środa, 27 lutego 2013

XXXII

Zrobiło się bardzo poważnie. Wyznanie było dość osobliwe. Z jednej strony ten odstręczający „maraton”, z drugiej decyzja, by to przerwać, poszukać czegoś poza balangowaniem i seksem. Kiedy był już po tej decyzji, okazało się, że wszedł w związek z kobietą nie potrzebującą bliskości.
- Przyznam ci się, że ten cały „maraton” trochę mnie uwiera- przenieśliśmy się do kuchni. Podgrzałam zrobiony wcześniej makaron z sosem ze szpinaku i sera pleśniowego. Usiedliśmy przy stole. Miałam chwilę na przemyślenie jego wyznania i teraz postanowiłam powiedzieć mu co o tym myślę.
- W jakim sensie?- zatrzymuje widelec w połowie drogi do ust- brzydzisz się mnie?
- Aż tak to nie, ale nie jest łatwo znieść wyobrażenie tabuna lasek, które robią z tobą to co ja przed chwilą.
Odkłada widelec i kładzie swoją rękę na mojej.
- Teraz wiem, że wcześniej z nikim się nie kochałem, to było...to było tylko pieprzenie, bzykanie, jak zwał tak zwał, to zupełnie coś innego.
- Może dla ciebie- trochę się zaperzam, wyjmuję swoją rękę spod jego i sięgam po widelec, ja nigdy nie bzykałam się dla sportu.
- Zapewniam cię, że nie tylko dla mnie. Śmiało mogę powiedzieć, że większość zdrowych facetów to rozdziela, a są i kobiety, dla których istnieje pusty seks. Traktują to jak zabawę, część imprezy, sposób na odstresowanie, a nawet potrzebę fizjologiczną.
- Ja bym tak nie potrafiła...
- ...dlatego stałaś się obiektem mojej adoracji- unosi w uśmiechu prawy kącik ust, czym jak zwykle mnie rozbraja- ale teraz twoja kolej, nigdy nie mówiłaś jak to było z tobą. Nie łatwo mi będzie tego słuchać, ale chcę wiedzieć o tobie wszystko. Nie chciałbym, aby kiedyś, za parę lat, wyskoczył z szafy jakiś trup.
- Parę lat, spora perspektywa...
- Nigdy nic nie wiadomo...- i znowu szelmowsko się uśmiecha, jest rozluźniony i w doskonałym humorze- no to jak było z tobą.
Chwilę się ociągam. Od czego zacząć? Czy mam w ogóle o czym mu opowiadać?
- Do tej pory byłam w jednym związku- zaczynam mówić powoli, ważąc słowa- to była licealna miłość. Przetrwała dość długo, jak na szczenięce uczucia, byliśmy ze sobą ponad trzy lata. Rozpadło się też tak jakoś naturalnie. Po szkole rozeszły się nasze drogi, trochę walczyliśmy na pierwszym roku studiów, żeby to posklejać, ale nie udało się. Spędziliśmy jeszcze wspólne wakacje, a potem rozleciało się definitywnie.
- To miłe, spokojne przyjacielskie rozstanie, obopólne, takie... w twoim stylu- kiwa głową i spokojnie trawi usłyszane słowa.
- Nie zawsze byłam taka jak teraz- uśmiecham się niepewnie.
- Oh, a jaka byłaś?- widzę, że wzbudziłam jego ciekawość.
- Dość zaborcza, wiem, że tamto rozpadło się w dużej mierze przeze mnie...
- Nie wierzę, ty zaborcza?!- jest autentycznie zaskoczony.
- Związek z Adamem przytrafił mi się bardzo wcześnie, popełniłam w nim mnóstwo błędów, ale wiem jakich. Zbierałam się potem długo, ale nie było to bezowocne. Wyciągnęłam odpowiednie wnioski i teraz wiem jak opanować niechciane uczucia, które nie prowadzą do niczego dobrego.
- Według mnie udało ci się to perfekcyjnie, ale co było potem, po...Adamie?
- Nic, kilka randek na przestrzeni znowu kilku lat. Przy nikim nie zatrzymałam się na dłużej, a na pewno w nikim się nie zakochałam. Nie ma o czym mówić, nuda.
- Czyli sama widzisz, możesz sobie wyobrazić seks bez miłości...
- A kto ci powiedział, że z nimi sypiałam?
Znowu udało mi się go wprowadzić w zdumienie. Sięgnął po szklankę z wodą i upił łyk.
- Czy dobrze rozumiem, że nie kochałaś się z nikim od czasu Adama?
- Z nikim innym...- czuję lekkie zażenowanie, nie wiem czy chcę o tym mówić. Dochodzę szybko do wniosku, że chyba tak. Przed godziną wyznaliśmy sobie miłość, chcę być z tym facetem, mimo, że znam go tak krótko. Chyba ma rację, jak już to spotkasz, to wiesz, czego szukałeś.
- No to jestem pod wrażeniem. Dziękuję ci, obdarzyłaś mnie czymś wyjątkowym, wścieka mnie tylko, że ten cały Adam mnie uprzedził. Teraz wiem, że był dla ciebie ważny.
- Wtedy tak, jak dla ciebie Andrea...- wstaję, by odnieść do zlewu nasze talerze. Gdy wracam do pokoju ląduję w jego objęciach.
- Czyli co? Pogrzebiemy przeszłość?- pyta.
- Chyba tak, miałeś rację, dobrze jest wiedzieć, mieć świadomość przeszłości i teraz też masz rację, nie ma sensu do tego rozpamiętywać i tak wiem, że pewne obrazy z twojej opowieści będą do mnie powracać- patrzymy sobie w oczy. Czy to możliwe, by ludzie tak dobrze się rozumieli? Czuję się tak, jakbyśmy myśleli dokładnie w ten sam sposób.
- A ja to co? Nie znam gościa, ale już go nienawidzę...- mimo ostrych słów jego oczy się śmieją.
- I tak to właśnie z wami jest- przybieram zrzędzący ton- te kobiety, które brały udział w twoich „maratonach”- naciskam na to słowo- też pewnie będą lub są w jakiś związkach- trochę się zasępiam, dręczy mnie jeszcze jedna myśl.
- Pewnie tak i pewnie ten z kim są nienawidzi teraz mnie, chociaż nie, ja dla nich nie byłem ważny...hej, co to za mina...
- Nie chciałabym psuć nastroju, ale a propos tych twoich "maratonów"...
- Jednak coś cię uwiera, nie zniosę jeśli to miałoby stanąć między nami...przeszłości już nie zmienię.
- Nie o to chodzi, to się już wydarzyło zbudowało zarówno ciebie jak i mnie- próbuję mówić tak spokojnie, jak to tylko możliwe- chodzi mi o to, czy ... no wiesz miałeś przypadkowe kontakty...
- Aaaa, o to chodzi!- uderza dłonią w czoło- nie martw się, badałem się, jestem zdrowy, badałem się, gdy postanowiłem zrobić sobie przerwę. Nie bałem się za bardzo, bo uważałem, ale ryzyko jest zawsze. Potem z kolei była Andrea, gdzie jak wiesz do niczego nie doszło, potem wypadek, powrót do Polski, w sumie miałem sporą przerwę, nawet nie próbowałem szukać okazji.
- To dobrze- wtulam się w jego szyję i wdycham jego cudny zapach. Czuję się zmęczona. Wyczerpał mnie ten długi dzień, a szczególnie nasza rozmowa. Mimo zmęczenia jestem bardzo spokojna, ukojona- chodźmy spać, co?- proponuję.
- Okej- całuje mnie w czoło i wtedy jego wzrok pada na kanapę, gdzie leży pudełko z dyktafonem od Stefana- a to co? Dostałaś wiadomość od Stefana?
- Tak, to długa historia- pocieram palcami czoło, nie bardzo chce mi się teraz o tym opowiadać, przypomina mi się też zachowanie Marka, a od tego czuję nieprzyjemny skurcz w żołądku. Opowiadam Jurkowi, co wydarzyło się pod koniec dnia i gdy wyszłam z firmy. Wyraz jego twarzy zmienił się całkowicie.
- Widzę, że Marek zaczyna przejawiać zachowania psychopatyczne, jutro z nim pogadam, ale jedno jest pewne musimy trzymać go od ciebie z daleka.
- Niby jak? Pracujemy na tym samym piętrze.
- Z nim sobie poradzę, bardziej martwi mnie wiadomość od Stefana...
- Czemu, nie ma tam nic szczególnego, szczerze mówiąc poza tym, że jak rozumiem całość jest poufna, nie ma tam jakiś super ważnych informacji. Okej, nakreślił sytuację, ale tyle mógł mi przekazać jutro rano.
- Nie wiadomość mnie martwi, tylko sposób jej przekazania. Wygląda na to, że boi się o twoje bezpieczeństwo, skoro informacje przekazuje ci w taki sposób- naciska guzik i jeszcze raz odsłuchuje wiadomość- tak robi tylko wtedy, gdy jest pewien, że absolutnie nie może posłużyć się telefonem.
Siedzimy przez chwilę na kanapie, Jurek wpatruje się w dyktafon i o czymś intensywnie myśli. To jeszcze jedno, czego się nauczyłam. Facetowi trzeba pozwolić przetrawić informacje i dać mu czas na przemyślenia. Patrzę chwilę na niego, po czym wstaję, całuję go w czoło.
- Kotku, wezmę prysznic, a potem znajdziesz mnie w łóżku- przytrzymuje moją rękę, całuje ją i patrzy na mnie z wdzięcznością. Uśmiecham się do niego i idę pod prysznic. Gdy wychodzę z łazienki, Jurek nadal siedzi w rogu kanapy, jedna noga zgięta w kolanie spoczywa na drugiej. Ma na sobie bawełniane, luźne spodnie i szarą bluzę z kapturem, rozpiętą na klacie. Prawa ręka spoczywa na oparciu kanapy, a palec lewej przesuwa się po woli po jego ustach. Nadal jest pogrążony w myślach. Wygląda bardzo apetycznie, ale nie chcę zakłócać jego spokoju. Po cichutku idę do łóżka i z błogością wsuwam się pod ciepłą kołdrę. To był baardzooo długi dzień.

