sobota, 29 grudnia 2012

XVIII

  • -  To było naprawdę pyszne, a znowu takie proste, zaskakujesz mnie coraz bardziej- wstaję i zabieram swój i jego talerz do zlewu. Odkręcam wodę i zabieram się za zmywanie. Podchodzi, staje za mną, a przez moje ciało przebiega ten przyjemny dreszcz. Wyłącza wodę i bierze mnie za rękę.
    -  Myślę, że tym może się spokojnie zająć zmywarka, później- prowadzi mnie za rękę do swojej wielkiej szarej kanapy- jesteś moim gościem- sadza mnie na kanapie- czego się napijesz? Może wina? Lekkie, owocowe, białe...?- zawiesza głos i idzie w kierunku lodówki.
    -  Poproszę- mówię z lekkim wyczekiwaniem co wydarzy się dalej. Niestety, Jurek otwiera wino, napełnia kieliszki, podaje mi jeden, drugi stawia na stoliku obok kanapy i odbiera dzwoniący telefon, rozmawiając kieruje się do sypialni, to chyba znowu jego kumpel z kłopotami. Jurek zapewnia go, że nie ma problemu, nawet gdyby przyjechał w nocy to na niego czeka, ma gdzieś rozkładane łóżko i niech przestanie się krygować jak panienka tylko przyjeżdża.
    Kiedy Jurek rozmawia, dostrzegam, że obok kartonu z muzyką stoi drugi z książkami, ale na wierzchu nie leży książka, ale album ze zdjęciami. Wstaję i podchodzę do kartonu. Biorę album do ręki i unoszę go do góry, pytając wzrokiem stojącego w sypialni Jurka czy mogę zobaczyć. Z lekkim zakłopotaniem na twarzy, odmachuje, że się zgadza. Rozsiadam się na kanapie, podwijam nogi i otwieram album. Za okładka znajduje się kartka:
    „Synku cieszę się, że wróciłeś, to ode mnie na nowe mieszkanie, prezent ze wspomnieniami. Mama.”
    Pierwsze zdjęcia to oczywiście Jurek jako bobas, Jurek z rodzicami, Jurek z siostrą, Jurek w szkole, tradycyjne zdjęcia klasowe, Jurek na kolejnych stronach jest coraz starszy i mam wrażenie coraz smutniejszy. Nigdy nie patrzy na wprost, zawsze gdzieś w bok, jakby był nieobecny? Nieświadomy bycia fotografowanym? Obojętny? Jako nastolatek nie prezentował się zbyt ciekawie. Miał przydługie włosy i za duże okulary. Nosił nieforemne spodnie i swetry, głównie czarne i wyglądał... jak prawie całe nasze IT. Ale zza tych szkieł spoglądały te same zielone oczy, może były bardziej smutne, niż te które znam. Nie miał jeszcze wtedy tej swojej bruzdy na czole. Chyba często je marszczy, a ta bruzda wyjątkowo dodaje mu męskości. Po tych zdjęciach widzę jak bardzo się zmienił. To nie tylko wygląd. To jak teraz wygląda jest raczej kwestią głębszej zmiany jego wnętrza. Teraz rozumiem co mówił pan Stefan. Nie mam oczywiście pewności, nie odczytam z tych zdjęć jaki był kiedyś...
    -  Nad czym tak się zamyśliłaś?- Jurek wraca do mnie, siada na oparciu kanapy, przerzuca nogi tak, że moje plecy znajdują się między jego nogami, opiera swoją brodę o moją głowę, odpowiadam mu przywierając do niego mocniej, a on zręcznie mnie odsuwa i wsuwa się za mnie, tak, że teraz to on jest moja kanapą.
    -  Rozmyślam jak bardzo się zmieniłeś i zastanawiam się, czy to tylko zmiana zewnętrzna, czy też zmieniłeś się cały ty- teraz dopiero widzę, że zdążył się przebrać. Ma na sobie czarne dżinsy i czarny t-shirt z długimi rękawami. Tak mi wygodnie w jego ramionach. Przytula mnie do siebie i długo się nie odzywa. Wzdycha i odpowiada:
    -  To fakt zmieniłem się. Niewiele zostało z tego zakompleksionego młokosa, a przynajmniej nie pozwalam mu dojść do głosu. Nie byłem wtedy zbyt szczęśliwy. Czułem się jak zombi, cały czas spędzałem przed komputerem, nie miałem zbyt wielu kolegów, byłem wytykanym palcami kujonem, żadna dziewczyna nie chciała nawet na mnie spojrzeć. To było bardzo frustrujące, więc jeszcze bardziej zamykałem się w sobie i jeszcze bardziej uciekałem w wirtualny świat.- mówi spokojnie, ale słyszę w jego głosie rozżalenie.
    -  Co spowodowało, że tak się zmieniłeś? W czasie spotkań z handlowcami obserwowałam cię dokładnie, zakompleksieni kolesie tak pewnie nie wypowiadają się publicznie, a dziewczyny piszczą na twój widok. No i nadal programujesz....
    -  Tak, to jedyna stała i właściwie pewnie też  i przez to się zmieniłem. Moje umiejętności otworzyły mi wiele drzwi. Sporo zawdzięczam matematykowi z liceum. Szybko zauważył, że nieźle kojarzę, zaczął ze mną pracować indywidualnie, a gdy siedliśmy do kompa szybko wynalazł dla mnie jakiś konkurs. Napisałem zadany projekt w kilka wieczorów, bez większego wysiłku i po kilku tygodniach okazało się, że wygrałem. Pojechałem odebrać nagrodę. Impreza odbywała się na mazurach w jakimś luksusowym hotelu. Laureaci mieli zapewnione wszelkie rozrywki przez cały weekend. Pierwszy raz byłem w takim miejscu. Pamiętam z tego pobytu każdy szczegół. A najbardziej to, że nie bylem tam kosmitą. Kolesie, którzy odbierali inne nagrody byli tacy jak ja, a ludzie z jakiś uczelni patrzyli na nas z uznaniem. Pamiętam asystentkę jakiegoś profesora. Rozmawiała ze mną z uznaniem, nie widziała we mnie dziwnego kujona, ale zdolnego faceta. Byłem strasznie spięty, ale coraz bardziej docierało do mnie, że chyba nie tak wszystko jest ze mną nie tak. Zauważyłem, że dobrze było przez chwilę poczuć się inaczej. Zlałem to całe zblazowane towarzystwo z liceum, nawet nie byłem na studniówce i programowałem jak szalony, uczyłem się wciąż nowych rzeczy. Brałem udział w tylu projektach, że na uczelnię dostałem się z marszu bez egzaminów. To chyba by było na tyle... Jeszcze wina?
    -  Nie, dziękuję...ale pan Stefan wspominał, że to wyjazd tak bardzo cię zmienił...
    -  Wyjazd??- znowu się zamyślił- no tak wszystko co się wydarzyło i tam i tu było jakąś naturalną konsekwencją, ale w mojej głowie wszystko zaczęło się od tego pierwszego konkursu.
    -  „Wszystko co się wydarzyło”- cytuję jego słowa- zawsze mówisz bardzo ogólnie o Norwegii. Czy coś się tam stało?- pytam niepewnie, Stefan wspominał coś o jakimś wypadku, teraz obie to przypomniałam i już żałuję moich słów. Spłoszyłam go. Wydostaje się zwinnie zza moich pleców i idzie do kuchni. Nalewa sobie wino, stoi tyłem do mnie, nie widzę jego twarzy. Drążyć ten temat? Zostawić? Poczekać, aż sam mi opowie? Na razie zostawię to w spokoju. Ciężko będzie się wycofać z raz zadanego pytania. Spoglądam na zegarek- Chyba już pójdę, pewnie niedługo zjawi się twój zdruzgotany kumpel- próbuję zmienić temat.
    -  Nie idź jeszcze, proszę- mówi nie odrywając wzroku od kuchennego blatu, wciąż na mnie nie patrzy, co go gryzie, nie mam pojęcia, wiem, że chcę być blisko tego faceta. Podchodzę, więc do niego i przywieram do jego pleców, dotykam dłońmi jego klatki piersiowej. Czuję jak się rozluźnia. Po chwili gładzi moje dłonie. Stoimy tak przytuleni- on tak szybko nie przyjedzie, będzie pewnie dość późno. Chciałbym, żebyście się poznali. Tylko dziś to chyba nie najlepszy pomysł. On jest w kiepskim stanie, a nie chcę ci kazać na niego czekać do późna. Może przedstawię ci go jutro?
    -  To posiedźmy jeszcze trochę, a potem pójdę do domu, to niedaleko...
    -  Odprowadzę cię, ale jeszcze nie, nie puszczę cię jeszcze- odwraca się do mnie. Opiera się o blat kuchenny i stawia mnie sobie między nogami. Opiera swoje ręce swobodnie na moich biodrach. Jego oczy są teraz dokładnie na wysokości moich. Patrzy na mnie żarliwie- chciałem cię przeprosić za moje zachowanie, niedługo zbiorę się na odwagę i opowiem ci co działo się ze mną w Norwegii przez te kilka lat, ale daj mi chwilę. Nie ze wszystkiego jestem dumny...
    -  Nie zapytam cię o to więcej, ale pamiętaj- odpowiadam szybko- cokolwiek tam się stało sprawiło, że jesteś tym kim jesteś, a to właśnie taki mnie zauroczyłeś- jego oczy patrzą na mnie teraz z uwielbieniem. Silne ramiona przyciągają mnie bliżej do niego i tuli mnie do siebie. Zarzucam mu ramiona na barki i po chwili zatracamy się w namiętnym pocałunku. Jurek odrywa ode mnie usta i mówi:
    -  Dobrze mi przy tobie, jesteś niezwykła, bardzo wyrozumiała, gdzie ty byłaś tak długo??
    -  Kiedy będziesz u mnie następnym razem, też pokaże ci moje zdjęcia, chyba wtedy nie zwróciłbyś na mnie uwagi, w rewanżu uchylę ci rąbka mojej przeszłości...
    -  A co tam zobaczę?
    -  No dobrze, przygotuję cię- mówię z wielka łaską- zobaczysz tam pulchne dziecko, wysportowaną członkinię zespołu zagrzewającego licealna drużynę siatkarską, a potem czarną damę, fankę rocka gotyckiego, rozchmurz się, nie byłeś jedynym frickiem, też miałam swoje „fazy”...
    -  Rocka gotyckiego?
    -  Tak, tak. Nosiłam powłóczyste długie suknie, rozpuszczone włosy i miałam bladą twarz, dodatkowo podkreśloną makijażem...
    -  Potrafisz zaskakiwać- wróciliśmy z winem na kanapę i opowiedziałam mu trochę o swoim gimnazjum i liceum. O tym jak dużo ćwiczyłam i stworzyłam zespół cheerliderek w szkole, gdzie mieliśmy niezłą drużynę siatkówki. O tym jak po przetasowaniach w klasach, trafiłam do takiej, gdzie moja sportowa przeszłość absolutnie się nie komponowała z metalowym otoczeniem i jak wsiąkłam w gotyckie otoczenie. Byłam jak kameleon, długo szukałam w tym wszystkim siebie.

