysportowanych klonów dzieli mnie spora odległość.
- Hej- odpowiada- zdenerwowana?
- Jak przed egzaminem.
- Nie masz powodu, Remek jest ci bardzo wdzięczny za pomoc.
- Umówmy się, nie robię nic szczególnego. Gdyby odbywało się to poza mną, cała sytuacja nie wiele by się różniła. Przychodziłabym do biura i wykonywałabym jego polecenia, tyle, że wydawane przez telefon.
- Może i tak, ale pamiętaj, że byłaś gotowa pomóc mu w sfingowanej śmierci...
- To fakt, wtedy moja sytuacja byłaby trudniejsza.
Mkniemy z szaloną prędkością Powsińską. Wkrótce mijamy tablicę „Konstancin Jeziorna”. Sporo się tu zmieniło, ale nie charakter tego miejsca. Na kolejnym rondzie skręcamy w prawo, a potem w mniejsze uliczki. Zza starych drzew wyłaniają się dostojne wille. Mijamy jedną z nich. O ile wszędzie panuje stoicki spokój, przed tą parkuje kilka wozów transmisyjnych. Przed bramą koczują dziennikarze i fotoreporterzy. Widać, że są tu od dawna. Na ich twarzach maluje się zmęczenie i zwątpienie. Kiedy ich mijamy, odwracają głowy w naszą stronę i wzrok im bystrzeje. Wyglądają jakby chcieli zobaczyć kto jest w środku, mimo przyciemnionych szyb. Samochód ostrożnie, ale zdecydowanie przejeżdża koło nich i znika za otwierającą się automatycznie bramą kolejnej posesji. Cała jest otoczona wysokim murem.
- Nie możemy wejść tamtędy, teoretycznie to obszar kwarantanny i nikt nie ma tam dostępu. Dla całego świata. Nawet policja obstawia tamtą willę. Faktycznie Remek jest w tej. Tam są tylko pozoranci- tłumaczy Stefan. Czekamy, aż zatrzaśnie się stalowa brama i dopiero wtedy, gdy mamy pewność, że nikt z ulicy nie może nas zobaczyć wysiadamy z samochodu i kierujemy się do wejścia willi.

piątek, 1 marca 2013

XXXIII

Jestem kobietą w związku!!! Nawet podczas porannej toalety uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Zaczynam cicho śpiewać, nie wiem skąd przyszła mi do głowy ta piosenka. Od miesięcy nie słuchałam Blue Cafe. Może przyszła do mnie, bo najlepiej oddaje mój nastrój?
“You let me be who I am.
You make me feel I'm the best, baby.
Please let me be with you baby.
I wanna scream on your name.
Baby, baby.....”
- Jeszcze troszeczkę i zakrzyczysz moje imię- słyszę zza drzwi. Milknę. Ups, chyba mnie usłyszał- co to za kawałek?
- Nie jestem pewna, że to w moim wykonaniu jest podobne do oryginału, ale to ...
- Mogę wejść?
- Tak, maluję się.
Otwiera drzwi i zostaje w drzwiach.
- Słońce, nie mogę zrozumieć, skąd się bierze u ciebie brak pewności w to co robisz?
Mina mi rzednie, o co mu chodzi? Uśmiecha się, chyba dostrzegł moją konsternację.
- Masz piękny głos, powinnaś częściej śpiewać, co to za kawałek?
Posyłam mu w lustrze promienny uśmiech.
- To Blue Cafe, sama nie wiem skąd mi przyszedł do głowy.
- Blue Cafe? Skąd są?
- Z Polski, halo, halo, nigdy nie słyszałeś?
- Nie- też ma doskonały nastrój, w mojej łazience świeci teraz wielkie słońce- pamiętaj, że nie było mnie ponad cztery lata w kraju, mam sporo do nadrobienia.
- No to będzie fajna zabawa...odkrywanie co cię ominęło- dlaczego do mnie nie podchodzi, chciałabym żeby mnie przytulił. Tymczasem on łapie się za framugę i rozciąga mięśnie. Jakby go sprowokować? Teraz kolej na maskarę. Spoglądam na niego w lustrze. Wpatruje się we mnie, uśmiecham się do niego i nachylam do lustra. Nie muszę tego robić, ale chcę, bo wtedy lekko wysuwam w jego kierunku tyłeczek.