wtorek, 26 lutego 2013

XXXI

Biegnę do drzwi, otwieram je zamaszyście i widzę tę kochaną twarz. To nieznośne. Nie widzieliśmy się zaledwie kilka godzin. Jak można tak irracjonalnie tęsknić? Wchodzi jednym susem do mieszkania i bierze mnie w ramiona, te silne ramiona, w których czuję się tak bezpiecznie. Obejmuję go mocno za szyję, on ściska mnie w talii. Jego ręka wędruje w górę i przytrzymuje moją głowę. Jego usta dotykają moich, coraz mocniej i mocniej. Uśmiecham się, a  on to wyczuwa i też się uśmiecha. Odchyla się, nie wypuszczając mnie z objęć.
- Jak miło być tak witanym- dotyka swoim nosem mojego.
- Znowu tęskniłam jak nastolatka- robię minę rozzłoszczonego dziecka.
- Nie wiesz nawet jakie do dla mnie ważne.
- Że jestem taką głupiutką gąską?- ton małego dziecka mnie nie opuszcza. 
- Nie jesteś, nie jesteś- głaszcze mnie po głowie i patrzy głęboko w oczy- teraz już wiem, że całe życie czekałem na to, by znaleźć kogoś, kto będzie za mną tęsknił.
- A czy ty nie jesteś zbyt romantyczny?- próbuję rozładować atmosferę, bo czuję, że wyznał mi coś bardzo dla siebie ważnego- to jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie w życiu słyszałam, a większość tych pięknych usłyszałam właśnie od ciebie.
Patrzy jeszcze chwilę na moją twarz, błądzi po niej oczami, patrzy na moje usta, na oczy i zaczyna poruszać żuchwą. Całuje mnie mocno, żarliwie, jakby za chwilę miał skończyć się świat, jakby to był nasz ostatni pocałunek. Jestem ubrana tylko w za dużeą koszulę i majteczki. Gdy mnie obejmuje, koszula nieco się unosi, a jego głodna dłoń ściska moje pośladki. To doprowadza mnie do szaleństwa. Pragnę go tak, jak on mnie, a w tej chwili chyba nie da się bardziej. Uwalniam się nieco z jego zdezorientowanych objęć i zdzieram z niego płaszcz. Na podłodze ląduje też marynarka, krawat i koszula. Stoi przede mną ubrany w spodnie od garnitury i z nagim torsem. Jego skóra ma miękki kolor toffi. Po co facetowi taka skóra? Nie mogę się oprzeć. Podchodzę i kładę mu delikatnie dłoń na klacie. Patrzy na mnie z wyczekiwaniem. Staję na palcach i delikatnie całuję go w szyję, tuż pod uchem. Jego skóra momentalnie reaguje i delikatne włoski na karku unoszą się w górę. Całuję go dalej. Unosi głowę dając mi lepszy dostęp do swojej szyi, jestem już przy drugim uchu. Chłonę jego zapach. Gładzę go nosem i muskam ustami. Jego oddech przyspiesza, wydaje z siebie pomruki zadowolenia. Gładzę dłonią jego klatkę. Jest cudnie delikatna. Obsypuję ją pocałunkami. Moja głowa jest teraz dokładnie pod jego. Opiera o mnie swoją brodę i mocno obejmuje. Jego dłonie wędrują do góry, obejmuje teraz moją twarz i składa na moich ustach mokry pocałunek, po czym spogląda na mnie. Jego żuchwa faluje, jego palące spojrzenie rozgrzewa mnie aż tam na dole. Niespodziewanie bierze mnie na ręce, ja obejmuję go za szyję i wpatrzeni w siebie  przenosimy się do sypialni. Kładzie mnie na łóżku. Sam pozbywa się butów i skarpetek. Nie zdejmuje spodni. Dobrze wie, że podoba mi się w takim wydaniu, nagi tors i spodnie od garnituru opinające jego biodra. Ana miała rację. To najlepszy widok. Siada obok mnie na łóżku i metodycznie rozpina moją przydużą koszulę od góry do dołu. Rozchyla ją i z błogością patrzy na moje nagie piersi. Kładzie się obok mnie i gładzi je najpierw delikatnie, a potem z coraz większą mocą, cały czas obserwując moją twarz. Ja nie zniosę więcej. Przymykam zamglone oczy i zaczynam się wić. Przyciągam go do siebie i wpijam się w jego usta. Doskonale wyczuwa, że jestem już na krawędzi. Po chwili jest już na mnie. Podpiera się na ramionach, by nie przygnieść mnie swoim ciężarem. W domu panuje cisza, od czasu do czasu słychać tylko pralkę. To niezwykłe, bo zwykle mój dom jest wypełniony muzyką. Ta myśl przebiega mi przez głowę, bo uświadamiam sobie, że słyszę właściwie tylko nasze oddechy. Sięgam do paska w jego spodniach. Podnosi się wyżej, bym swobodnie mogła go rozpiąć. Gwałtownie wysuwam go ze spodni i rzucam na podłogę. Pospiesznie rozsuwam rozporek. Przywiera do mnie twardy i tętniący, czuję go na swoim wzgórku. Nie mogę opanować bioder, które zaczynają swój własny taniec. Jurek unosi się na chwilę. Siedzi teraz oparty na piętach pomiędzy moimi nogami, z kieszeni spodni wydobywa prezerwatywę i nakłada ją szybko. Nie mogę znieść jego palącego spojrzenia i wyciągam ku niemu ręce. Chcę żeby znalazł się w moich ramionach i przygniótł mnie swoim ciężarem. Patrzy na te moje wyciągnięte ramiona z lubością, a jego oczy robią się szkliste. Jego żuchwa faluje. Pożera mnie wzrokiem i ląduje na mnie a ja oplatam go rękoma i nogami. Chowa głowę w moją szyję i łagodnie, bez trudu odnajduje mnie i wypełnia. Bierze w usta koniuszek mojego ucha i szepcze:
- Kocham cię- biorę jego twarz w dłonie i unoszę nad swoją. Cały czas jest we mnie i unosi się lekko na ramionach, by być teraz nade mną. Trzymam w dłoniach jego policzki. Czuję niezwykłą bliskość, w tej chwili jesteśmy jednym.
- Kocham cię- odpowiadam. Całuje mnie czule i zaczyna się we mnie poruszać. Wciąż opiera się na ramionach, więc widzę jego twarz, a w oczach uwielbienie.
Zwalniamy, by celebrować tę chwilę. Rozumiemy się bez słów. Z wielkiej namiętności przeszliśmy w bezmiar czułości. Poruszamy się delikatnie, bez pośpiechu, obserwujemy się, za chwilę obsypujemy pocałunkami. Moje ręce wędrują po jego plecach, torsie, głowie, twarzy. Jego są uwięzione, bo cały czas faluje kilka centymetrów nade mną. Czasem w przelocie łapie ustami moją dłoń, wtedy ją zatrzymuję i pozwalam mu się w nią wtulić. Znowu zbliżam się do granicy, on to wyczuwa. Moje biodra coraz mocniej na niego napierają, a on odpowiada coraz mocniejszymi pchnięciami. Czuję, jak zaciskam się wokół niego bezwiednie i wysysam go do końca. Jego ciało aż drży, a wreszcie opada na mnie, tuląc w dłoniach moją głowę. Jeszcze długo mnie całuje.
- Chyba ci za ciężko- mówi cichutko i przekręca nas na bok. Delikatnie ze mnie wychodzi, a potem przywiera do mnie całym ciałem i oplata mnie ramionami, jakby chciał mnie okryć. Wtulam się w niego i znowu chłonę jego zapach, błądząc nosem po klatce piersiowej. Mruczy z zadowolenia.
- Nigdy, z nikim nie przeżyłem takiej bliskości- mówi nagle.
Spoglądam na niego.
- Czytasz w moich myślach- odpowiadam.
- Czułaś to samo?- pyta patrząc mi w oczy.
- Tak- podciągam się wyżej i obejmuję dłońmi jego twarz- to było niezwykłe, też doświadczyłam tego pierwszy raz, ale ty? Byłeś z wieloma kobietami. Nie kochałeś nigdy żadnej?
Wyraz jego twarzy zmienia się. Po co to powiedziałam? Zburzyłam piękną chwilę. Ku mojemu zdumieniu, chce mi coś powiedzieć.
- To prawda, było ich bardzo wiele. Zbyt wiele.
- Jak wiele?- nie mogę się powstrzymać. Nie wiem po co chcę to wiedzieć, to może chyba tylko zaboleć.
- Bardzo, bardzo wiele. Nie prowadziłem zapisków- lekko unosi prawy kącik ust. Patrzymy sobie w oczy leżąc na przeciw siebie.
- Ala jaka to skala, 10, 50, 100, 1000...- strzelam unosząc się na łokciu.
- Na prawdę nie znam liczby. Jako młodzik spotykałem jedną, dwie dziewczyny w czasie wyjazdów na konkursy, stypendia i takie tam. To było sporo, ale w normie i raz na jakiś czas. Maraton zaczął się w Norwegii.
- Maraton?- siadam na łóżku i zakładam powoli moją koszulę. Już nie jestem taka pewna, że chcę tego słuchać. Wyczuwa moje napięcie. Kładzie mi rękę na plechach.
- Chcę, żebyś wiedziała o mnie wszystko. To co się zdarzyło wcześniej w moim życiu, teraz wydaje się nie mieć żadnego zdarzenia. Uświadomiłem sobie, że moje życie liczę do momentu poznania cię i po poznaniu ciebie. Tamto było jakby snem, a teraz dopiero żyję na prawdę. Dopiero teraz wszystko się posklejało i ma sens.
- Nie mogę po każdym twoim wyznaniu mówić ci, że to najpiękniejsze co w życiu usłyszałam- odwracam się i klęczę teraz na łóżku przed nim. Rękę opieram o jego pierś.- ale tak jest. Twoje słowa są wszystkim, co kiedykolwiek pragnęłabym usłyszeć, ale znamy się tak krótko...
- To nie ma żadnego znaczenia. Ja wiem, co czuję. Jestem facetem i chyba nie potrafię o tym mówić, ale ten pierwszy pieprzony raz chcę, bo wiem, że to co nas połączyło jest wyjątkowe. Żadna z tych kobiet nie była dla mnie tym, kim ty jesteś- siedzi na łóżku, opiera się na jednej ręce. Jego mięśnie są naprężone. Jego biodra oplatają rozpięte wciąż spodnie. Wygląda bardzo seksownie, a z jego ust wypływa potok słów- W Norwegii włączyli mnie do takiej grupy programistów. Wszyscy młodzi, zdolni, każdy był specjalistą w swojej wąskiej dziedzinie, a ja miałem to splatać i korzystać z szerokiej, ogólnej wiedzy. Tylko ja nie byłem w tej grupie Norwegiem.  Alexander, Einar, Lasse i Ole też byli nowymi w tej firmie. Staliśmy na tym samym. Byliśmy w podobnym wieku, żaden z nas nie mieszkał wcześniej  w Stavanger. No i zaczęliśmy szaleć. Pracowaliśmy ostro od poniedziałku do czwartku, trochę lżej w piątek, a od piątku wieczorem do niedzieli w nocy ostro imprezowaliśmy. Alkohol lał się strumieniami. Niektórych weekendów nawet nie pamiętam. W pakiecie było zaliczanie panienek. One były takie same jak my. Mieliśmy wspólny cel, dobrą zabawę. Czasem nawet spotykaliśmy te same dziewczyny kilka razy. Nie miały żadnych oczekiwań. Mijały miesiące i każdy mój tydzień wyglądał tak samo. Któregoś dnia obudziłem się i uznałem, że nie ma to żadnego sensu. Próbowałem nawet pogadać o tym z chłopakami, ale im nadal odpowiadał nasz model. Nadchodził kolejny weekend. Nawet chciałem przyjechać do Polski, ale stwierdziłem, że matka na pewno wyczuje mój nastrój i będę się musiał tłumaczyć. Zostałem na miejscu, chciałem wszystko przemyśleć. Dałem się jednak namówić chłopakom na clubbing. Tym razem siedziałem nieco z boku, sączyłem piwo i obserwowałem towarzystwo. Wiedziałem, że do tej pory zachowywałem się tak samo. No powiedzmy, nie byłem z tego dumny. Chłopaki jak zwykle poderwali jakąś grupkę dziewczyn. Usiedliśmy razem. Była wśród nich Andrea. Wypiliśmy kilka drinków i towarzystwo się zmyło, Andrea została. Kobiety w Norwegii są dość bezpośrednie, więc bez owijania w bawełnę powiedziałem jej, że mam doła i jeśli ma ochotę na zabawę do upadłego, to ze mną raczej nie da rady, ale któryś z moich kolegów na pewno się nią zaopiekuje. Powiedziała, żebym dał spokój i opowiedział jej co mnie zdołowało. Zamurowało mnie. To była spora odmiana po miesiącach automatycznego pieprzenia.
- Zakochałeś się?- poczułam ukłucie zazdrości. Już wiem, że ma w głowie jakieś damskie imię, które czymś się dla niego wyróżnia, Andrea.
- Tak myślałem. Pamiętasz kiedyś spytałaś mnie o związki.
- Powiedziałeś, że wydawało ci się, że byłeś w jednym, chodziło o nią?
- No właśnie, wydawało mi się. Przed spotkaniem Andrei nie byłem w żadnym związku. Czasem mailowałem z jakąś dziewczyną po wspólnej konferencji, ale zwykle nic z tego dalej nie wychodziło. Klubowe laski były poza kategorią, czasem nawet nie znałem ich imion. Andrea była obok, dużo rozmawialiśmy. Mocno podleczyła moją pewność siebie. Chodziliśmy po sklepach. Przy niej znalazłem swój styl. Kupiłem nowe ubrania, ściąłem włosy, zdjąłem z nosa za duże okulary. Razem z tym zmieniało się coś we mnie.
- Była dla ciebie ważna?
- Wtedy tak. Przywiązałem się do niej. Problem polegał na tym, że ja już dojrzałem do związku i traktowałem ją jak dziewczynę, brakowało nam w tym jednej, no może kilku rzeczy, właściwie to wszystkiego.
- Czego?
- Byliśmy jak kumple. Nie pozwalała się nawet wziąć za rękę na ulicy. Nie było między nami żadnej bliskości. Wtedy przez kilka miesięcy nie uprawiałem seksu. Najdłużej od momentu, gdy przestałem być prawiczkiem. Na początku mi to odpowiadało. Po maratonie z chłopakami czułem obrzydzenie do szybkich numerków. Dałem na wstrzymanie. Mimo to potrzebowałem czuć, że nasz związek podąża dalej, a ona była taka... obojętna.
- A ona nie potrzebowała bliskości, rozmawiałeś z nią o tym?- poczułam ulgę, chyba jednak traktowałam Andreę jak rywalkę. Ten aspekt ich związku jednak mocno mnie uspokoił. Zazdrość przyczaiła się na skraju świadomości. Rozżaliłam się teraz nad Jurkiem rozpaczliwie potrzebującym bliskości. To dlatego tak się cieszy z moich tęsknot, łez i tulenia się do niego.
- Próbowałem, chciałem, żeby nam się udało. Podjąłem wtedy decyzję, że chcę stworzyć związek. Nie chciałem pokątnego bzykania, nie chciałem być singlem, w tym momencie chciałem wejść w związek, ona raczej nie. Nie mogłem wyciągnąć z niej czego ona chce. Pojechałem więc na platformę. Tam miałem wypadek. Nie przyszła nawet do szpitala. Zrozumiałem, że nie znajdę u niej tego, czego szukam. Zrozumiałem, że trzeba mieć niezwykłe szczęście, żeby to odnaleźć. ..