czwartek, 20 grudnia 2012

XVII

Jurek powtarza to co słyszałam od pana Stefana. Płynnie przechodzi do opowieści o swoich studiach. Trochę żałuje, że studia minęły mu faktycznie tylko na nauce i braniu udziału w różnych konkursach i programach stypendialnych. Z punktu widzenia kariery nie mogło być lepiej, ale poza tym lata na uczelni z perspektywy czasu, były całkiem puste.
- Wcześniej też było podobnie- kończy swój wywód- więc czego się spodziewałem, nie można mieć wszystkiego. Ale dość o tym. Skończyłaś? 
- Tak było pycha, wielkie dzięki, pokazałeś mi, że w pracy można zjeść szybko coś zdrowszego niż drożdżówkę. Trochę mi wstyd, to ja powinnam żywić ciebie- powiedziałam niepewnie.
- Nie podejrzewałem cię o stereotypowe myślenie- ałć, ukuło mnie to i chyba nie było powiedziane tak całkiem żartobliwie.
- Stąd moje wahanie, nie wiem po prostu czego ty oczekujesz?- zrobiło się poważnie. Jurek wkłada naczynia do zmywarki, podchodzi do mnie, odwraca stojące obok mnie krzesło i siada na nim odwrotnie, tak, że może położyć ramiona na oparciu. Patrzy mi prosto w oczy i delikatnie się uśmiecha. Jak na zawołanie, jego spojrzenie znowu budzi motyle w moim brzuchu. Nieco mnie to rozluźnia.
- Bądź sobą, tylko tego oczekuję- chwyta kosmyk moich włosów i umieszcza go za uchem, potem gładzi mnie po policzku. Opieram głowę o jego dłoń i przymykam oczy. Myślę, że padła z jego ust najlepsza z możliwych odpowiedzi. Bardzo chcę go pocałować, ale patrzy na zegarek i zrywa się z miejsca.- Przepraszam cię, ale mam za chwilę zebranie u siebie, pamiętasz, że dziś zapraszam do siebie?
- Pamiętam, ja też muszę już iść na górę.
- Możemy wyjść o 16:30, tak mniej więcej?- kierujemy się do drzwi kuchni i po chwili jesteśmy w gwarnym holu.
- Tak, do zobaczenia- unoszę mało pewnie rękę w geście pożegnania i odwracam się w kierunku schodów. Udaje mi się zrobić zaledwie kilka kroków, gdy chwyta mnie za ramię, mocno do siebie przyciąga i całuje mocno w usta. Rozluźniam się i zarzucam mu ręce na szyję. Odrywa się od moich ust i opiera swoje czoło o moje.
- Przez chwilę poczułem, że coś stanęło między nami.
- Nie przejmuj się, to te moje głupie myśli- staram się to mówić najbardziej uspokajająco jak się da. Przeczesuję mu włosy palcami- a teraz mnie puść, jestem ważna i zajęta- uśmiecha się do mnie tym swoim pewnym siebie uśmieszkiem i pozwala mi odejść. Idę po schodach i czuję na sobie jego wzrok. Odwracam się jeszcze w połowie drogi. Stoi w lekkim rozkroku, ręce trzyma niedbale w kieszeniach. Jest taki męski. Dostrzegam jeszcze coś- nie tylko on na mnie patrzy. O kurczę, mieliśmy sporą widownię podczas naszego romantycznego pocałunku. Patrzę chwilę na niego, podnoszę dłoń i robię palcem kółko, sugerujące by się odwrócił. Odbiera mój sygnał i powoli się odwraca. Dostrzega gapiów, wykonuje teatralny ukłon i odchodzi do ciężkich drzwi IT. Ja też szybko przemierzam schody i za kilka chwil jestem przy swoim biurku. Uświadamiam sobie, że o tym co się stało na dole zaraz będzie wiedziała cała firma. Trudno, mleko się wylało, nie mam już na to wpływu. Od moich myśli odrywa mnie telefon od prezesa:
- Pani Moniko, pomoże mi pani znaleźć jakąś elegancką restaurację na dziś wieczór?
- Jakieś specjalne wydarzenie?
- Przyjeżdżają Belgowie, będzie ...5 osób, powiedzmy na 19:00.
- Może Róża na Chocimskiej?
- O super, proszę zarezerwować.
- Dobrze szefie.
Potem pojawiają się kolejne sprawy do załatwienia. Szybko mija 16:00. Mój biurkowy telefon nie przestaje dzwonić. Każdy ma dziś do mnie milion spraw. Odbieram kolejny.
- Możesz już iść, jesteś wolna?- tym razem to ten słodki głos mojego tygodniowego zauroczenia.
- W zasadzie tak. Wejdę jeszcze do szefa i możemy iść.- ale zanim do szefa najpierw wpadam do łazienki. Szybko poprawiam makijaż. Z jednej z toalet wychodzi Iza, jedna z gwiazd naszej sprzedaży.
- Widziałam was na dole, gratuluję, niezłe ciacho, cicha woda z ciebie Monika, kto by pomyślał, tyle lat ciszy, a teraz wyrywasz kogoś takiego- pojęcia nie mam co się odpowiada na taką zaczepkę, jestem zatem sobą i mówię:
- Też się nie spodziewałam.
- To na razie- Iza pośpiesznie wyciera ręce i wychodzi. Czyżby udało mi się wygrać to starcie? Tak czy owak, jutro nie będzie tak łatwo.
Wchodzę do gabinetu prezesa i pytam czy jeszcze czegoś potrzebuje. Ma w planach tę kolację, więc też zbiera się do wyjścia. Kiedy wracam do siebie, dostrzegam, że Jurek już czeka przy schodach. Opiera się o ścianę. Ma na sobie szary płaszcz, spod którego wygląda biała koszula z czarnym krawatem. Wygląda wspaniale. Nie spuszczam z niego wzroku, gdy szykuje się do wyjścia. Zarzucam na ramiona płaszcz i już jestem obok niego. Zdejmuje mi z ramion płaszcz i przytrzymuje bym go założyła:
- A gdzie masz szal?
Pokazuję mu, że ściskam go dłonią razem z rączką torby.
- Załóż, nie jest już tak ciepło, pamiętasz? Wczoraj padał śnieg- patrzy na mnie mrużąc oczy.
- Prawie go nie zauważyłam- między naszymi oczami pojawia się dziwna siła, coś mnie do niego przyciąga, nie potrafię i nie chce się opanować. Jurek chwyta moją dłoń i zbiegamy po schodach.Po kilku chwilach siedzimy już w samochodzie. Na szczęście jest już ciemno. Jurek chwyta mnie w ramiona i namiętnie całuje. Nasze języki plączą się, zęby podgryzają wargi. Jurek tuli mnie do siebie, odrywa się od moich ust i całuje moje ucho, potem szyję, odchylam głowę by mu to ułatwić. Jego palce wplątują się w moje włosy i uwalniają je z uścisku gumki. Nagle dzwoni telefon. Jurek zamiera, ale za chwilę wraca do moich ust. Pozostawia na nich jeszcze dwa niespieszne pocałunki. Z telefonu nadal wydobywa się gitarowy wstęp do „Sweet child of mine” Gunsów. Uśmiecham się przez nasz pocałunek. Przywiera swoim czołem do mojego. Oddycha szybko.
- Zobaczę kto to, to może być ważne.- Opiera się o swoje siedzenie i przykłada słuchawkę do ucha- No i co stary zdecydowałeś się?- mówi bez wstępów. Przez chwilę słucha- może to jest i wyjście, dobrze, że będziesz, pogadamy na spokojnie. O której będziesz?...Spoko, nie kładę się spać po dobranocce. Na razie....- rozłącza się i odwraca w moją stronę.- To mój kumpel, ma kłopoty, zostanie dziś u mnie na noc, ale przyjedzie późno, więc mamy trochę czasu dla siebie, głodna?
- Może trochę- nadal jestem pobudzona, chętnie wróciłabym do tego co robiliśmy przed telefonem, zamiast tego pytam- czy ja też mogę jakoś pomóc twojemu kumplowi w kłopotach?
- Na tym etapie, chyba nie bardzo, ale dziękuję, że pytasz- odpala silnik i wyjeżdżamy z parkingu, w bocznym lusterku dostrzegam stojącego przed firmą Mareczka, odprowadza nas wzrokiem, o kurde, ciekawe ile widział. Jego spojrzenie wprowadza we mnie lekki niepokój, ale za chwilę znika z mojego pola widzenia, a Jurek zdradza szczegóły niepowodzeń przyjaciela. W sumie jestem ciekawa, co tak angażuje Jurka- właśnie się dowiedział, że jego dziecko, nie jest jego. Wyniósł się od dziewczyny i ma chwilowe kłopoty z mieszkaniem. Mógłby wrócić do matki, ale nie wie jak jej powiedzieć, że nie ma już wnuczki. Próbowałem go przekonać, żeby zatrzymał się u mnie, aż uporządkuje swoje sprawy, ale on nigdy nie chce przeszkadzać. Rozmawiałem z nim w ciągu dnia, kiedy spotkaliśmy się w holu. Jego ostatni plan jest taki, że dziś zostanie u mnie a jutro jedzie do Gdańska. Ma tam jeszcze kawalerkę , chce ja spieniężyć jak szybko się da i wrócić na dobre do Warszawy. Tak jak ja, wrócił niedawno z Norwegii- a więc tam się poznali, czy odległość do domu tak ich zbliżyła, czy te wydarzenia, o których jeszcze mi nie opowiedział, a może jego kumplem jest równy gość i dlatego się zaprzyjaźnili.- No ale obiecałem ci dziś pokazać, gdzie ja mieszkam, proponuje szybkie zakupy w sklepie pod domem, a potem coś sobie przyrządzimy, na co masz ochotę?
- Może piersi z kurczaka i warzywa na patelnię, a na deser jakieś pyszne ciacho.- czytam w myślach mojego żołądka. Cieszę się też, że odpuszczamy sobie knajpiane żarcie. Podjeżdżamy pod wysoki, jak na tę część Warszawy, budynek. Wchodzimy do pobliskiego sklepu, gdzie uśmiech panienki za ladą zdradza, że Jurek często tu zagląda. Szybko kupujemy parę rzeczy i wychodzimy ze sklepu. Jurek otwiera szyfrem furtkę na posesję, wchodzimy do budynku, nowoczesna winda wiezie nas na piąte piętro. Już od wejścia widać, że jedna ze ścian jest jednocześnie wyjściem na spory taras. Całość to kilkadziesiąt metrów kwadratowych otwartej przestrzeni.
- Są tu jakieś drzwi i ściany?- mówię oszołomiona, nigdy nie byłam w takim nowoczesnym mieszkaniu.
- Tak tam- pokazuje mi ścianę po prawo, faktycznie są tam drzwi drzwi- jedne to łazienka, a drugie niewielka sypialnia. Jak widać dopiero się urządzam.- faktycznie mało tu rzeczy, a gdzieniegdzie na podłodze stoją kartony. Sporo tu szarości, a nieliczne kolorowe elementy są czerwone. Jurek zdejmuje ze mnie płaszcz i odwiesza do szafy ukrywającej się za drzwiami wejściowymi, sam tez się rozbiera, a potem gestem zaprasza mnie dalej. Stawia zakupy na stole w części kuchennej.- proszę, pozwiedzaj, a ja szybko coś przygotuję. Zaglądam do łazienki. Jak wszystko jest szara, ale wisi w niej czerwony ręcznik, na ścianie tkwi czerwona suszarka, a na podłodze leży czerwony dywanik. W sypialni to samo. Na podłodze leży sam materac, ale jest posłany i nakryty szarą narzutą. Poduszki są czerwone. W sypialni nie ma jeszcze nic poza materacem. Na przeciwległej ścianie wisi telewizor. Na podłodze stoi sprzęt grający, a z pudeł obok zerka spora kolekcja muzyki. Nachylam się nad jednym z kartonów. Płyty są przemieszane. Nie znam wszystkich wykonawców, ale widzę, że Jurek ma bardzo szeroki zakres upodobań. Jurek obserwuje moją eksplorację.
- Śmiało, włącz coś- przerywa mi zadumę. Wybieram Nickelback. Zaglądam jeszcze na wielki taras. Jest stąd na prawdę niezły widok, szczególnie patrząc w stronę centrum. Po chwili Jurek stawia na stole parującą zgrilowaną pierś pokrytą jakimiś ziołami w towarzystwie smażonych warzyw. Jemy rozmawiając wesoło, jest tak swobodnie. Czy to możliwe, że poznałam go zaledwie kilka dni temu?