- Wiem co robisz- uśmiecha się szelmowsko i dwoma ruchami głowy rozluźnia mięśnie karku- ale nie rób tego, bo cię wezmę tu i zaraz i spóźnimy się do fabryki- jego głos jest niski i taki aksamitny. Wszędzie mam gęsią skórkę. Niestety ma rację, ale nawet świadomość kolejnego dnia z perspektywą wielkiej niewiadomej, co się wydarzy, nie jest w stanie zmienić mojego nastroju- ja jestem gotowy, czekam w kuchni, nie zniosę patrzenia na ciebie jak się ubierasz. Znowu uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Wspaniałe uczucie. Facet na którym mi zależy, nie może mi się oprzeć. Bosko!
Do firmy docieramy razem z panem Stefanem. Parkuję obok niego. Dziś postanowiliśmy ruszyć dla odmiany mój samochód. Podejrzewam, że Jurek nie chce, żebym jeździła autobusem po wczorajszej przygodzie. Po krótkim powitaniu Jurek pyta:
- Stefan, moglibyśmy pogadać?
- Chodźcie do mnie, dopiero wróciliśmy z Gdańska, jestem skonany- wyrzuca z siebie słowa, faktycznie jego oczy są nieco opuchnięte- pani Moniko, oficjalnie będę dziś na urlopie. Szybko przechodzimy przez IT, a potem przez przedsionek do prawdziwej kwatery głównej. Mijamy zapracowaną grupę prawie jednakowo wyglądających mężczyzn. Poznaję pięciu z nich, którzy wczoraj brali udział w podziale na grupy. Omiatają mnie wzrokiem i lekko kiwają głowami na powitanie, nie odrywają się jednak od pracy. Idziemy do pokoju pana Stefana.
- Słuchajcie, jest tak...-zaczyna bez zbędnych wstępów.
- Moment Stefan, najpierw powiedz, dlaczego wysłałeś do Moniki wiadomość takim kanałem? Czy uważasz, że może być podsłuchiwana, czyli, że wiedzą w czym bierze udział?- kurczę, znowu ci oni, o co tu chodzi?
Stefan patrzy na Jurka marszcząc brwi, ale po chwili zaskoczenie zmienia się w rozbawienie.
- Ale cię wzięło- prawie chichocze- spokojnie, sprawdzałem tylko kanał. Zadziałał i jak słyszałem nawet się przydał. Z opisu agenta ten facet z przystanku to Marek z handlowego, tak?
- Tak, to był Marek- na wspomnienie wczorajszego zajścia robi mi się nieprzyjemnie. Uświadamiam sobie, że zaraz wejdę na górę i go tam spotkam. Nie wiem jak mam się zachować i nie wiem jak zachowa się Jurek.
- O co mogło mu chodzić?- dopytuje Stefan.
- To raczej nie ma związku ze sprawą, myślę, że wiązał ze mną jakieś plany...
- A o to chodzi!- pan Stefan trochę się zawstydza- niestety w tych sprawach jestem zupełną nogą, nie ma to związku z naszą sprawą, więc wróćmy do meritum. Muszę się zaraz przespać, bo padnę na twarz- patrzy na nas, widać, że jest wykończony, najpierw zatrzymuje wzrok na Jurku, potem na mnie, kiwamy głowami dając znak, że zamknęliśmy temat wczorajszego zajścia- Małecki jest już w Konstancinie, dla zachowania pozorów, choruje z nim jeszcze dwóch agentów, teoretycznie również gości tego hotelu. Są z nimi również agenci na trzech zmianach, udający personel medyczny. Całości pilnują mundurowi, nie wtajemniczeni w sprawę. Mają zakaz wchodzenia do budynku, pilnują tylko, żeby nikt nie wszedł do środka. Małecki chce się z panią dziś widzieć. Chce też zorganizować video konferencję, ale też z oddziałami i przekazać pracownikom swoje decyzje na czas nieobecności. Także na dziś te dwie rzeczy, na razie, potem zobaczymy. Jakieś pytania?
- Jakiś milion- mówię prawie do siebie, tępo patrząc w podłogę. Po chwili, jakby wracam myślami i widzę wpatrzone we mnie dwie pary oczu- to znaczy w tej sprawie, o ogóle mam mnóstwo pytań, ale wiem, że wygodniej będzie nie pytać, na teraz wszystko jasne- przekonuję również siebie- to ja idę do siebie.
Jurek podąża za mną.
- Ten twój wczorajszy pomysł może wypalić- zwraca się pan Stefan do Jurka.