sobota, 23 lutego 2013

XXX



Do końca dnia nie mamy żadnych wieści od pana Stefana. Dochodzi 17:00. Odpowiadam na ostatni tego dnia mail. Dzwoni mój telefon na biurku.
- Cześć Słońce, jesteś już wolna?- to Jurek.
- Potrzebuję jeszcze z 15 minut, a ty?
- Mam jeszcze sporo pracy i zastanawiam się co zrobić, może odwiozę cię do domu i wrócę?
- Bez sensu, stracisz mnóstwo czasu. Wolałabym żebyś szybko skończy i dołączył do mnie nim zasnę…
- Jeśli dla tego o czym myślę, to nie wymyśliłbym nic lepszego. Skończę tutaj, pojadę do domu po jakieś rzeczy i jestem u ciebie wieczorem. Jak wrócisz? Weź proszę mój samochód...
- A jak ty wrócisz?
- Wezmę taksówkę.
- Nie, pojadę autobusem, trochę się przejdę, a ty samochodem dojedziesz do mnie szybciej wieczorem…
- Jesteś pewna? Wolałbym żebyś nie musiała jechać autobusem…
- Nic mi nie będzie, czasem tak robię, mam wtedy więcej ruchu, a o tej porze akurat na mojej trasie autobus jest prawie pusty, nie martw się. Wracaj do pracy i… pospiesz się.
- Słońce… do wieczora.
- Pa.
Odkładam słuchawkę i jeszcze przez chwilę z błogością patrzę na telefon. Nawet kilka chwil z nim przez telefon totalnie mnie rozstraja. Szybko zbieram myśli i wracam do pisania maila. Dopiero wtedy dostrzegam stojącego przy schodach Mareczka. Przygląda mi się, a gdy zauważa, moje spojrzenie, zaczyna podążać w moją stronę. O kurczę, nie mam ochoty z nim rozmawiać. Zawsze czułam się w jego towarzystwie swobodnie, ale odkąd widział nas razem z Jurkiem w samochodzie, zachowuje się dziwnie. Te przeciągłe spojrzenia, jego złośliwe komentarze, nie wiem jeszcze co, wszystko sprawia, że jest mi niewygodnie w jego towarzystwie. Próbuje nie utrzymywać kontaktu wzrokowego, ostatecznie może iść gdziekolwiek indziej. Mimo moich największych nadziei zatrzymuje się jednak koło mnie.
- Kiedy boss wraca?
- Jutro, według planu- odpowiadam nie odrywając oczu od komputera, dając mu do zrozumienia, że jestem bardzo zajęta.
- To dobrze, muszę z nim porozmawiać- bierze z mojego biurka folder i leniwie go przegląda, chyba czeka, aż zapytam o czym, chce rozmawiać, ja jednak nie zamierzam, chciałabym żeby już sobie poszedł. On jednak nie daje za wygraną- ten cały nowy system, po co ona nam? Tylko koszty generuje i zabiera nam czas.
- I myślisz, że szef zmieni zdanie, kiedy mu o tym powiesz? Nie zapominaj, że to jego pomysł. Nie sadzę, żebyś był władny odwieść go od projektu, który rozpracowuje od roku, a tak między nami, radzę ci, żebyś tego nie robił.
- Dlaczego? Boisz się, że Jurek straci pracę?
Uśmiecham się z politowaniem.
- Nie. Poradzi sobie, z nami, czy bez nas, uwierz. Przepraszam cię, chciałabym to skończyć i iść do domu.- wracam do pisania maila. Ale Mareczek nie daje za wygraną:
- Czemu nie miałbym powiedzieć mu o moich obawach?
Odrywam wzrok od komputera, patrzę mu prosto w oczy i mówię po chwili najdobitniej jak potrafię:
- Bo się zbłaźnisz, to jedyny powód.
- Może masz rację, zastanowię się- odkłada folder i nieco zmienia ton- no dobra to idę, do jutra.
- Tak będzie najlepiej. Do jutra.
Chcę coś jeszcze dodać, żeby się głęboko zrelaksował, ale gryzę się język, nie chcę go prowokować do dalszej rozmowy. Na szczęście odchodzi, a ja wracam do maila. Kończę go szybko. Wyłączam laptopa. Sięgam po płaszcz i torbę. Ubierając się, schodzę powoli po schodach. Gdy jestem na dole, tęskno patrzę na ciężkie drzwi IT. Wiem, że za nimi znajduje się teraz moje serce. Czy to już miłość? Zastanawiam się i wychodzę na zewnątrz. Wciągam głęboko rześkie powietrze. Tak, jestem zakochana, zauroczona, pochłonięta nim do reszty, ale czy to już miłość? A co on czuje do mnie? Czy to jeszcze dobra zabawa, czy może już coś więcej? Poświęca mi dużo swojej uwagi, czuję się z nim bezpieczna, czuję jego troskę. Jego niedzielny przyjazd do mnie, prosto z drogi zwalił mnie z nóg. Tęsknił za mną, wiem to. Był mnie taki głodny. Na wspomnienie naszych igraszek, aż czuję jak płoną mi policzki. Uśmiechając się do swoich myśli, docieram na przystanek. Nie jeżdżę zbyt często autobusem, więc zerkam na rozkład jazdy. Mój autobus zjawi się za pięć minut. Sięgam do torby po telefon i chwilę szukam słuchawek, potrzebuję muzyki. Nagle wyrasta przede mną Mareczek.
- Witaj znowu, to chyba przeznaczenie, a gdzie twój rycerz, nie wracacie razem? Ochłodzenie uczuć?- wypluwa z siebie słowa. Jest agresywny. Zastanawiam się, skąd się tu wziął. Handlowcy z naszej firmy jeżdżą samochodami służbowymi.
- A ty gdzie zgubiłeś samochód?- staram się być spokojna i udaje, że mało obchodzi mnie jego obecność tutaj. W rzeczywistości, jego zachowanie budzi mój niepokój. Jest w nim coś mrocznego. Niby to ten sam wesołek, ale teraz widzę w jego oczach chmury.
- Postanowiłem się przejść. A twój?
- Został pod domem.
- Przywiózł cię tu, ale nie zamierza odwieźć z powrotem?- jest oburzony- niezbyt elegancko. Może więc zaproponuję ci moje towarzystwo.
- Poradzę sobie, dziękuję za troskę- wyciągam szyję i spoglądam w kierunku, z którego ma nadjechać mój autobus. Niech on już odejdzie. Nie wiem co mnie tak od niego odpycha. To zupełnie irracjonalne. Znamy się od kilku lat. Zawsze czułam się w jego towarzystwie bardzo swobodnie, a teraz? Co się dzieje?
- To żaden kłopot, pozwól, że odprowadzę cię do domu- bez ceregieli chwyta mnie za rękę.
- Co ty wyprawiasz?- mówię podniesionym głosem- odbiło ci?- próbuję wyrwać swoja doń z jego uścisku. Inni ludzie stojący na przystanku zaczynają zwracać na nas uwagę. Jest mi to na rękę, może da spokój i odejdzie.
- Daj spokój, chciałem być miły, co się taka niedotykalska zrobiłaś? Jakiś cyrograf z Jureczkiem podpisałaś na wyłączność? Myślisz, że on tak unika innych dziewczyn? Coś mi się zdaje, że niezły z niego Casanova, czaruje laski pierwszorzędnie, nie liczyłbym na jego wstrzemięźliwość…
- Zajmij się sobą- cedzę przez zęby, a on chwyta mnie w talii i przyciąga do siebie. Blokuję uścisk i odpycham się zdecydowanie od jego klatki piersiowej- co w ciebie wstąpiło, zaczynam się ciebie bać- mówię podniesionym głosem. Teraz patrzą na nas już wszyscy stojący na przystanku. Jeden z mężczyzn rusza w nasza stronę. Jest młody, dość niski i bardzo dobrze zbudowany. Rozkłada ramiona i mówi:
- Monika, kopę lat, skąd się tu wzięłaś?- stoję jak wryta, co to za facet, mam dobrą pamięć do twarzy, staram się sobie przypomnieć, skąd go znam? Nachyla się bliżej mnie, jakby chciał mnie pocałować w policzek- jestem od Stefana- mówi szybko, co mnie w jednej chwili trochę uspokaja.
- Skąd się tu wziąłeś?- próbuje wykrzesać z siebie odrobinę entuzjazmu.
- Miałem spotkanie, tu niedaleko, a ty?
- Pracuję tu- wskazuje palcem na budynek po przeciwnej stronie ulicy.
- Słuchaj, nie widzieliśmy się tyle czasu, wejdziemy gdzieś na kawę? Chyba, że miałaś inne plany- patrzy na Marka, który wygląda na nieco zbitego z tropu.
- Nie, jestem absolutnie wolna i chętnie powspominam stare czasy- kurczę, powinnam ich sobie przedstawić- pozwól to Marek, kolega z pracy- nieznajomy podaje Markowi rękę i od niechcenia mówi:
- Tomek, miło mi.
- No to my idziemy. Cześć Marek do jutra- odchodzę z nieznajomym, z którym i tak czuję się o niebo bardziej komfortowo. Marka najwyraźniej zamurowało, bo tylko bąka coś pod nosem. Nieznajomy skinieniem żegna Marka. Przechodzimy pospiesznie przez pasy i znikamy za pierwszym z brzegu budynkiem.
- Kim pan jest?- pytam, gdy skręcamy za rogiem.
- Jak mówiłem, jestem od Stefana. Sytuacja nie wyglądała najlepiej, dlatego postanowiłem zareagować. Pani towarzysz chyba przekroczył granice.
- Najwyraźniej. Dziękuję. Nie wiem, co w niego wstąpiło. A pan ma mnie pilnować?
- Nie, tylko coś przekazać- zdejmuje z ramion plecak i wyjmuje z niego książkę. Podaje mi ją- Proszę tego tu nie otwierać.
- Dobrze- wkładam książkę do torby- czy to wszystko?
- Tak, odprowadzę panią z powrotem, gdyby ten facet wciąż był na przystanku, to zmieniliśmy plany.
Znowu przechodzimy przez pasy. Na przystanku nie ma już nikogo. Chyba wszystkie autobusy odjechały. Spoglądam na rozkład.
- Jeszcze 5 minut. Tomek, to pana prawdziwe imię?
- Tak.
- Będzie mnie pan teraz pilnował?
- Jeśli dostane takie polecenie.
- Czyli na razie nie.
- Nie, poczekam tylko, aż wsiądzie pani do autobusu. Wolałbym upewnić się, że ten typ tu nie wróci. Na prawdę pani z nim pracuje?
- Niestety.
- Proszę na niego uważać, nie zachowywał się naturalnie.
- Tak coś go ugryzło.
Wkrótce nadjeżdża mój autobus. Zajmuję miejsce i marzę by znaleźć się jak najszybciej w domu. Autobus spełnia moje życzenie. Rezygnuje z pomysłu by wysiąść przystanek wcześniej. Straciłam ochotę na spacer. Szybkimi krokami docieram do siebie. Jeszcze w płaszczu, stawiam torbę na stole i wyjmuję tajemnicza książkę. Okazuje się, że to pudełko, wyglądające jak książka. Otwieram wieczko, w środku jest małe urządzenie. Wygląda jak odtwarzacz mp3. Naciskam duży guzik. Urządzenie okazuje się dyktafonem, bo po chwili słyszę głos pana Stefana.
„ Pani Moniko, jeszcze raz dziękuję za pomoc. Mam pani kilka rzeczy do przekazania przed jutrzejszym dniem. Jestem teraz w Gdańsku i nie mogę użyć telefonu ze względów bezpieczeństwa. Obecnie Remek jest w hotelu w Gdańsku. Hotel został otoczony kordonem sanitarnym. Tak jak podały media.  Jutro okaże się, że trzy osoby, w tym Remek, zostały potencjalnie zarażone i te trzy osoby zostaną pod pełnym nadzorem przetransportowane do Warszawy, a następnie umieszczone w odosobnieniu, w willi w Konstancinie. Dostanie pani od Remka telefon w tej sprawie. Przez telefon mówimy tyko o oficjalnej wersji. Proszę zachowywać się tak, jakby tamto działo się naprawdę. Od jutra będę na miejscu, więc będziemy mogli się swobodniej komunikować. Najprawdopodobniej będzie musiała pani przekazać obraz sytuacji pracownikom. Omówimy to jutro. Proszę starać zachowywać się naturalnie. Małecki będzie z panią w stałym telefonicznym kontakcie w sprawach firmy. Najprawdopodobniej od jutra nasz kraj będzie bardzo fascynował się tą historią. Najprawdopodobniej pojawią się w firmie media. Proszę być na to przygotowaną. Do jutra. Powodzenia.”
Ha, mój żołądek wywraca się na drugą stronę. Sytuacja zaczyna mnie mocno stresować. Mamusiu, czy ja dam radę. Oczywiście, że tak. Nie raz wiedziałam o tym co się wydarzy w firmie, zanim inni wiedzieli i udawało mi się zachować zimną krew. Ale to? To nie jest zmiana w organizacji, to udział w kreowaniu alternatywnej rzeczywistości. To ponad moje siły. Muszę się czymś zająć. Biorę szybki prysznic i wkładam moją za dużą koszulę. Idę do kuchni. Gotuje makaron. Z mrożonego szpinaku i pleśniowego sera przyrządzam sos. Przypominam sobie o praniu. Włączam pralkę. Rozlega się pukanie do drzwi. Jurek! Na szczęście jesteś.