wtorek, 18 grudnia 2012

XVI

-Pani Moniko, jak wygląda kalendarz kolejnych spotkań?- pan Stefan wyszedł właśnie z gabinetu prezesa i podszedł do mojego biurka.
-Jurek ustalił, że ani dziś ani jutro nie będzie już spotkań. Rozmawiał z Pawłem, że handlowców nie można całkowicie odrywać od pracy i uważam, że słusznie, kiedy myślą o pracy z klientem, łatwiej im pracować koncepcyjnie nad wytycznymi do systemu..
-Też tak uważam, więc kiedy będą następne spotkania?
- W pełnym składzie w poniedziałek od 9:00 do 12:00, a potem we wtorek od 14:00 do końca dnia, później już w małych grupach roboczych.
- W grupach roboczych?
- Tak, Jurek podzielił cały system na procesy, procesy na zadania i każde z zadań przydzielił grupie roboczej, w ten sposób kilka tematów będzie się mogło toczyć jednocześnie- mówiąc to zastanawiam się kiedy to zrobił, przecież zajmuję mu ostatnio sporo czasu.
- Sprytnie, ten chłopak wie co robi. A jak współpraca?
- Dziękuję, bezproblemowo...
- Właśnie, ależ on się zmienił przez te lata w Norwegii, kiedyś niełatwo było do niego dotrzeć- pan Stefan chyba nie bardzo chce mnie słuchać, tak już ma, lubi wejść na jakiś temat i płynąć, byle ktoś go słuchał, ale, że tematem miał być Jurek zamieniam się w słuch,
- Tak, właśnie wspominał pobyt w Norwegii- próbowałam się wbić między słowa pana Stefana
- To była dla niego wielka szansa, wie pani, że znamy się od lat, kiedyś był moim studentem, ale kiedy zacząłem tu pracować odszedłem ostatecznie z uczelni, nadal jednak brałem udział w jego zwariowanych projektach. Na pewno pani wie, że jest laureatem wielu prestiżowych nagród. Był genialny, jest nadal, ale coś się w nim zmieniło, kiedyś był bardzo skryty, jakby w jakieś skorupie, po wyjeździe się zmienił, zrobił się taki przebojowy, zastanawiałem się czy go tam nie podmienili w tej Norwegii, gdyby nie ten geniusz...-pan Stefan przestaje mówić, zamyśla się nad tym co przed chwilą powiedział, zdejmuje okulary i przygryza zausznik, nie wiem, czy powinnam teraz coś powiedzieć, próbuje:
- No wie pan, wyjechał, zmienił otoczenie, poza tym dojrzał, takie rzeczy się zdarzają- pan Stefan zastanawia się nad moimi słowami, po czym jakby ocknął się ze snu, przeciera szkła okularów wyjęta z kieszeni chusteczką, zdecydowanie wkłada je na nos i mówi:
- Może, może. Myślę, że ten wypadek też miał na niego jednak jakiś wpływ...
Wypadek? Jaki wypadek? Muszę pozwolić mu mówić, może to klucz do wyjaśnienia jego zachowania, gdy temat schodzi na powody wyjazdu z Norwegii. No panie Stefanie, proszę mówić, dawno nikt nie słuchał pana z takim zaangażowaniem. Niestety w tej chwili z gabinetu wychylił się prezes.
- Panie Stefanie, dobrze, że pan tu jeszcze jest, proszę pozwolić na moment, zapomnieliśmy jeszcze o kwestii harmonogramu- cholera, jeszcze kilka minut i wiedziałabym więcej, a tak przepadło, nie będę już mogła wrócić do tego tematu. Może po prostu go zapytam? Jurka nie Stefana naturalnie, tak będzie najlepiej.
- Właśnie omawialiśmy go z panią Moniką, młodzież daje sobie świetnie radę, możemy im to zostawić- powiedział z uznaniem pan Stefan i wszedł do gabinetu prezesa.
Chciałam chwilę pomyśleć o tym, co usłyszałam od pana Stefana, ale przerywa mi telefon, patrzę na wyświetlacz, o kurczę siostra, no tak nie odzywałam się ostatnio, a zwykle słyszymy się codziennie, no góra co drugi dzień, odbieram pewna, że zbiorę ochrzan:
- Monika co się z tobą dzieje!?
- Cześć siostra, też się cieszę, że cię słyszę, nie martw się wszystko dobrze.
- To czemu się nie odzywasz?
- Oj, daj spokój, ty też nie dzwoniłaś.
- Dobra, dobra. Co się dzieje??- no nie da za wygraną...
- Mam sporo pracy, dostałam nowe zadanie do wykonania, zmieniamy w firmie cały system i mam opisać procesy, cały dzień poza zwykłymi rzeczami muszę jeszcze brać udział w spotkaniach, które to wszystko omawiają i budować z tego raport- próbuję jej zamydlić oczy.
- To super! Cieszę się, zawsze uważałam, że się tam trochę marnujesz. Na szczęście wreszcie cię docenili! A co poza tym? Czemu do nas nie wpadłaś któregoś wieczora?
- Padam z nóg jak wracam z pracy- wzdycham- no i poznałam kogoś- mówię nieco ciszej, a przy tym bezwiednie się uśmiecham
- No i to jest konkret!! Dopiero teraz mi o tym mówisz. To teraz rozumiem, że nie masz czasu, ale może spotkamy się dziś, to wszystko mi opowiesz?
- Marta, przepraszam cię, ale już się umówiłam...
- Dobra, dobra, ale w sobotę się nie wykręcisz, to co widzimy się u rodziców, pa.
- Pa- o kurczę, w ten weekend obiecaliśmy zjechać do rodziców, na śmierć bym zapomniała. Boże to straszne, przez niego zapominam o rodzinie, niedobrze, muszę się trochę wziąć w garść. Wszystko toczy się zbyt szybko. Ten wyjazd dobrze mi zrobi. Będę miała chwilę by się nad wszystkim zastanowić.
W czasie moich rozmów przyszło do mnie trochę maili. Zajęłam się nimi, a potem spadły na mnie kolejne sprawy i tak zrobiła się 13:00. Czuję straszny głód. Postanawiam wyskoczyć do sklepiku po jakąś drożdżówkę. Narzucam płaszcz, chwytam z torebki portfel i już biegnę po schodach w dół. Kiedy jestem na dole, spostrzegam w holu Jurka. Gorączkowo rozmawia przez telefon. Przez chwilę mu się przyglądam. Ma zatroskaną minę. Po chwili i on mnie dostrzega. Stoi tak przez chwilę wpatrując się we mnie. Jego wzrok nieco się rozmiękcza. Jakie to miłe. Daje mi znać, żebym chwilkę zaczekała. Jest bardzo przystojny, ale czy jeszcze niedawno też by mi się podobał? Jest blondynem, a ja zawsze wolałam ciemnowłosych. Jego włosy są bardzo krótkie, nieco dłuższe na górze i te są fajnie zmierzwione. Ma męską twarz z mocno zaznaczona żuchwą. Jego zielone oczy teraz wpatrują się we mnie