- Zaraz wracam, odprowadzę tylko Monikę na górę, chcę zamienić słowo z Markiem.
- OK, ja znikam na trzy godziny, wiesz co masz robić.
- Yes Sir- Jurek salutuje i otwiera przede mną drzwi. W IT zostawia swoją czarną, krótką kurtkę. Dziś ubrał się nieco bardziej swobodnie i wygląda trochę jak chłopaki z „tajnej” części projektu. Ma na sobie czarne bojówki i biały t-shirt z długim rękawem. Do kieszeni znajdującej się na udzie wkłada telefon.
- Dziś nie garnitur?- pytam mierząc go zachłannie wzrokiem.
- Nie będę dziś prowadził żadnych spotkań, za to mam sporo dłubaniny przy prototypie tego urządzenia...a jak lepiej?- domyśla się wreszcie sensu mojego pytania.
- Oba wydania są smakowite- oblizuję usta, a on uśmiecha się bardzo dumny z siebie. Po chwili docieramy na górę. Zmiana image Jurka nie umyka dziewczynom mijającym nas na piętrze. Każda zatrzymuje na nim choć na chwilę swój wzrok- Jurek dajmy może spokój z Markiem, nie wracajmy do tego...
- Bubek nie będzie cię dręczył i to jeszcze przeze mnie.
- Przez ciebie?
- Gdybym się nie pojawił, to by się tak nie zachowywał, miał wobec ciebie swoje plany i jasno mi je wyłuszczył, gdy podpytywałem o ciebie.
- Ile to się dzieje poza człowiekiem, o czym nie wie...ja idę do siebie i proszę cię nie rób głupstw- gryzę się w język i tak wiem, że zrobi co będzie chciał.
- Nie zrobię ci wstydu- obiecuje, kładzie mi dłoń na talii i całuje mnie w skroń. Idę do siebie i słyszę jak wkracza na teren handlowców.
- Dzień dobry, widział ktoś Mareczka- damski chórek odpowiada, że Mareczka jeszcze nie ma. Bałam się spotkania z nim, ale na szczęście chyba zrozumiał jak głupio się wczoraj zachował. Nie sądzę, że go dziś spotkam w pracy. Moje przypuszczenia potwierdza mail od jego szefa Pawła, informujący mnie, że Marek od dziś do końca tygodnia nadgania spotkania z klientami na mieście. Oddycham z ulgą. To pozwoli wszystkim wyciszyć emocje. Nie znoszę konfrontacji. Jurek macha mi z oddali i daje znać, że będzie na dole. Posyłam mu całusa, a dziewczyny z handlowego piszczą. Wraca do mnie dobry humor.
Szybko załatwiam kilka bieżących spraw. Właśnie odpisuję na maila, gdy koło mojego biurka staje Paweł.
- Słyszałaś?
- O czym?
- Bossa zamknęli- aha, już się dowiedzieli i co ja mam teraz zrobić?
- A co, już gruchnęło?- pytam ze spokojem.
- Na onecie właśnie czytałem, a ty co? Wiesz i nic nie mówisz?- ma chyba do mnie pretensje.
- Właśnie miałam wam powiedzieć, ale nie maiłam kiedy, organizujemy video konferencję z prezesem, to trudne, bo nie wiele osób ma do niego dostęp, a trzeba zainstalować tam sprzęt- rzeźbię coś na szybko.
- A, kumam, a o której ta konferencja?
- Dam znać, muszę jeszcze załatwić to z oddziałami- na szczęście dzwoni mój telefon na biurku, Paweł wraca do siebie, a ja odbieram- Monika Stawo, słucham.
- Dzień dobry.
- Witam panie prezesie- cieszę się, że go słyszę.
- Już pani wszystko wie. Dziękuję, że bierze pani w tym udział, szczerze mówiąc jestem spokojniejszy. Bez owijania w bawełnę. Chciałbym dziś przekazać informacje pracownikom, także prosiłbym o zorganizowanie telekonferencji.
- IT już się tym zajmuje.
- Ale najważniejsze, chciałbym, żeby przyjechała pani do mnie po południu, należą się pani wyjaśnienia.
- Panie prezesie, nie traktuję tego w tych kategoriach...
- Wiem, znamy się nie od dziś, jeśli to nie kłopot, niech pani przyjedzie.
- Będę po 16:00.
- Jak znam życie będzie pani musiała przyjechać z kimś od ...tu inaczej nie da się wejść.
- Wszystko załatwię...
- W to nie wątpię. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.