wtorek, 19 lutego 2013

XXIX

Z trudem rozeszliśmy się do swoich zadań. Na moim biurku czekało mnóstwo spraw, tym bardziej, że nie było prezesa. Nie mogłam w to uwierzyć. Remigiusz Małecki chciał mi powierzyć zarządzanie firmą. Napisał o tej kwestii w testamencie. Teoretycznie wszystko miało być sfingowane i to on podejmowałby decyzje, nie zmienia to faktu, że obdarzył mnie niezwykle szczodrze zaufaniem. Byłam jego asystentką od czterech lat. Czułam, że jest zadowolony z mojej pracy. Powierzał mi coraz więcej zadań. Miałam coraz więcej swobody w realizacji jego postanowień, ale i sama mogłam podejmować coraz więcej decyzji. Kiedy teraz o tym myślę, dostrzegam jak często ostatnio pytał mnie o zdanie na jakiś temat. Bardzo go lubię, a może raczej darzę wielkim szacunkiem. Traktuję go jak bardzo mądrego, dystyngowanego wujka.  Bardzo ceniłam ten jego dystans. Prawie z nikim nie był w firmie po imieniu, nie bratał się z personelem. Trudno było go posądzić o brak obiektywizmu. Teraz jednak okazało się, że i ten marmur ma jakąś skazę. A może jest ofiarą? Trudno na razie mi to ocenić. Faktem jest, że się w coś wplątał, na tyle paskudnie, że przydała mu się znajomość ze Stefanem o dwóch twarzach, który jako wieloletni przyjaciel zapewni mu bezpieczeństwo. No właśnie, Stefan nie pracuje tu od kilku miesięcy, gdzie można datować wybuch całej afery. Pracuje tu od wielu lat. Jurek wspominał, że ta praca była zawsze dla Stefana przykrywką, może więc o to chodzi. Małecki dawał Stefanowi drugie życie, a teraz przyszedł czas oddania długu wdzięczności. Wszystko by się zgadzało, poza tym, że Stefan nie jest samotnym elektronem. Pracuje dla służb, dużej zorganizowanej i z tego co się orientuję, państwowej organizacji. Czyżby agenci sami organizowali sobie alternatywną osobowość? Ciężko mi w to uwierzyć. Co wtedy oznaczałby ten tabun ludzi pracujących w wydzielonej strefie IT?
Im więcej o tym myślałam, tym więcej powstawało nowych pytań. Muszę chyba przestać, przynajmniej na chwile i skupić się na tym, co mam teraz do zrobienia. Na ten moment muszę zająć się bieżącymi sprawami, nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak i pomóc szefowi, jakkolwiek ta pomoc miałaby wyglądać. Na to ostatnie jeszcze chwilę poczekam. Mój pomysł z kwarantanną zostanie najpewniej zrealizowany. Nie wiem jeszcze jaka miałaby być w tym moja rola, zapewne kwestia właśnie się krystalizuje. Muszę się skoncentrować.
Tak na prawdę pod biurkiem przebieram nogami. Moje życie nagle nabrało rozpędu. Do tej pory każdy dzień był podobny do poprzedniego. Żyłam właściwie tylko tym, co działo się w pracy, a bardziej chłonęłam to co robili inni. Bycie z boku zawsze bardzo mi odpowiadało, wolałam obserwować, niż brać w czymś czynny udział. Tak mi się przynajmniej wydawało. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo potrzebowałam odmiany. Czuję to dopiero teraz, gdy znajduję się w centrum wydarzeń. Towarzyszy mi w tym nieprzeciętny facet, który z szybkością i siłą błyskawicy zawładnął moimi myślami, sercem, świadomością i ciałem. Z zamyślenia wyrywa mnie telefon, no tak to siostra:
- Cześć, właśnie miałam do ciebie zadzwonić- ściemniam z uśmiechem, może nie będzie na mnie zła.
- Akurat- odpowiada drwiąco, ale też się uśmiecha- skoro nie dzwonisz, to znaczy, że romans trwa?
- Tak, spotykamy się- uśmiech nie znika mi z twarzy- to bardzo absorbujące- czerwienię się na samą myśl.
- Domyślam się. A co w pracy?
- Oj dzieje się.
- Słyszę właśnie, masz w głosie jakąś taką energię, co się stało?
- Nic specjalnego, ale mam tyle do zrobienia, chyba właśnie to mnie tak nakręca.
- Coś mi się zdaje, że chwyciłaś życie za rogi. Korzystaj. Wreszcie. Tylko odzywaj się, żebym wiedziała, że żyjesz. Do rodziców zadzwoń... Pa.
- Pa.- mam łzy w oczach. Czy ktoś zna mnie tak jak ona? Czy ktoś darzy mnie taką bezwarunkową miłością? Wie, że coś ważnego dzieje się w moim życiu i odpuszcza, daje mi swobodę, podczas, gdy w moim życiu nie działo się nic, ona pozwalała mi być częścią swojego. Wycieram palcem spadającą po policzku łzę. Zaglądam w małe lusterko, żeby sprawdzić, czy razem ze łzą nie rozmazał mi się tusz. Zza lusterka dostrzegam pędzącego w moją stronę Jurka.
- Co się stało?- staje po drugiej stronie mojego biurka i opiera na nim ręce, nachyla się ku mnie i powoduje uciechę obserwatorów, jest autentycznie poruszony.
- Nic- ma nieprzekonaną minę- nic, na prawdę- powtarzam bardziej uspokajającym tonem.
- Na ile cię znam, nie jesteś kobietą, która wylewa łzy z byle powodu- drąży.
- A wtedy, gdy ...
- Wtedy to było z tęsknoty- z troski przebija samozadowolenie- i to za mną, to nie był byle powód, a teraz?- dopytuje.
- Dzwoniła Marta i mnie rozczuliła. Zanim się pojawiłeś byłam z nią w stałym kontakcie, a teraz trochę ją zaniedbuję.
- Ma pretensję?
- Wręcz przeciwnie, cieszy się, że cię spotkałam.
- Czy wszystkie kobiety w twojej rodzinie są takie niezwykłe? Wygląda na to, że nie macie powszechnie występującego genu zaborczości- to piękny komplement, już chcę wyprowadzić go z błędu i przyznać się, jak bardzo ten gen mam rozwinięty, ale gryzę się w język. Przebiega mi przez głowę taka myśl, że skoro tego nie zauważa, to może udaje mi się nad tym zapanować.
- Wszystkie- uśmiecham się promiennie. Przez chwilę patrzymy sobie w oczy. Nie przerywając naładowanego elektrycznością spojrzenia mówi:
- Wiesz co, przyszedłem tu w jakimś konkretnym celu, ale uwierzysz, że zapomniałem w jakim?- układa powoli usta i mówiąc to cały czas się uśmiecha. To jest zniewalające. Nie mogę teraz oderwać oczu od jego ust. Chcę go pocałować. Gdzie tam pocałować, chcę wbić się w niego ustami i zostać tak na zawsze.
- Na pewno bardzo się stęskniłeś- próbuję być tak uwodzicielska jak on.
- Jak zawsze, gdy nie ma cię przy mnie- jego mina lekko się zmienia, dobrze wie, po co tu przyszedł, jest zbyt skoncentrowany- otwórz na przykład TVN24- jego mina powoduje, że ja też poważnieję. Podjeżdżam moim fotelem bliżej laptopa. Wstukuję adres. Po chwili jestem na pierwszej stronie serwisu. Okazuje się, że śledzą na bieżąco wydarzenia z pewnego hotelu w Gdańsku, gdzie jeden z gości zachorował na tajemniczą chorobę. Hotel i okolicę otoczono kordonem sanitarnym. Wszyscy goście i personel są poddawani właśnie badaniom. Serwis obiecuje dostarczanie wiadomości na bieżąco. Zaglądam jeszcze na Onet i kilka innych stron, wszędzie jest to wiadomość dnia.
- O Boże, to się dzieje na prawdę- mówię drżącym głosem.
- Teraz widzisz, na prawdę. Słońce, jest jeszcze czas, żebyś się wycofała.
- Nie ma mowy, nie przepuszczę takiej okazji. To zbyt ekscytujące.
- Ale może okazać się niebezpieczne.
- O to będę się martwić później- sama nie wierzę, że to mówię. Nie poznaję siebie. Zawsze do wszystkiego podchodziłam z wielką rezerwą. Raczej wolałam czegoś nie zrobić w ogóle niż postępować bez rozmysłu.
- Szalona kobieta- obdarza mnie swoim uwodzicielskim uśmiechem i zakłada ręce za głowę, splatając palce na karku. Jego gest powoduje, że kilka damskich ust składa się w ciup i wydaje cichy gwizd. Teraz już i ja śmieje się głośno i wymieniam z dziewczynami porozumiewawcze spojrzenia.