ze spokojem, ale ogólnie ich wyraz jest raczej smutny, zatroskany? Jego brwi są kilka tonów ciemniejsze od włosów, co daje efekt jakby włosy rozjaśniły mu się na słońcu. Musiał nieźle wpasować się w tłum Norwegów, no może poza karnacją. Jego skóra jest bardzo ciepła, lekko brązowa. Stoi teraz kilka kroków ode mnie, wyprostowany, w lekkim rozkroku. Prawą ręką trzyma telefon, lewą ma w kieszeni spodni. Nie ma na sobie krawata, górny guzik koszuli jest rozpięty, a rękawy koszuli podwinięte, jakby ktoś go oderwał od jakiegoś wyczerpującego zajęcia. Mówi do rozmówcy, że teraz już musi kończyć, ale bardzo go prosi, żeby zastanowił się nad jego propozycją. Kończy rozmowę i zbliża się do mnie kocimi ruchami. Nie widziałam go zaledwie kilka godzin, ale teraz czuje jak bardzo brakowało mi jego bliskości. Staje bardzo blisko mnie, ale nie dotyka mnie.
- Właśnie miałem do ciebie zajrzeć i zapytać czy nie masz ochoty na coś do jedzenia?- mówi.
- A ja właśnie wybieram się po drożdżówkę do sklepu- nie mogę opanować uśmiechu na jego widok.
- To może wybierzemy się gdzieś razem?
- Nie bardzo mam czas, muszę nadrobić czas spędzony na spotkaniach, chciałam coś przegryźć szybko i wrócić do pracy.
- Ok, to zjemy razem drożdżówkę, chociaż bułki już dziś były, nie ma czegoś innego w tym sklepie?
- Tylko to na szybko przyszło mi do głowy- kurczę ma rację, jem za dużo bułek.
- Zaczekaj chwilkę, wezmę płaszcz i pójdziemy razem, będę cię miał chociaż przez chwilę- znika za ciężkimi drzwiami IT. Niewiele osób ma tam wstęp. „Będę cię miał chociaż przez chwilę”- nikt nigdy nie zwracał się do mnie w ten sposób. Czy to jego naturalny sposób komunikacji, czy też sposób na uwiedzenie dziewczyny. Zawsze byłam na to odporna, ale w jego ustach brzmi to jakoś inaczej. Chyba dam się uwieść. Za chwilę jest już koło mnie.
- Chodź, zobaczymy czym cię dziś nakarmimy- no i znowu to samo, czuje się taka mała przy nim, taka zaopiekowana.
Sklep jest nie daleko. W budynku obok. W sklepie kupują chyba tylko pracownicy okolicznych biurowców. O tej porze jest mała kolejka. Kilka osób przed nami stoi wesoły Mareczek.
- Monika, chodź zająłem ci kolejkę!- woła do mnie by inni klienci go słyszeli- za chwilę nieco się chmurzy, widząc, że nie przyszłam sama.
- Dzięki!- odpowiadam- muszę się jeszcze chwilę zastanowić.- Patrzę na Jurka, jest zadowolony z mojej odpowiedzi. Kolejka posuwa się szybko. Marek kupuje papierosy i kieruje się do wyjścia.
- To na razie- rzuca szybko- do zobaczenia w biurze.
- Na razie- odpowiadamy z Jurkiem równocześnie. Gdy marek znika, Jurek patrzy chwile w jego kierunku, po czym gwałtownie odwraca głowę i mówi:
- Nie cierpię takich cwaniaczków, czy w Polsce nadal działa obchodzenie zasad? Czy coś się zmieniło...
- Daj spokój, niestety nic się nie zmieniło, ale to tylko kolejka, chciał dobrze.
- Jak ktoś postępuje tak w kolejce, to tak samo robi i w innych dziedzinach, albo są zasady, albo ich nie ma- nadeszła nasza kolej, a ja nadal nie wiem co mogłabym tu kupić poza drożdżówką, Jurek jest jednak zdecydowany i zwraca się do sprzedawczyni- poprosimy opakowanie wędzonego łososia, paczkowana sałatę, jogurt naturalny, tymianek i dwa soki marchwiowe jednodniowe- to można to wszystko tu kupić, nigdy nie zwróciłam na to uwagi- coś jeszcze dla ciebie?-zwraca się do mnie.
- Nie, dziękuje- odpowiadam zastanawiając się co che z tym zrobić.
Wracamy do firmy i kieruje się za nim do kuchni na dole. Rzadko tu zaglądam, pracuje raczej na górze i tam korzystam z kuchni. Ale wolę pobyć chwilę tutaj. Na górze jest teraz pełno ludzi, a chcę być z Jurkiem sam na sam, choć przez chwilę. Nie do końca nam się udaje skryć. W tej kuchni natykamy się na jednego z czarnych swetrów działu IT, ale kompletnie nas nie dostrzega. Parzy sobie dziwnie pachnący napar i jest w wielkich słuchawkach. Jurek kontrolnie zgaduje do niego:
- Czego słuchasz Robo?
Cisza...
- Chyba nas nie słyszy- uśmiecha się do mnie Jurek i wtedy Robo odwraca się i wzdryga na nasz widok.
-Sorry, myślałem, że jestem sam, ale ja skończyłem, nara- i na szczęście wychodzi.
Jurek sięga do zmywarki i wyjmuje dwa talerze, kubek, łyżeczkę, dwa widelce i nóż. Rozrywa opakowanie sałaty i łososia. Układa sałatę na talerzach, potem dzieli łososia na mniejsze kawałki i kładzie na sałacie. Miesza w kubku jogurt z tymiankiem i polewa dwie porcje. Wszystko zajmuje mu minutę. Podaje mi widelec i posuwa do mnie jeden z talerzy:
-Smacznego- jest bardzo z siebie zadowolony, widząc moje zaskoczenie.
- Kurczę, to takie proste- mówię i zabieram się za sałatkę.
- Jak ci mija dzień?- pyta Jurek
- Szybko, mam sporo pracy, ach był u mnie dziś pan Stefan i sprawdzał harmonogram na kolejne dni. Wygląda na to, że jest tobą zachwycony, mówi, że jesteś genialny. Jurek wygląda na zażenowanego komplementem.
- Mówił coś jeszcze?- stara się ukryć dziwne poruszenie jakie wywołała w nim wiadomość o mojej rozmowie z panem Stefanem. Właśnie do mnie dotarło, że on chce coś przede mną ukryć, a może nie chce o tym mówić.
- Właściwe to nie...- obserwuje go i przyjmuje plotkarski ton- ...a, mówił coś jeszcze, że się zmieniłeś- spina się coraz bardziej, nie patrzy na mnie- podejrzewa, że to przez twój pobyt w Norwegii.
Widzę, że Jurek szybko się opanowuje, prostuje się krześle i spogląda na mnie oceniając, czy coś zauważyłam. Tak, zauważyłam, ale nie daję tego po sobie poznać. Chce mi pokazać, że jest zniecierpliwiony zachowaniem Stefana i mówi z pobłażaniem:
- Eh, stary, poczciwy Stefan. Był moim wykładowcą, jakieś sto lat temu.
- Doprawdy- pozwalam się wciągnąć w tę konwencję, ale już wiem, że w Norwegii coś się wydarzyło.