piątek, 15 lutego 2013

XXVIII

Pieczara IT zaczyna się zapełniać. Gdy do niej wchodzimy, oczy informatyków kierują się na mnie. Do tej pory jeśli w ogóle do nich przychodziłam, nie przekraczałam progu pokoju, który i dla nich był zamknięty, a teraz wychodzę z niego, na szczęście z panem Stefanem, ich szefem. Pan Stefan dostrzega konsternację chłopaków, więc rzuca do mnie:
- Tak jak ustaliliśmy, pani Moniko, dziś wydzieli pani podzespoły, zgodnie z harmonogramem i specyfikacją Jurka, oczywiście jestem do dyspozycji- w czasie gdy to mówi, udaje nam się dotrzeć do drzwi. Reszta straciła już nami zainteresowanie. Jurek otwiera przed nami drzwi i szybko znajdujemy się w holu głównym. Tutaj zaczął się już poranny tumult. Co chwilę otwierają się drzwi i ktoś wchodzi do firmy, by za chwilę dało się słychać pośpieszne kroki na górę, niektórzy czekają na windę, inni stoją w małych grupkach i rozmawiają. Przystajemy z panem Stefanem na moment:
- Kochani ja teraz lecę, mam sporo do zrobienia, w razie czego jestem pod telefonem, pani Moniko w rozmowach telefonicznych proszę pamiętać o możliwie ogólnikowym formułowaniu myśli. Z resztą ma pani pod ręką Jurka. Proszę pamiętać- prezes jest w delegacji, jutro będzie normalnie w firmie, ok?- patrzy mi w oczy.
- Biegnij- mówi do niego Jurek, podając mu rękę na pożegnanie. Kiedy pan Stefan znika za drzwiami, Jurek podaje mi ramię, odwracamy się w kierunku schodów- chodź Mata Hari, do roboty- uśmiecha się porozumiewawczo. I ze mnie schodzi powietrze, chyba coś mi się udało, nie jestem już tak zdenerwowana. Nie mogę się doczekać co będzie później. W drodze na górę chichoczę, Jurek wydaje się być też w doskonałym humorze.
- Są nasze gołąbeczki- wita nas u szczytu schodów Mareczek- aż miło na was popatrzeć- mówi to z uśmiechem, ale czuję sarkazm w jego głosie. Czego on chce? Spoglądam na Jurka. Jest spokojny, wyciąga do Marka rękę.
- Cześć Mareczku- mówię- ciebie też miło widzieć, co słychać?- pytam z grzeczności.
- No na pewno nie tak dobrze ja u was- mówi ze sztucznym uśmiechem.
Już mam mu kazać się odczepić, ale uprzedza mnie Jurek:
- Dziękujemy, na prawdę nie mamy na co narzekać, przepraszamy cię, ale musimy jeszcze coś omówić. Widzimy się za pół godziny a spotkaniu- klepie go po ramieniu jedną ręką, a mnie drugą obejmuje w talii i po chwili odchodzimy w kierunku mojego biurka.
- O co mu chodzi?- pytam Jurka.
- Zraniona duma, chyba miał względem ciebie jakieś plany.- Jurek jest dość poważny.
- Chyba tak, ale nie demonstrował ich tak, gdy ciebie tu nie było.
- Wtedy jeszcze miał nadzieję, a teraz widzi cię w objęciach innego faceta, ja też miałbym z tym problem. Ale huk z nim. Chciałbym żebyś to przejrzała przed spotkaniem.- Siadam na krześle przy biurku, a on nachyla się nade mną, ograniczając mnie z jednej strony ramieniem. Włącza do jednego z portów pendriva i przeszukuje dokumenty. Jest bardzo skupiony na tym co robi, co ma mi do przekazania. Mogę sobie spokojnie na niego patrzeć. Kiedy jest tak blisko, ja nie mogę się tak łatwo skupić. Muszę się tego od niego nauczyć. Patrzy na mnie kątem oka i dostrzega, że się w niego wpatruję, na moich ustach błądzi leniwy uśmiech.
- Przyglądasz mi się- stwierdza szybko.
- Nie, skąd- zaprzeczam.
- Przecież widzę- sięga po moją dłoń i podnosi ją do ust- zaraz to znajdę.
- Nie przeszkadzaj sobie. Jesteś taki skoncentrowany, ja nie mogę, gdy mnie dotykasz. Jeszcze po tym pocałunku. Chyba zgłodniałam- uśmiecham się.
- Miałaś prawo, nic dziś nie jadłaś- odpowiada beznamiętnie wpatrując się w monitor.
- Nie o takim głodzie mówię- szepczę, wyciągając szyję, by poczuł mój oddech na swoim uchu.
- Przestań, bo nic dziś nie zrobimy- syczy przez zaciśnięte zęby. Jak on mnie podnieca-Chcę żebyś to przejrzała, będzie nam to potrzebne do pracy w grupach zadaniowych- wydaje się być niewzruszony- wystarczy ci pół godziny?- spogląda wreszcie na mnie. Jestem zła. Pierwszy raz mnie tak odtrąca. Przyzwyczaiłam się, że jest bardzo profesjonalny, ale trochę mnie to zakuło. Ja się mizdrzę i mało nie zerwę z niego koszuli, a on każe mi przeglądać jakieś pliki.-Hej, mała co jest? Dasz radę to przejrzeć?
- Oczywiście- mówię chłodno, tylko musisz mnie zostawić samą. Spotkamy się w konferencyjnej, za pół godziny.
- Okej, przynieść ci kawy?- pyta oddalając się do kuchni, pociera palcem wskazującym nos, czyżby się ze mnie śmiał.
- Nie dziękuję- urywam i zaczynam przeglądać pliki. Patrzę na treść i nie mam pojęcia o no w tym wszystkim chodzi, nie mogę się skupić. Zamykam z wściekłością oczy. Skup się, skup. Daję sobie chwilę i wracam do komputera. Otwieram poszczególne sekcje i przeglądam zawartość. Powoli dociera do mnie zarys treści. W mojej głowie buduje się mapa, zaczynam dostrzegać zależności między poszczególnymi aspektami systemu. To co widzę teraz, zaczyna układać się w całość z treścią naszych spotkań z handlowcami. Po pół godzinie jestem gotowa. Biorę pod pachę laptopa i udaję się najpierw do kuchni. Kawa jednak mi się przyda. W kuchni czeka mnie zaskoczenie. Jest tam pełno ludzi, a właściwie pełno kobiet i dwóch facetów Jurek i Paweł szef handlowców. Co jakiś czas rzucają jakąś uwagę, a dziewczyny chichoczą jak nastolatki. O nie. Najpierw jest dla mnie taki zimny, każe mi oglądać jakieś dokumenty, a sam znika w kuchni z wianuszkiem dziewczyn, boskich dziewczyn. Nasz dział handlowy obfituje w piękne i pewne siebie kobiety, nawet jeśli któraś z nich nie jest obiektywnie piękna, to nadrabia to dbałością o sylwetkę i wygląd, z każdej promieniuje poczucie własnej wartości. Ja raczej zawsze unikałam konfrontacji i jakby to obrazowo ująć, czekałam w kolejce na swoją kolej, a nawet pozwalałam się z tej kolejki wypchnąć. Teraz widząc ten wesoły tłumek, cieszę się, że mnie nikt mnie nie zauważył i idę dalej, poczekam w konferencyjnej. Przemierzając wielką salę zastawioną biurkami, dociera do mnie, że zachowuję się jak kiedyś. Zbył mnie, bo co? Bo mieliśmy coś ważnego do zrobienia. Spokojnie. Podchodzi poważnie do swojej pracy, a faktycznie mamy mało czasu. Dodatkowo systemem musimy się zająć, by tak na prawdę móc zrobić coś zupełnie innego, ochronić Małeckiego, by mogli zbudować tę swoją maszynę, by z kolei coś tam rozszyfrować. Kobieto, przecież chwilę wcześniej dał ci wyraźnie do zrozumienia w ciasnym przedsionku, że cię wielbi. A ta scena w kuchni? Nie był sam z jakąś laską, tylko z wieloma kobietami i nie sam, a z Pawłem. To przecież dobrze, że ludzie go lubią, dostrzegają w nim to co ja. Jest uroczym facetem i bardzo pociągającym. Nie jest piękny w oczywisty sposób jak modele. Jest po męsku przystojny. Jego spokój, profesjonalizm, gesty, głos, to jak się porusza, jak się ubiera, tworzą całość, której trudno się oprzeć. A ja ze swoim zachowaniem jestem znowu w liceum. Czego bym chciała? Żeby siedział obok i wciąż patrzył mi w oczy? Nie, zdecydowanie, to jaki jest dużo bardziej mi odpowiada, tym bardziej, że na brak zainteresowania z jego strony nie mogę narzekać. Uśmiecham się do siebie. Jestem zadowolona z uzyskanego konsensusu. Czasem walka z samą sobą jest wyczerpująca. Na szczęście wiem już jaka chcę być i dążenie do tego daje mi ogromną satysfakcję. Z zamyślenia wyrywa mnie dłoń Jurka lądująca na mojej talii.
- Cześć piękna, czemu się tak uśmiechasz?
- Ach, do własnych myśli- mój głos jest spokojny i zalotny. Posyłam mu buziaka wprost w czubek nosa. Przyciska mnie mocniej do siebie.
- Nie mogę z tobą pracować, rozpraszasz mnie- szepcze mi do ucha.
- No coś ty, jesteś mistrzem opanowania- uśmiecham się szelmowsko.
- Udało ci się przejrzeć te materiały?- pyta odchrząkując, mija nas coraz więcej osób, zmierzających na spotkanie.
- Tak, skończyłam chwilę temu.
- I jak, mętlik w głowie?- pyta drapiąc się z zakłopotaniem w głowę.
- Nie, skąd, sprawa wydaje mi się dość jasna. Wszystko zaczyna mi się układać w całość- mówię z satysfakcją.
- Tak? To super- kiwa głową z podziwem- chodźmy- robi gest ręką, zapraszając mnie do środka. Gdy wchodzimy, obejmuje mnie w talii, przyciąga do siebie i całuje w skroń- Moja kobieta- szczepcze mi do ucha, a potem pcha w kierunku stale zajmowanego przeze mnie miejsca. Sam staje na czele sali i zaczyna mówić do zebranych. Po krótkim wstępie uprzedza, że dziś powstaną grupy zadaniowe składające się z handlowców i programistów. Następnie jakby nigdy nic wywołuje mnie:
- Teraz chciałabym przekazać głos Monice, która z ramienia pana prezesa dokona podziału osób do grup i przekaże każdej z grup detaliczne zadania. Za chwilę zjawią się tu ludzie z IT i będziecie mogli rozpocząć prace. Moniko, zapraszam.- wskazuje mi swoje miejsce. Zaczynam się denerwować. Przywołuję się do porządku. Spokojnie, znasz tu wszystkich, oczywiście, że będą o tobie mówić, rób swoje. Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że Jurek wyjdzie. Patrząc na zebranych, zdaję sobie sprawę, że najtrudniejsze będzie mówienie do niego. Nie wiem, czy czyta w moich myślach, czy faktycznie musi pilnie zajrzeć do papierów trzymanych w ręku, w każdym razie, pomaga mi to, że nie zwraca na mnie uwagi. Zaczynam mówić. Po kilku zdaniach wstępu mobilizuję się. Szybko organizuję myśli i przekazuję im wiadomości związane z harmonogramem, omawiając poszczególne elementy systemu. Staram się nie patrzeć w kierunku Jurka, usiadł na szczęście z boku, więc patrząc na handlowców widzę go jedynie kątem oka. Kiedy zbliżam się do końca zauważam, że wstukuje w telefonie jakąś wiadomość. Jak na zawołanie, gdy zabieram się za dzielenie handlowców na grupy, rozlega się pukanie do drzwi. Do sali marszowym krokiem wchodzi pięciu boskich facetów. Wyglądają bardzo podobnie. Krótkie włosy, gładkie twarze, ciężkie buty, bojówki i polarowe bluzy. Wyglądają jak wojsko. Każdy pod ręką ma niewielkiego laptopa.
- Są twoi- uśmiecha się Jurek i dodaje ruchem warg- programiści.