piątek, 14 grudnia 2012

XV

Coś nagle wybudza mnie ze snu. W pokoju jest jeszcze ciemno. Nie wiem czy jest już rano, czy to jeszcze noc. Spałam jak kamień. Szukam ręką komórki, by sprawdzić, która jest godzina. Cholera, nie wyjęłam jej wieczorem z torebki, na 100% zaspałam, straciłam poczucie czasu. Ale było warto, nagle przypominam sobie nasz pocałunek przed restauracją i cudny, spokojny i bezpieczny wieczór. Spoglądam na podłogę obok łóżka, Jurka tam nie ma. Udaję się na poszukiwania. Wyszedł w nocy, czy jest ze mną nadal. Otwieram drzwi od sypialni. Dochodzi mnie cichy dżingiel radiowy i informacja, że minęła 6:30. Mój zegar wewnętrzny jednak mnie nie zawiódł. W kuchni pali się światło, a Jurek wykłada śliczne, małe bułeczki z papierowej torebki na talerz. Gdy wyciąga rękę by włączyć ekspres, dostrzega mnie, ciekawie mu się przyglądającą. Wygląda bardzo świeżo, zupełnie jakby przespał co najmniej osiem godzin, a spaliśmy najwyżej pięć, a w dodatku on na podłodze. Ale zaraz, zaraz, jest ogolony, wymuskany i ma na sobie zupełnie inne ubranie niż wczoraj. Podchodzi do mnie i całuje mnie w czoło.
- Nie wiedziałem o której wstajesz, ale postanowiłem trochę pohałasować, żeby już cię obudzić. Zaraz będzie kawa.
- A Ty w ogóle spałeś? Mogłabym przysiąc, że w nocy widziałam cię leżącego na podłodze.
- Chciałem poczekać aż zaśniesz i jechać do domu, ale nie dałem rady, zasnąłem chyba równo z tobą, na szczęście masz miękką wykładzinę. Obudziłem się ze dwie godziny temu, podjechałem do domu, żeby się przebrać i niedawno wróciłem.
- Musisz być wykończony- cmokam go w policzek i ruszyłam w stronę łazienki- daleko masz do domu? No właśnie, gdzie ty właściwie mieszkasz?
- Niedaleko, kojarzysz taki kilkupiętrowy na rogu Puławskiej i Domaniewskiej?
- Nie bardzo- mówiłam z łazienki, fajnie było nie budzić się samej w pustym domu- ale kojarzę okolicę.
- No to dziś wieczorem zapraszam cię do siebie, teraz ty zobaczysz jak mieszkam.
Kurczę, przydałby mi się wieczór tylko dla mnie, ale też nie chcę zostawiać go ani na minutę.
- Okej- mówię i zamykam się w łazience. Mimo krótkiej nocy nie jest ze mną tak źle. Biorę szybki prysznic. Owijam włosy ręcznikiem, a drugim się okrywam. Robię szybki makijaż. Teraz muszę czmychnąć do sypialni. Tam mam ubrania. Na szczęście Jurek jest w kuchni. Słyszę jak spienia mleko do kawy. Chyba trafił mi się wyjątkowy skarb. Spokojnie dziewczyno, to faza zalotów, wtedy każdy jest wspaniały, przebiega mi przez głowę myśl. Ganię się za to. Weź wreszcie to ci przynosi los i przestań analizować. Tylko to tak cholernie boli, gdy się kończy. Ubieram się w satynową koszulę w kolorze fuksji i czarną ołówkową spódnicę. Na nogi wciągam kryjące czarne rajstopy. Wracam do łazienki i suszę włosy. Zamykam oczy i delektuje się cieplutkim powietrzem owiewającym moje włosy. Nagle czuję jego obecność. Otwieram oczy. Stoi za mną i wpatruje się we mnie. Nasze spojrzenia krzyżują się w lustrze. Przebiega mnie przyjemny dreszcz i znowu budzi się w moim brzuchu stado motyli. Podchodzi bliżej, cały czas patrząc na mnie w lustrze i kładzie mi rękę na lewym biodrze. Druga ręką wyjmuje mi suszarkę z dłoni, wyłącza ją i umieszcza metodycznie na wieszaku. Jego druga ręka też wędruje na moje biodro. Ciasno do mnie przywiera. Prawą ręką ponad moją głową zatacza koło i odgarnia moje włosy, by za chwilę przyssać się do mojej szyi. Potem gryzie mnie w ucho. Czuję go na pośladkach. O rety, ten boski facet ma na mnie ochotę. Nie wytrzymuję i odwracam się, mocno wczepiam mu palce we włosy i mocno go całuję. Jego dłonie wędrują tym razem na moje pośladki. Mocno przyciąga mnie do siebie i zaczyna je rytmicznie ugniatać. Moje biodra zaczynają się poruszać, nie jestem w stanie dłużej być opanowana i poddaję się swojemu pragnieniu. Zagłuszam swój rozum, pierwszy raz w życiu. Jurek pieści mnie coraz bardziej intensywnie. Rytmicznie, mocno przyciąga mnie do siebie, gdy jego dłonie znajdują się tam, gdzie pośladki stykają się z udami. Ogarnia mnie dzika radość i dochodzę...przestaję go całować i cała nieruchomieję, odchylam głowę, a on przygryza moją brodę.
- Trzymaj mnie bo zaraz upadnę- proszę go ostatkiem sił.
- Moja dziewczynka była bardzo spragniona- mówi ciepło- podobało ci się? Nie bój się trzymam cię- obejmuje go za szyję i chowam się w jego ramionach, czuję lekki...wstyd? Zażenowanie? Jak ja na niego teraz spojrzę? Stoimy tak chwilę, Jurek odzywa się pierwszy- wszystko dobrze?- próbuje na mnie spojrzeć, ale skutecznie się przed nim kryję w zagłębieniu jego szyi- hej mała, odezwij się- lekko mnie od siebie odsuwa- co jest?
Decyduję się odpowiedzieć.
- Było mi bardzo dobrze, ale trochę mi wstyd.
- Dlaczego?- znowu unikam jego wzroku, chwyta w dwa palce moja brodę i zmusza mnie bym patrzyła mu w oczy- nie zrobiłaś nic złego, coś tak przyjemnego nie może być złe. Poza tym zobacz- nadal jesteś w ubraniu- i na ustach pojawia się ten jego szelmowski uśmiech – chodźmy na tę kawę, bo jeszcze trochę i spóźnisz się do pracy- dobrze, że chociaż on trzeźwo myśli.
Pijemy kawę w milczeniu, ja bezmyślnie zajadam się bułeczkami. Jurek bacznie mnie obserwuje. Ja jak zwykle mam w głowie kaskadę myśli. To było nieziemskie przeżycie. Nikt nigdy mi tak nie zrobił. Czuję się cudownie odprężona, ale gdzieś tam w środku ganię się za to co się stało. Ostatecznie dochodzę do wniosku, że w tej chwili miliony ludzi mają orgazm i to dodaje mi otuchy.
- Doszłaś już do jakiś wniosków- Jurek z lekką ironią przerywa mi zadumę.
- Tak, myślę, że to wszystko twoja wina, ale do diabła podobało mi się!- uśmiecham się zawadiacko, marszcząc nos.
- Moja wina?!- jest oburzony, że tak to nazywam. Ale i bardzo z siebie zadowolony. Przyciąga mnie z całym krzesłem do siebie i całuje mnie powyżej ust, zlizując cukier puder, przymyka oczy i mówi- pycha!
Jest taki intensywny, całkowicie mnie obezwładnia. O nie znowu czuje motyle. Ale Jurek wstaje i sięga na kanapę po swoją marynarkę.
- Pani Moniko, w drogę- zarządza i szybko się ubiera. Ależ on ma nerwy, czy on nic nie czuje? Może powinnam coś zrobić? W końcu jestem mu winna orgazm. Coś mi jednak podpowiada, że on wcale nie chce niczego ode mnie w zamian. To dobrze, źle? Nie wiem? Ty rozum wyłącz się na chwilę, błagam cię, jest rano, a ja już jestem wykończona rozmyślaniem. Gasimy światło, wychodzimy na klatkę. Jurek zamyka drzwi moimi kluczami, po czym mi je oddaje. Bardzo szarmancko. Podaje mi ramię i jak stateczna para udajemy się na dół do samochodu.



czwartek, 13 grudnia 2012

XIV

Zdjęliśmy płaszcze i odwiesiliśmy do szafy w przedpokoju. Jurek zdjął swoją szarą marynarkę, potem ściągnął przez głowę srebrny krawat. Położył go razem z marynarką na kanapie, pytając mnie wzrokiem, czy nie mam nic przeciwko temu. Nie miałam. Stałam wpatrując się w niego, a on rozglądał się po wnętrzu mojego królestwa.
- Może mnie oprowadzisz?- stanął naprzeciw mnie trzymając ręce w kieszeniach spodni.
- Och, właściwie to wszystko co widzisz, ale skoro potrzebujesz przewodnika- chwyciłam go za nadgarstek, wyjął rękę z kieszeni i pozwolił się prowadzić- jak widziałeś wejście prowadzi nas do niezbyt obszernego holu, zwanego potocznie przedpokojem. Na wprost drzwi wejściowych znajdują się drzwi do łazienki- chwyciłam za klamkę i zapaliłam światło. Łazienka to moje ostatnie dzieło. Właściwie nic nie jest tu już takie jakie było, gdy mieszkałam tu z babcią. Całość mieszkania skąpałam w kawie. W jej różnych odmianach. Od całkiem czarnej jak lepkie espresso, po mleczne latte. Łazienka jest moją wariacją na temat mokki. Jest mroczna, wyłożona drobniutką kostką w kolorze kawy z czekoladą. Nie mam wanny. Jedna ze ścian jest oddzielona od reszty pomieszczenia taflą szkła, a za nią znajduje się prysznic.
- Pozwoli pan dalej- odgadywałam, że spodobała mu się moja łazienka, kiwał z uznaniem głową. Na prawo od wejścia, natomiast, znajduje się sypialnia- pchnęłam uchylone drzwi. To pomieszczenie jest moim espresso z kulką lodów śmietankowych. Całość jest właściwe biała, ale wszystkie dodatki są głęboko brązowe, niemal czarne. Pokój jest bardzo mały. Właściwie cały wypełniony łóżkiem i pojemną szafą- jak widać można tu przebywać wyłącznie po to by spać- kontynuowałam moją rolę przewodnika.
- Lub robić inne rzeczy w łóżku- przerwał mi, sprawiając, że chyba się zaczerwieniłam- na przykład czytać- dokończył.
- Tak, na przykład- wrócił mi rezon- a jak pan widział na lewo od wejścia mamy pokój dzienny- tutaj moją kawą jest wielowarstwowe dzieło mistrza baristów. Mam tu wszystkie odcienie kawy. Naprzeciw wejścia do pokoju, na bardzo ciemnej, drewnianej podłodze ustawiłam sporą jasną kanapę, na tle ciemnej, brązowej ściany, na której wymalowałam kilka dużych jasnych wzorów podobnych do tych, jakie maluje się na ubitej piance, pokrywającej cappuccino. Obok kanapy, w niewielkiej wnęce ustawiłam stół dla czterech osób, okrągły, ciężki ciemnobrązowy, ale wnękę wymalowałam w kolorze lekkiego latte. Obok stołu mam wyjście na malutki balkonik wiszący nad Puławską. Siedząc przy stole, tyłem do ściany widać całą kuchnię. Jest malutka i bardzo jasna. To moje latte macchiato. Ale całe jasne wyposażenie stoi na ciemnych, sporych płytach odbijających światło.
- Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem- widziałam, że nie kłamie- naprawdę przemyślałaś wszystko dokładnie. Nie widzę tu ani grama przypadku.
- To prawda, ale to była mozolna praca, właściwie to niedawno skończyłam, całość zabrała mi ze cztery lata. Zaczęłam zaraz po śmierci babci. Było mi strasznie smutno, gdy wracałam do pustego domu, musiałam się czymś zająć.
- Czy to znaczy, że zrobiłaś to wszystko sama??!- w jego głosie kryło się niedowierzanie.
- Samiusieńka, tymi rączkami- wyciągnęłam ku niemu ręce, a on je chwycił i przyciągnął mnie do siebie, zakładając moje ręce wokół swego pasa, a potem mocno mnie przytulił.
- Jesteś bardzo zdolną i wytrwałą istotką- pocałował mnie w czoło- powaliłaś mnie na kolana, to prawdziwy wyczyn- to prawda, byłam z siebie bardzo dumna, ale miło było go zaskoczyć i zostać docenioną- zmęczona?- zapytał.
- Śmiertelnie- przyznałam, a oczy mi się kleiły- ale napiłabym się jeszcze herbaty, a ty?
- To mam propozycję, chyba poradzę sobie w twojej kuchni, a ty idź pod prysznic- teraz to on mnie zaskoczył.
- Cieszę się, że czujesz się u mnie tak swobodnie. Nie gościłam tu zbyt wielu osób- powiedziałam, z chęcią skorzystałam z jego propozycji i udałam się do łazienki. Gorący prysznic rozleniwił mnie chyba jeszcze bardziej. Nie zastanawiałam się nad tym co robię, ale wychodząc z łazienki nie miałam makijażu, włosy były upięte wysoko w kok, ubrana byłam w moją satynową piżamę z długimi spodniami w kolorze fuksji i czarny satynowy top na ramiączka, a na to zarzuciłam cienki, czarny szlafroczek. W tym momencie nie byłam boginią seksu, ale zęczoną  kobietą, która właśnie wyszła spod prysznica. Czułam się bardzo swobodnie, zupełnie jak nie ja. Na miłość boską, w mojej kuchni był facet, w dodatku taki, który cholernie mi się podobał, a ja bez krępacji paraduję przed nim w piżamie. Tenże facet poradził sobie całkiem nieźle. Znalazł imbryczek, herbatę, cytrynę i cukier, a także dwa spore białe kubasy. Miał podwinięte rękawy koszuli, a na blacie leżały jego spinki do mankietów. Przez rozpięte trzy guziki koszuli widać było lekko dostrzegalne proste blond włoski na jego klacie. Wyglądał wspaniale, nawet po całym dniu, tutaj w mojej kuchni i pomyślałam, że chciałabym go mieć tu na zawsze. Postawił herbatę i cała resztę na stole i zaprosił mnie gestem.
- Jak pijesz herbatę?- zapytał.
- Teraz mam ochotę na mocno cytrynową i słodką- nalał mi herbatę do kubka, wsypał dwie łyżeczki cukru i wrzucił plasterek cytryny, po czym zamieszał łyżeczką i wygniótł nią cytrynę, by pościła sok. Podniosłam kubek do ust i upiłam mały łyczek- jak dobrze- wypuściłam powietrze, zabrałam kubek i rozsiadłam się na kanapie, podwijając nogi. Byłam strasznie zmęczona, ale ku mojemu zdumieniu jego obecność wcale mi nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie, wprowadzała mnie w błogostan. On również nalał sobie herbaty, ale nie dodał do niej nic i dołączył do mnie na kanapie. Usiadł po przeciwległej stronie, gestem poprosił bym położyła mu nogi na kolanach. Sięgnął po pilota i uruchomił stojącą na przeciw kanapy wieżę. Z głośników poleciał Clapton „Wonderful tonight”. Nie potrzeba mi było niczego więcej. Siedzieliśmy w milczeniu, popijaliśmy herbatę i słuchaliśmy muzyki. Było doskonale. Po chwili zmieniła się piosenka, teraz głosem czarował George Michael, śpiewający „Older”.
- Muzyka też doskonale komponuje się z twoim mieszkaniem, nawet nie wiesz ile to mówi o tobie- przerwał ciszę- jesteś wspaniałą całością- nie do końca wiedziałam co ma na myśli, ale ewidentnie podsumował tym swoje przemyślenia, no i odebrałam to jako komplement- pójdę już- pogładził mnie po nogach, które wciąż leżały na jego udach, potem chwycił moja stopę, jak zwykle chwyta się dłoń i ucałował moje podbicie. Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
- Jestem potwornie zmęczona i zaraz pewnie zasnę, ale bardzo nie chcę, żebyś szedł- wpatrywałam się w niego i chyba zrobiłam bardzo proszące oczy, bo jego usta wygięły się w uśmiech.
- W takim razie położę cię spać i dopiero pójdę- a to nieoczekiwane, ale było mi tak dobrze, że nie chciało mi się nad tym zastanawiać. Poczłapałam do łazienki i umyłam zęby. Słyszałam, że on w tym czasie uprzątnął herbaciane zajście. Kiedy wyszłam z łazienki, pojawił się w przedpokoju- Gotowa- a widząc lekkie rozbawienie na mojej twarzy dodał- do snu?- weszliśmy do sypialni. Położyłam się na łóżku, a on otulił mnie kołdrą. Pogłaskał mnie po policzku i ucałował w nos. Nie mogłam uwierzyć, że facet może być taki opiekuńczy. Sam usiadł na podłodze koło łóżka i oparł się o ścianę- śpij maleńka- wyszeptał, a ja po chwili odpłynęłam. Obudziłam się w środku nocy. Do pokoju wdzierało się światło z ulicznych latarni. Na podłodze obok mojego łóżka leżał on. Pod głowę wcisnął sobie małą poduszkę i przykrył się narzutą. Mój rycerz. Poprawiłam narzutę i okryłam go pod samą szyję. Ucałowałam go w skroń.
- Śpij kochany- szepnęłam bezgłośnie i sama zapadłam w sen.