Rozpoznaję ich twarze. Widziałam ich dziś na dole, w sali za śluzą, co oznacza, że tak na prawdę zajmują się też tą drugą sprawą. Przelała się przeze mnie fala gorąca. Przez moment zapomniałam o TEJ sprawie. Jest gdzieś we mnie z tyłu głowy, ale pojawienie się tych facetów uświadomiło mi nagle, że to się dzieje na prawdę. Przykładam złożoną w pięść dłoń do swojego nosa i zakrywam usta, odchrząkuję i na chwilę zamykam oczy.
- Wróćmy do podziału- mówię szybko- panowie zajmą się przebudową naszego systemu, oczywiście przy udziale naszego stałego zespołu IT- mówię to i szukam potwierdzenia w oczach Jurka, kiwa głową. Nasz nowy system ma się składać z pięciu głównych modułów. Za każdy moduł odpowiada inny zespół. W pewnym momencie grupy będą się łączyć w różnych konfiguracjach. Wygląda na to, że ta piątka, która wkroczyła do sali jest we wszystkim nieźle zorientowana. Kolejne zespoły handlowe wychodzą z kolejnymi programistami. Po kilkunastu minutach zostajemy z Jurkiem sami.
- No to mamy ich z głowy, przynajmniej na miesiąc, chyba, że coś się zawali- podchodzi do mnie kocimi ruchami.
- Mogłeś mnie uprzedzić, nie wiedziałam, że będę miała coś mówić, a poza tym myślałam, że wszystkim będą się zajmować nasi zombi.
- Zombi?!- otwiera szeroko śmiejące się oczy.
- Tak nazywałam w myślach naszych informatyków.
- Czemu?- nadal jest rozbawiony.
- Nie wiesz? Zobacz jak wyglądają. Wszyscy są tacy sami: chudzi, ubrani na czarno, ich skóra jest ziemista, a oczy przekrwione. Wydają z siebie niewiele dźwięków.
- Ale przy tym są nieźli w tym co robią- mówi poważniej.
- Niezaprzeczalnie. A wracając do twojego wojska...
- Wojska? Twoje skojarzenia są...
- No wojska, wmaszerwali tu wyprostowani, dziarscy, również jednakowi
- I jeszcze lepsi w te klocki. Uznaliśmy ze Stefanem, że będzie szybciej jak szkic napiszą oni, a potem dokończą chłopaki z IT. Oczywiście nie musimy się nikomu tłumaczyć, ale w razie pytań chłopaki z „wojska” są moim zespołem, który zaangażowałem żeby „zombi” mieli czas na swoje zwykłe obowiązki. Takie wsparcie.
- A tak na prawdę?
- Kiedy oni będą się tym zajmować, nie będę musiał niczego kontrolować i będę miał więcej czasu na odtworzenie czytnika do tego archaicznego nośnika danych. Na szczęście Stefan jeszcze pamięta jak to mniej więcej wyglądało. Nie jest pewien, czy nie było tam wtedy jakiś dodatkowych domowych usprawnień. Był wtedy szeregowym pracownikiem służb, w dodatku nie darzyli go zaufaniem, słusznie jak się okazało.
- A co się stało?- nie wiele rozumiałam z tych zawiłości, ale każda dodatkowa informacja mogła się przydać, by kiedyś złożyć to w całość.
- Co? Dołączył do grupy, która rozwaliła wszystko od środka, tak im się przynajmniej wydawało.
- Nic nie rozumiem. Co rozwalili?
- Komunizm w Polsce. Była taka frakcja w służbach, do której należał Stefan, która przyczyniła się do całej rewolucji. Teraz już wiedzą, że to mrzonki. Tak na prawdę cała rewolucja była jedną wielką mistyfikacją, a ci którzy wtedy byli u władzy są przy niej nadal, bądź ich następcy. Z tym wiąże się też sprawa dostaw gazu do Polski, jak i inne międzynarodowe umowy.
Kiedy go słucham moje oczy robią się wielkie i zdziwione.
- Musisz mi to spokojnie wszystko wytłumaczyć. Bardzo chciałabym zrozumieć, dlaczego szef musi się ukrywać. Dla mnie to po prostu mądry i dobry człowiek, co mogło spowodować, że wplątał się w coś takiego.
- Też jeszcze nie wszystko rozumiem.
- No to mój mały kobiecy móżdżek będzie musiał zaczekać, ale koniecznie musisz mi opowiedzieć to, co już wiesz.
- Nie mów tak- zaperza się- zauważyłem, że nie doceniasz możliwości swojego umysłu. Jeśli to kokieteria, jestem na ciebie..., zawiódłbym się- mówi mi patrząc prosto w oczy.
- Zaskakują mnie twoje słowa, na prawdę myślisz, że się nie doceniam? Nie zastanawiałam się nad tym. Sądziłam zawsze, że jestem dość przeciętna. Ani przez szkołę, ani przez studia nie przeszłam śpiewająco- analizuję na szybko to co powiedział. Zabolało mnie podejrzenie o kokietowanie. Każdy lubi komplementy, ale bez przesady, człowiek inteligentny wie, że jest inteligentny, nie potrzebuje dodatkowych pochwał- ale dziękuję, że ty mnie doceniasz.
- Proszę cię- kiwa z politowaniem głową. Trzyma ręce w kieszeniach spodni i stoi w lekkim rozkroku. Wwierca się we mnie swoim wzrokiem.- Twój pomysł z kwarantanną był ponadprzeciętny. Nie był odkrywczy, zgoda, ale nikt inny na to nie wpadł, był wspaniały w swojej prostocie. A opracowanie systemu? Miałaś na niego pół godziny, a nie dość, że go pojęłaś, to byłaś w stanie przekazać to innym i na bieżąco na nim pracować. Na prawdę sądzę, że się nie doceniasz. Nie jesteś przeciętna. –wyciąga w moim kierunku rękę i gładzi mnie wskazującym palcem po policzku. Jest mi teraz bardzo bliski. Zdążył mnie nieźle poznać przez ten krótki czas. Poruszam głową poddając się jego głaskaniu, a on rozchyla dłoń i wpłata mi ją we włosy. Patrzy na mnie gorącym wzrokiem, a ja nie mam siły się dłużej powstrzymywać i namiętnie go całuję.
- Nie odtrącaj mnie znowu- szepczę mu w usta.
- Hej, mała- trzyma moją głowę w objęciach swoich rąk i bacznie mi się przygląda- hej, hej, kiedy cię odtrąciłem?- pyta z niedowierzaniem.
- Rano, przy moim biurku, syknąłeś tylko, żebym przestała, bo nic nie zrobimy- mówię z wyrzutem.
- Oto chodzi- uśmiecha się tym swoim półuśmieszkiem w którym unosi mu się tylko prawy kącik, odchyla głowę do tyłu- syknąłem, bo nie mogłem się na niczym skupić, byłaś tak blisko i mnie dotykałaś. Jeszcze chwila i wziąłbym cię na biurku przy wszystkich...-nie wiem, czy chciał coś jeszcze powiedzieć, ale znowu wpiłam się w jego usta. Przycisnął mnie mocno do siebie i oddając mi pocałunek ruszył w kierunku drzwi. Przekręcił w nich klucz, a ja słysząc chrobot w zamku uśmiechnęłam się, nie przestając go całować. Przycisnęłam go do ściany przy samych drzwiach i szybko rozpięłam mu rozporek w jego spodniach. Jego ręka uwolniła moje włosy z kucyka.
- Nie mamy za dużo czasu- szeptał i teraz to on mnie przyszpilił sobą do ściany- cholera masz na sobie spodnie, rozpiął je szybko i pociągnął w dół, padając przede mną na kolana. Czekała go niespodzianka, która rozpromieniła jego twarz. Na nogach miałam pończochy. Przytrzymał mnie za ręce, a ja kopnęłam spodnie daleko od nas. Trzymając mnie za biodra znowu przycisnął mnie do ściany. Objęłam go jedną nogą i wysunęłam ku niemu biodra. Jego dłonie zacisnęły się na moich pośladkach. Ta pieszczota gwarantowała moją gotowość niemal od razu. Nie zdjął mi majtek, chyba uznał, że szkoda na to czasu, odchylił je nieco i pomasował mnie tam palcami, nagle wsunął jeden we mnie dość gwałtownie.
- Co to? Nie chcesz mnie?- wyszeptał mi do ucha.
- Chcę bardzo- jęknęłam, skąd mu przyszło do głowy, że nie chcę.
- Nie jesteś jeszcze gotowa na mnie.
- Jestem, wejdź we mnie, proszę- moje mięśnie zaciskały się gwałtownie.
- Będzie cię bolało..
- Nie będzie, wejdź..
Odsunął się na chwilę, z kieszeni spodni wyjął gumkę i wprawnie ją założył. Jego widok powodował, że musiałam zacisnąć nogi. Skurcze były coraz gwałtowniejsze, potrzebowałam, żeby wszedł we mnie natychmiast. Mój oddech przyspieszył. Jurek gwałtownie i szybko rozpiął guziki w mojej bluzce i brutalnie wysunął moje piersi z miseczek stanika. Jeszcze raz dotknął mnie na dole i uśmiechnął się:
- Teraz lepiej- uniósł mnie lekko, a ja instynktownie oplotłam jego biodra swoimi nogami. Wbił się we mnie jednym ruchem. Przez chwilę poczułam ból, kurcze miał rację. Ścisnęłam go mocniej nogami. Przez chwilę zamarł. Zatoczył biodrami kółko i delikatnie się wycofał. To było już bardzo przyjemne. Przywarłam do niego mocniej i poruszyłam biodrami, dając mu znak, by wszedł znowu. Czułam na uchu jego uśmiech. Wchodził we mnie powoli, ale mocno i zmysłowo. To było jak burza. Szybkie i gwałtowne. Po wszystkim zdałam sobie sprawę, że jesteśmy w pracy. W każdej chwili ktoś mógł chcieć wejść do sali. Jurek miał ułatwioną sprawę, wystarczyło, że zapiął spodnie, ja musiałam w pośpiechu zapinać bluzkę. Przysiadł na skraju stołu i wpatrywał się w moje gorączkowe dopasowywanie guzików. Kiedy ponownie próbowałam spiąć włosy w kucyk. Przez chwilę stałam tak z uniesionymi rękami, bluzka odsłaniała moje uda przepasane pończochami. Na nogach miałam szpilki.
- Piękny widok- mruczał z zadowoleniem.
Sięgnęłam po spodnie walające się po ziemi. Wstał, podał mi rękę. Pozbyłam się butów, szybko wsunęłam spodnie. Ponownie założyłam buty i wtedy ktoś szarpnął za klamkę.
- Nie ma ich, już wyszli- dało się słyszeć zza drzwi. W pierwszej chwili Jurek chciał otworzyć drzwi, ale go powstrzymałam. Kiedy intruzi oddalili się od drzwi zapytał:
- Czemu nie pozwoliłaś mi otworzyć?
- A niby czemu się tu zamknęliśmy? Co by pomyśleli?
- Racja. To co teraz, czekamy tu do wieczora i udajemy, że nas nie ma a klucz się zgubił- zachichotał. Podeszłam do drzwi i lekko otworzyłam zamek.
- Siadaj, pewnie zaraz tu wrócą- usiedliśmy po dwóch stronach stołu, rozłożyliśmy kartki, które wcześniej trzymał w rękach i otworzyliśmy mojego laptopa. Nie myliłam się. Za chwilę znowu ktoś szarpnął klamkę i otworzył drzwi. W drzwiach stanął Paweł.
- Już kończymy- rzuciłam w kierunku drzwi.
- Nie przeszkadzajcie sobie, zostawiłem notes. Można?- i wszedł- przed chwilą mógłbym przysiąc, że było zamknięte.
- Coś ty, siedzimy tu cały czas- odparł Jurek- złośliwość rzeczy martwych, za słabo chwyciłeś klamkę, my cię nie słyszeliśmy- odchylił głowę w jego stronę.
- Nieistotne- Przystanął koło nas, opierając się o stół- system zapowiada się nieźle i na prawdę Jurek, jestem pod wrażeniem, wygląda na to, że sprawa idzie piorunem. Ten twój zespół musi być niezły.
- Twój też, w mig pojęli w czym problem. Jeśli nadal będzie bez zgrzytu jak teraz, kto wie, w pół roku może będziemy gotowi.
 - Ciężko im będzie, ale damy radę. Wiesz, sprzedaż musi się toczyć, niezależnie od wszystkiego.
- Postaramy się być elastyczni.
- To do zobaczenia- powiedział Paweł udając się do drzwi- Monika, dobra robota- zamknął za sobą drzwi, a my odetchnęliśmy z ulgą.
- Nigdy więcej w pracy, zbyt nerwowo- powiedziałam wypuszczając powietrze.
- Dlatego zrobimy to jeszcze nie raz- uniósł prawy kącik ust.

wtorek, 12 lutego 2013

XXVII

Noc okazała się dla mnie wyjątkowo ciężka. Natłok myśli budził mnie wielokrotnie. Chciałabym mieć tę rozmowę już za sobą. Mocniej przysnęłam nad ranem. Obudził mnie dźwięk komórkowego budzika. Usiadłam na łóżku.
- Jurek!- rzuciłam- Jurek, jesteś tam- odpowiadała mi cisza. Najwyraźniej wyszedł, pewnie pojechał do domu się przebrać. Chyba powinien mieć u mnie jakieś rzeczy. E, chyba na to za wcześnie. A kiedy jest dobry moment? Czy są na to jakieś reguły? Przypominają mi się zeszyty, które robiłyśmy z koleżankami w podstawówce. Wklejałyśmy tam różne skarby, fotosy gwiazd i mnóstwo wróżb i reguł. Można było tam znaleźć wszystko, od tego co znaczy kichnięcie w środowe popołudnie, po test stwierdzający, czy jesteście dobraną parą. Przydałby mi się teraz taki zeszyt. Może by mi powiedział, co to znaczy, jak chłopak, który ci się podoba, plącze cię w aferę rodem z kryminału.
Poranna toaleta mija mi szybko i prawie bezwiednie. Pora na szafę. Przebiega mi przez myśl, że czas zająć się garderobą. Moje zwykle uporządkowane życie nieco się wywróciło i to widać po ubraniach. Wieszaki mocno się przerzedziły. Czas o to zadbać, urządzić sobie pranie i prasowanie. Wybieram na dziś eleganckie czarne spodnie w kant i lekką bluzeczkę koszulową, białą z czarnymi listwami wzdłuż guzików i zakończeń rękawów. Związuję włosy w koński ogon i otaczam go dodatkowo pasmem włosów. Upinając włosy zastanawiam się, gdzie on się podziewa. Idę do kuchni. Nalewam sobie do szklanki trochę soku porzeczkowego. Skoro go nie ma, kawy napiję się już w pracy. A może zaparzyć sobie teraz? Ostatecznie nie wiem, jak dziś będzie wyglądał dzień. Chyba wszystko zależy od tej porannej rozmowy z panem Stefanem. Jestem strasznie zdenerwowana. Czuję się jak przed jakimś egzaminem. Idę po torebkę, wkładam buty i pikowaną kurtkę. Sięgam jeszcze po telefon i wychodzę, nie mogę już usiedzieć na miejscu. Gdy jestem na dole, postanawiam zadzwonić do Jurka. Nie odbiera, ale zauważam jego samochód, właśnie podjeżdża i szuka miejsca parkingowego przy ulicy.
- Już wyszłaś?- wyskakuje z samochodu. Władczo obejmuje mnie ręką i przyciąga do siebie- denerwujesz się?- całuje mnie w skroń- ale jest jeszcze bardzo wcześnie, może coś zjemy?
- Chyba nie dam rady, chciałabym to mieć już za sobą- wzdycham, ale cieszę się, że jest już ze mną. Jak zwykle jest starannie ubrany, pachnący i bardzo spokojny.
- Wystarczy jedno twoje słowo i nie musisz brać w tym udziału...
- Wiem, ale teraz kiedy się o wszystkim dowiedziałam, nie daje mi to spokoju, nie chcę już mącić. Porozmawiam z panem Stefanem i podejmę decyzję.
- Czyżby nęcił cię jednak dreszczy emocji?- pyta zawadiacko.
- Sama nie wiem, może?- uśmiecham się lekko- Moje życie było dość monotonne, a teraz zjawiłeś się ty, a teraz jeszcze to... I boję się tego i chciałabym wziąć w tym udział.
- Jedźmy więc.
- Ale co będziemy tam robić, nie ma jeszcze nikogo w firmie.
- O nie, zapewniam cię, że ci, którzy biorą w tym udział są na miejscu praktycznie non stop.
Szybko jesteśmy na miejscu, o tej porze ruch jest niewielki. Chyba nigdy nie byłam w firmie tak wcześnie. Wchodzimy do pustego holu. Nasze kroki rozchodzą się echem. Zwykle jest tu gwarno i tłoczno. Jesteśmy przy drzwiach do pieczary IT. Jurek wstukuje swój kod. Pieczara jest prawie pusta, w nocy dyżuruje tylko dwóch informatyków.
- Joł brudasy, jak noc?- Jurek rzuca do nich od drzwi i nie czekając na odpowiedź prowadzi mnie dalej do drzwi na końcu korytarza, odpowiada nam tylko jęk jednego z dyżurujących i jego uniesiona ręka w geście powitania, chyba nie ma co spodziewać się czegoś więcej. Chyba nawet nie zauważyli mojej obecności, Jurek też to dostrzega i kładzie palec na swoich wargach w geście „ćśśś”. Przy drugich drzwiach też wstukuje kod. Otwiera drzwi i znajdujemy się w małym pomieszczeniu, nie ma tu nic. Sa za to kolejne drzwi. Patrzę na Jurka pytająco.
- To rodzaj śluzy. Dla pracowników IT tutaj pracuje ich kierownictwo. Nie mają tu wstępu. Mogą się kontaktować tylko przez telefon. Tak na prawdę to miejsce, gdzie dla nich znikamy, ale całość jest jeszcze za tymi drzwiami, tak na wszelki wypadek- mówi prawie szeptem. Znowu wstukuje kod, tym razem strasznie długi, składa się z kombinacji więcej niż 10 cyfr. Rozlega się po chwili elektroniczny kobiecy głos „kod poprawny” i Jurek otwiera drzwi. Znajdujemy się w dużym pomieszczeniu. Pełno tu sprzętu, jakiejś elektroniki. Pracuje przy tym sprzęcie chyba ze 20 chłopa. Wszyscy są bardzo skoncentrowani. Kiedy drzwi się zatrzaskują, na chwilę koncentrują na nas wzrok. Widok Jurka ich nie dziwi. Szybko skupiają się na mnie.
- Spokojnie panowie, wszystko jest pod kontrolą- słyszę głos pana Stefana, jest w nim jednak coś innego. Jest bardziej władczy, niższy. Za chwilę go dostrzegam, wstaje z kucek za jakąś maszyną. Ma na sobie bojówki khaki i biały t-shirt, wygląda dużo młodziej. Z nosa zniknęły okulary, jego sylwetka jest wyprostowana, jakby stracił brzuszek. Podchodzi do nas zdecydowanym krokiem.
- Dobrze, że już jesteście, im wcześniej tym lepiej, przejdźmy dalej, tam jest spokojniej- rusza przodem, a ja obserwuje go zachłannie. Nie wiem, czy faktycznie aż tak się różni od obrazu pana Stefana z mojej głowy, czy też postrzegam go tak inaczej przez to, że wiem kim jest. Z otwartej przestrzeni wchodzimy do krótkiego korytarzyka. Znajdują się tu wejścia do jeszcze kilku pokoi. Pan Stefan otwiera jedne z drzwi.
- To mój pokój, proszę się rozgościć- zamyka za nami drzwi. Ten pokój to w pełni wyposażona kawalerka. Ma nawet aneks kuchenny. Siadamy na sporej kanapie. Pan Stefan bez pytania stawia na ławie termos, filiżanki, mleko i cukier. Rozlewa do filiżanek kawę.- Zakładam, że przynajmniej częściowo jest pani wprowadzona w temat i kwestia roli mojej osoby nie jest dla pani tajemnicą. Zanim przekażę pani więcej szczegółów, chciałbym prosić o dyskrecję. Mógłbym wiązać panią dokumentami, ale jest to pozbawione sensu. Jedyne co wówczas moglibyśmy zrobić, to panią ukarać, a nam zależy na zachowaniu tajemnicy. Kara w obliczu jej ujawnienia i tak nie będzie miała większego sensu- mówi bez wstępów, co bardzo mi odpowiada. Na chwilę przestaje mówić i wpatruje się we mnie.
- Rozumiem, proszę mówić dalej- staram się być opanowana, ale to bardzo trudne. Teraz nie wiem, co bardziej wyprowadza mnie z równowagi nowy pan Stefan, czy cała sprawa.