środa, 12 grudnia 2012

XIII

Dokończyliśmy nasze steki. Zamówiliśmy aromatyczne grzańce na bazie jabłek, goździków i skandynawskiego groga. Rozmowa powędrowała na zupełnie inne tory. Znowu poczuliśmy się swobodnie w swoim towarzystwie. Dowiedziałam się, że Jurek ma starszą siostrę Jolantę, która wyszła za mąż gdy był jeszcze w liceum. Jego rodzice mieszkają w starym domu na Jelonkach i całe życie ciężko pracowali by „ich dzieciom żyło się lepiej”. Mama chwytała się różnych zajęć, ale głównie była krawcową, a tata ocierał się o wielki świat pracując jako konserwator w hotelu Victoria. Oboje są już na emeryturze, co by sugerowało, że są starsi od moich rodziców. Ja też opowiedziałam mu co nieco o sobie. Zauważyliśmy z rozbawieniem, że nasi rodzice mieli tę samą taktykę na nazywanie dzieci. Jego rodzice dali swoim dzieciom imiona na „J”, a moi zdecydowali się na „M”. Moja starsza siostra ma na imię Marta, a młodszy brat Mikołaj. Bardzo wciągnęła go historia moich rodziców. Faktycznie, moi staruszkowie zachowali się w którymś momencie dość niesztampowo.
Kiedy byłam w liceum zmarła siostra mojej babci. Ciocia Maria żyła sama w niewielkim domu w okolicach Kętrzyna. Była pielęgniarką w tamtejszym szpitalu. Miała chyba kiedyś męża, ale umarł bardzo wcześnie, a ona nigdy z nikim się nie związała. Nie miała też dzieci. Po jej śmierci zgłosił się do mojej babci Matyldy prawnik i oznajmił, że ciocia Maria zapisała jej w spadku swój dom. Moja babcia nie bardzo wiedziała co ma z tym wszystkim zrobić i rodzinna narada postanowiła, że spadkiem zajmą się moi rodzice. Wielkiego wyboru nie było. Rodzice Marii i Matyldy nie przetrwali wojny, podobnie jak ich młodszy brat Makary, który od wojny nie dał znaku życia. Moja babcia Matylda miała zaś tylko jedno dziecko, moją mamę Mariannę. Babcia przygotowała stosowne upoważnienia, rodzice spakowali walizkę i pojechali zająć się wszystkim na miejscu. Ja i mój brat zostaliśmy z babcią. Pobyt rodziców nieco się przedłużył. Mówili, że choć mieli zamiar sprzedać dom, teraz zastanawiają się, czy nie zrobić z niego letniska. Postanowiliśmy wypróbować tę opcję i pojechaliśmy tam na lato. Najbardziej spodobało się Mikołajowi. Powiedział, że mógłby tam zamieszkać. Rodzice jakby na to czekali. Oznajmili, że też chcieliby tam zostać na stałe. Chociaż obydwoje są Warszawiakami z dziada pradziada zmęczyli się już Warszawą i chcą innego życia. Mi też się tam spodobało, ale bez przesady, nie chciałam tam zostać na cały rok. Po wakacjach zaczynałam drugą klasę liceum. Miałam już znajomych, nie chciałam zmieniać szkoły, poza tym dla dojrzewającej dziewczyny zamiana wielkiego miasta na pustą wieś to mało kusząca propozycja. Marta w ogóle nie brała tego pod uwagę. Od dwóch lat studiowała socjologię, poza tym na horyzoncie pojawił się Janusz, jej przyszły mąż. Oczywistym dla mnie było, że skoro Marta nie musi się przeprowadzać, to ja też nie muszę. Możemy razem zostać w naszym domu w Warszawie. Rodzice mieli inne zdanie. Marta była już dorosła, poza tym nie chcieli jej zmuszać do zajmowania się młodsza siostrą. Z pomocą przyszła mi babcia. Zaproponowała, żebym została z nią. Tak też się stało. Rodzice na stałe zamieszkali pod Kętrzynem. Szybko się tam zadomowili. Zaczęli pracować w miejscowym szpitalu. Tata jest lekarzem, a mama laborantką. Mikołaj mieszka z nimi i też czuje się tam super. Chociaż teraz jest w domu coraz rzadziej, ale chce tam zostać. Studiuje leśnictwo w Olsztynie.
- Więc mieszkasz z babcią- zapytał mnie Jurek po moim monologu. 
- Niestety, zmarła gdy byłam na drugim roku- kurcze, mimo tych paru ładnych lat, na wspomnienie o niej robiło mi się ciepło na sercu, a potem czułam ten straszny żal, że już jej nie ma.
- Tęsknisz za nią?- spytał.
- Bardzo, ale nie mówmy już o tym, bo się całkiem rozkleję. Ten czas, w liceum, był dla mnie super. Babcia miała na wszystko oko, ale starała się mi niczego nie zabraniać. Powtarzała rodzicom, że muszę znaleźć swoją własna drogę sama. Przez ten czas bardzo zżyłam się tez z Martą. Ona wprawdzie zaczynała swoje życie z Januszem, ale zawsze mogłam na nią liczyć.
- Wygląda na to, że twoja rodzina składa się z bardzo fajnych ludzi.
- Czy ja wiem, chyba dla każdego jego rodzina jest wyjątkowa- zamyśliłam się, chyba Jurek miał rację. Trafiło mi się całkiem niezłe gniazdo. Wtedy przypadkiem spojrzałam na jego zegarek. Granatowa tarcza wskazywała 21:00.- Ale się zagadaliśmy, to znaczy ja cię zagadałam. Chyba czas już wracać do domu.
Jurek spojrzał na zegarek.
- Nie jest jeszcze tak późno. Proszę cię zostańmy jeszcze. Bardzo dobrze mi się z tobą rozmawia. Może coś jeszcze zamówimy?
- Jestem już zmęczona. Nie chcę mieć jutro worów pod oczami, ale masz rację, już dawno z nikim mi się tak dobrze nie rozmawiało. Musimy to robić częściej.
Jurek przystał na moją prośbę i w kilka minut opuściliśmy restaurację. Na dworze czekała na nas niespodzianka. Właśnie zaczął prószyć pierwszy tej jesieni śnieg. Zrobiło się magicznie. Płatki tańczyły w świetle parkowych latarni. Ucieszyłam się na ten widok jak dziecko. Rozłożyłam ręce i wychyliłam twarz do opadającego śniegu. Chciałam sprawdzić, czy i on tak się cieszy na widok białego puchu. Znalazłam jego oczy. Nie widział śniegu, ale wpatrywał się bacznie we mnie. Jego oczy wyrażały wiele emocji naraz. Poczułam się wspaniale. Patrzył na mnie z uwielbieniem, pożądaniem, zachwytem. Znowu mocno zaciskał zęby, a jego mocno zarysowana żuchwa falowała. Boże, wygląda tak męsko. Nie zastanawiając się wcale nad tym co robię podeszłam do niego i położyłam dłonie na jego uszach, a potem wczepiłam moje usta w jego. Przez chwilę był zaskoczony. Potem chwycił gumkę spinającą moje włosy w koński ogon i uwolnił moje włosy. Jedną dłonią chwycił mnie mocno w talii, a drugą wplótł w moje włosy, przyciągając mnie mocno do siebie. Jego język wtargnął bezwstydnie do moich ust i splótł się z moim. Było mi bardzo dobrze. Czułam go na całym ciele. Swoim pocałunkiem był we mnie wszędzie. Chciałam być jeszcze bliżej niego. Przywarłam do niego biodrami, a on jeszcze mocniej objął mnie w talii. Jęknęłam w jego usta, co natychmiast wywołało jego szelmowski uśmiech. Nadal trzymał mnie bardzo blisko siebie. Miałam wrażenie, że nie dotykam nawet ziemi nogami. Teraz jednak zataczał powolne kółka językiem wokół mojego języka, po czym zamykał pocałunek na moich ustach, jakby delikatnie je kąsając. Nie przerywając pocałunku mówił do mnie:
- Co ty ze mną robisz Monika.... Musimy natychmiast przerwać, ...bo zaraz... wezmę cię tu... przed restauracją.
- To weź- szepnęłam i sama nie wierzyłam w to co wyrwało się z moich ust.
- Chcesz tego- przyłożył swoje czoło do mojego- naprawdę?
- Tak, bardzo, ale nie tutaj i jeszcze nie teraz- wrócił do mnie rozum.
- Grzeczna dziewczynka- uśmiechnął się szelmowsko, dobrze wiedział, że samym pocałunkiem prawie doprowadził mnie do orgazmu- chodź, zawiozę cię do domu- ucałował mnie w czoło i trzymając blisko siebie zaprowadził do samochodu.
Usadowiłam się wygodnie i nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie, gdy byliśmy pod moim domem. Całował moje włosy i gładził mój policzek.
- Maleńka obudź się, jesteśmy na miejscu- powtarzał.
Kiedy doszłam do siebie nie mogłam uwierzyć, że tak głęboko zasnęłam. Poszedł z drugiej strony auta i otworzył mi drzwi. Niemal wyniósł mnie z samochodu i mocno obejmując pomógł mi dotrzeć do drzwi mieszkania.
- Rozgość się -powiedziałam, gdy znaleźliśmy się w środku, nie mogłam w to uwierzyć, był tu ze mną, czy to stanie się właśnie tej nocy?