- Plan wygląda tak. Dziś po południu prezes będzie wracał ze służbowego wyjazdu do Gdańska. W okolicach Olsztyna, będzie miał wypadek. Nie przeżyje go, jak już pani wie, będzie to mistyfikacja. Jutro zostanie otwarty jego testament, w którym poprosi panią o pełnienie obowiązków prezesa firmy do czasu załatwienia formalności związanych z przejęciem własności firmy przez żonę prezesa i jego brata. Instrukcje w testamencie są bardzo jasne i mamy nadzieję, że rodzina się do nich dostosuje- ledwo mogę złapać oddech, chcę protestować, ale pan Stefan unosi rękę w geście „proszę pozwolić mi mówić dalej”- w rzeczywistości, prezes będzie znajdował się tutaj, będzie mówił pani co robić, a do czasu załatwienia formalności z przejęciem własności firmy, mamy nadzieję, że będzie po wszystkim.
Biorę głęboki oddech:
- Pani Stefanie, zapewne zdaje pan sobie sprawę, że całość tego co się tu wyprawia jest dla mnie mocno szokująca. Nie muszę tłumaczyć dlaczego- staram się wejść w konwencję poważnej i rzeczowej rozmowy. Udaje mi się nawet uniknąć przesadnej gestykulacji.
- Dlatego panią wybraliśmy, nie wpadła pani w histerię. Mimo zdenerwowania, stara się pani zachować spokój, przynajmniej powierzchownie. Remek upierał się, że tak będzie i proszę miał rację.
- Mogę to potraktować jak zwykłe polecenie służbowe, w moją pracę wpisane jest zachowanie dyskrecji, ale panowie- patrzę znacząco na Jurka i na pana Stefana- czy to musi być tak drastyczne, przecież to będzie szok dla rodziny.
- To prawda. Jednak dla autentyczności całej sprawy to konieczne. Żaden z członków rodziny nie może się zdradzić, że zna prawdę, dlatego nikt z nich prawdy nie pozna.- pan Stefan stara się mnie przekonać. Widać, że całą sprawę rozważyli już na wiele sposobów. 
- Nie wierzę, że pan Remigiusz chce narażać panią Alicję i dzieci na taki stres- patrzę mu ze spokojem w oczy- Musi być inne wyjście. 
- Przepraszam pani Moniko, ale w tej chwili to jest poza dyskusją. Bardzo liczymy na pani współpracę, ale jeśli z jakiegoś powodu jest to dla pani niewykonalne, wycofajmy się na tym etapie. Z panią byłoby łatwiej, ale z pewnością uda nam się znaleźć inne rozwiązanie, jak już mówiłem, wówczas będziemy oczekiwać jedynie dyskrecji, zatem...- zawiesza głos. Jurek przygląda mi się bacznie. Nie odezwał się ani słowem, odkąd rozpoczęliśmy rozmowę z panem Stefanem. Ja znam jego zdanie na ten temat, pan Stefan zapewne też. Nie potrzeba więcej słów. Bardzo mi to odpowiada, obydwaj jednak nie wiedzą, że w międzyczasie przyszedł mi do głowy alternatywny pomysł. Myślę przez chwilę, czy powinnam się nim dzielić. Na pewno też przyszło im to do głowy.- Pani Moniko, nie mamy zbyt wiele czasu... 
- Zgadza się, ale chciałabym zapytać o pewną opcję, zapewne była brana pod uwagę, ale chciałabym poznać jej słabe strony. Właśnie przyszła mi do głowy, ale nie mam teraz szans na zimno ją ocenić. 
- Proszę mówić- pan Stefan nie zdradza irytacji, ale wyobrażam sobie co tak na prawdę myśli. Waham się jeszcze przez chwilę, biorę kolejny głęboki wdech i wypalam: 
- Urządźmy mu kwarantannę. 
- Co masz na myśli?- dopytuje Jurek.
- Mam na myśli sytuację, w której istnieje podejrzenie, że ktoś został zarażony chorobą, która może zostać rozprzestrzeniona na inne osoby, dlatego trzyma się go w izolacji- kiedy to mówię, dosłownie widzę jak mózg pana Stefana wykonuje tysiące operacji.
- To ma sens- rzuca pan Stefan i sięga po dziwnie archaicznie wyglądający telefon, chwilę czeka ze słuchawka przy uchu- zawieś dzisiejsze połączenie- mówi zdecydowanie, gdy udaje mu się połączyć- to nie podlega dyskusji. Nie, nie masz racji, zgodziła się, ale znalazła inna drogę- mówiąc to patrzy na mnie ciepło. Teraz trochę bardziej przypomina pana Stefana, którego znam. Jurek jest trochę oszołomiony, chyba dociera do niego, że właśnie postanowili zmienić plany, przeze mnie?- Słuchaj, teraz Konstancin, potem kontakt kompas paczka kierunek Warszawa. Przeładunek baza Modlin.- rozłącza się bez pożegnania.
- Pani Moniko, tego nam było trzeba, powiewu świeżego powietrza. Zaciska pięść w geście zwycięstwa- a ty miałeś obiekcje- zwraca się do Jurka.
- I co teraz?- dopytuje Jurek, ma rozbawiona minę.
- Teraz realizujemy plan pani Moniki, nie mamy wiele czasu, ale myślę sobie tak: zajmiemy na kwarantannę wille w Konstancinie, tam otwarcie będziemy mogli pilnować prezesa i nikt nie będzie miał do niego dostępu, nawet rodzina. Jednocześni będzie mógł sam zarządzać firmą, a pomoże mu w tym pani Monika. Ten plan jest genialny w swojej prostocie, my już za bardzo kombinowaliśmy. A tak unikamy całego emocjonalnego i formalnego popaprania.
- Jest pan pewien, nie potrzebuje pan więcej czasu na przemyślenie tego pomysłu?- pytam z niedowierzaniem.
- Nie ma nad czym myśleć, to rozwiązanie jest lepsze. Rozumiem, że teraz nie będzie miała pani obiekcji.
- Żadnych, pomogę jak mogę- patrzę na Jurka, najwyraźniej zaniemówił, a z tego co zdążyłam się zorientować, nie zdarza mu się to często.
- Super- pan Stefan klaszcze w dłonie- mam dużo do załatwienia, tym bardziej, że jak pani widzi musimy się posługiwać bezpiecznymi formami kontaktu, możliwości są mocno ograniczone. Nowoczesne technologie są naszymi sprzymierzeńcami, ale zarazem największymi wrogami. 
- Czyli jak dobrze rozumiem, my wracamy teraz do tworzenia systemu- dopytuje Jurek.
- Tak będzie najrozsądniej, ten dzień nie może się różnić od innych. Do roboty, potem jeszcze się spotkamy i opowiem wam, jak to wszystko zorganizujemy.
Wychodzimy do lipnego przedsionka. Jestem nieco oszołomiona. Trzeba im przyznać, że działają błyskawicznie. Czuje, że mam wypieki na twarzy. Zaczyna spływać ze mnie adrenalina. Egzamin dobiegł końca, teraz oczekiwanie na wyniki. Jurek zamyka za nami ciężkie drzwi, nie otwiera jednak kolejnych, a przyszpila mnie sobą do ściany.
- Pani Moniko, pani inteligencja jest równie pociągająca jak pani ciało, aż mi mowę odebrało- i całuje mnie gwałtownie, wkładając swoje kolano między moje nogi. Jego oddech jest głęboki i głośny. Motyle w moim brzuchu zrywają się do lotu. Kładę dłonie na jego głowie i jeszcze mocniej przyciskam go do siebie. Nagle słyszymy za drzwiami jakieś poruszenie. Odskakujemy od siebie. Ciężkie drzwi otwierają się i teraz w przedsionku jesteśmy już w trójkę z panem Stefanem, ale tym starym, przygarbionym, w szarych spodniach i sweterku w serek, spod którego wystaje starannie zawiązany węzeł krawata. Poprawia na nosie okulary i pyta:
- Idziemy?- uśmiecha się pod nosem, a ja czerwienię się jeszcze bardziej.