wtorek, 11 grudnia 2012

XII

- Trochę mnie wystraszyłeś, to znaczy moja wyobraźnia zaszalała- mówiłam to uśmiechając się, więc  i on się rozchmurzył, ale nadal badawczo mi się przyglądał- słuchaj, nie mam pojęcia o czym mówisz, najwidoczniej coś z twojej przeszłości dyktuje ci takie zachowanie. Myślę sobie, że to co się dzieje i te deklaracje są przedwczesne. Jurek, znamy się właściwie od dwóch dni...
- Tak, dwa dni temu zdecydowałem się na rozmowę, to znaczy, gdyby nie zebranie u prezesa, pewnie by mi to jeszcze zajęło trochę czasu. Monika, ja cię obserwuję odkąd przyszedłem do prezesa na pierwszą rozmowę. Byłaś wtedy pochłonięta rozmową przez telefon, a że był ze mną Stefan, dałaś mu znać, że prezes czeka, chyba wtedy w ogóle mnie nie dostrzegłaś- przerwał mi w pół zdania, ale pozwoliłam mu mówić. Widziałam, że sporo go to kosztuje- powiem ci szczerze, zamurowało mnie wtedy na twój widok, to jak mówiłaś, jak siedziałaś, twoje gesty, no i twój uśmiech, który wtedy posłałaś Stefanowi. Liczyłem na to, że zobaczę cię po wyjściu od prezesa i zobaczyłem, ale nie to co chciałem. Umawiałaś się wtedy z tym Markiem, handlowcem na spotkanie. Pomyślałem, że to cholerna szkoda, ale co zrobić, laska jest zajęta. Nie dawałaś mi jednak spokoju. Często cię obserwowałem, ale kompletnie mnie ignorowałaś. Trochę się nawet dyskretnie dowiadywałem na twój temat.
- No nie- teraz ja mu przerwałam- to wygląda jakbyś mnie szpiegował!- postanowiłam jednak niczego nie przesądzać i spokojnie wysłuchać go do końca. Oj kolego, jeszcze jakiś czas temu nie miał byś na to szans, ale widocznie z wiekiem robię się spokojniejsza- przepraszam, mów dalej.
- Nie no, nie aż tak, ale miałem oczy i uszy otwarte na wszystkie informacje o tobie. Najpierw trochę mnie ubodło, że spotykałaś się z kilkoma kolesiami z firmy, okazało się jednak, że wszyscy mają podobną opinię na twój temat...
- No nie wytrzymam, co oni ci nagadali?- teraz to się we mnie zagotowało. Zrobili pewnie ze mnie jakąś dziwkę. Sama bym tak o sobie pomyślała, słysząc jak to chętnie się umawiałam z kolegami z pracy. To dlatego, tak mnie ciągle stopuje, Boże jaki wstyd. Chciałam tylko zapaść się pod ziemię. Podniosłam tylko ręce w obronnym geście i powiedziałam- wiesz co, nie chcę nic wiedzieć, czuję się upokorzona. Przepraszam cię, ale chciałabym już stąd wyjść.- Czułam, że zaraz się rozryczę, Boże jaka jestem wściekła, a jutro w pracy muszę im spojrzeć w oczy. Dlaczego tacy są? Co ja im zrobiłam? Przecież posłałam wszystkich do stu diabłów. Jedna randka wystarczyła mi, by wiedzieć, że nie chcę mieć z żadnym z nich nic wspólnego. Możemy się pośmiać w pracy, nawet pójść na jakąś imprezę, ale żaden z nich nie jest dla mnie materiałem na mężczyznę życia. Zrobili to z zemsty? Kiedy tak topiłam się we własnej wściekłości Jurek delikatnie wziął moje dłonie w swoje.
- Poczekaj- uspokajał mnie- chyba coś źle zrozumiałaś. Wiesz jak nazywają cię koledzy z pracy?
 - Jurek, przestań mnie torturować, nie zasłużyłam na to- mówiłam cichutko, patrząc na swój talerz, czułam, że jeszcze chwila i nie opanuję płaczu.
- Hej Mała, spójrz na mnie- zebrałam całą siłę i spojrzałam na niego, kurde nie miałam się przecież czego wstydzić, nic nie zrobiłam, co mnie obchodzą plotki urażonych złamasów- popatrz na mnie i posłuchaj. Wszyscy faceci w firmie, a przynajmniej ci z których opinią się spotkałem, mówią, że jesteś super dziewczyną, ale kompletnie nie do zdobycia. Podobno kilku śmiałków próbowało i wszystkich posłałaś na drzewo.
Wszystko ze mnie spłynęło, w jednej chwili poczułam się jakby odpadły mi jakieś strasznie ciężkie kajdany.
- Jak mogłeś tak mnie zdenerwować?- zapytałam urażona.
- Nie chciałem, przepraszam, ale to ty nie pozwoliłaś mi dokończyć, a o czym pomyślałaś?
- Nie pytaj, lepiej nie pytaj- odetchnęłam ciężko, zupełnie jakbym przebiegła maraton. Czułam się wyczerpana.
- Nazywają cię „Królowa Śniegu”- dodał- muszę przyznać, że bardzo trafnie- spojrzał zawadiacko i podniósł szklankę do ust.- tym bardziej się cieszę, że mi pozwoliłaś na drugie spotkanie.
- Zapewniam cię, że pozwoliłam ci na wiele więcej.
- Doceniam to, na prawdę.

piątek, 7 grudnia 2012

XI

Jechaliśmy przez miasto bardzo rozluźnieni. Z głośników sączyła się muzyka z radiowej playlisty przerywana dowcipnymi komentarzami prowadzącego i słuchaczy włączających się w audycję przez maile i nagrania na radiowej poczcie głosowej. Rozmawialiśmy swobodnie o aktualnych wydarzeniach, o tym co jest do zrobienia w firmie, tak jakbyśmy znali się od lat i od lat mieli wspólne sprawy. Dojechaliśmy do restauracji i zaparkowaliśmy auto na żwirowym parkingu. Weszliśmy do środka. Hostessa zaprowadziła nas do przyjemnie wydzielonej galerii. Mimo środka tygodnia w knajpie było gwarno, co bardzo mnie ucieszyło, będziemy mogli swobodnie rozmawiać, nie przyciągając spojrzeń innych ludzi. Zamówiliśmy steki z sałatą i zimne napoje. Cały czas rozmawialiśmy, ani na chwilę nie zapadła krępująca cisza, jednak on nie próbował nawet nakierować rozmowy na to co stało się w salce konferencyjnej. Kiedy byliśmy w połowie posiłku, trochę zaczął mnie nurtować ten temat, chciałam to wyjaśnić. Odłożyła skrzyżowane sztućce na talerz, napiłam się odrobinę soku porzeczkowego i wytarłam usta serwetką. Swobodnie oparłam ręce o stół. Akurat z głośników poleciał przebój „What do you want from me” Adama Lamberta.
- No właśnie what do you want from me  Jureczku?- podparłam brodę dłonią- chyba czas sobie coś wyjaśnić.
- Masz na myśli moją prośbę byśmy się nie spieszyli? Monika ja....- zaczął zmieszany.
- Pozwól mi coś powiedzieć, zanim zaczniesz się tłumaczyć- słowo „tłumaczyć” ubrałam w cudzysłów, robiąc gest palcami w powietrzu- Bardzo mi się podobasz, jak widzę ja tobie też. Na razie wydajesz się fajnym facetem i mam ochotę na dalszy ciąg, ale na Boga nie mam zamiaru tak od razu wskakiwać ci do łóżka. Jak dla mnie to co dzieje się między nami w tej chwili, to i tak zawrotne tępo. To dopiero drugi dzień, a ja pozwalam ci się dotykać i przytulać,  no i dobrze, bo sprawia mi to niezwykłą przyjemność, na nikogo nie reagowała do tej pory tak sensualnie. Nasze pocałunki dawno już w moim pojęciu przekroczyły granicę zwykłej znajomości. Mimo, że przekroczyłam już dawno znane mi dotąd granice intymności w tak krótkotrwałych relacjach, tej na razie nie przekroczę. Proszę cię, nie stopuj mnie więcej, bo choć pozwalam sobie na kuszące cię żarty, nie pozwoliłabym ci posunąć się dalej.- Jurek słuchał mnie z niemal z otwartymi ustami, jego oczy wyrażały coś więcej niż zadowolenie, mówiłam więc dalej- Swoją drogą strasznie mnie ciekawi, dlaczego z kolei ty tak bardzo się zapierasz i zdążyłeś mi już kilka razy dać znać, że nigdzie nie chcesz się spieszyć.
- Powiedzmy, że to przez doświadczenie i obserwacje.
- Bardzo sprytna odpowiedź, ale jako że wszystkie nasze życiowe decyzje zbudowane są na doświadczeniu i obserwacjach, dla mnie niewystarczająca. Powiedz Jurek, czy to tylko taki myk na laski „poudaję niedostępnego”, czy coś się za tym kryje.
- Ostro, pani Moniko, nie owijasz w bawełnę- wziął łyk coli i odstawił szklankę unikając mojego wzroku, za to ja ani na chwilę nie spuszczała go z oka. Niczego nie udawałam, naprawdę próbowałam go rozgryźć. Czy prowadził jakąś gierkę na niedostępnego, czy też faktycznie coś się za tym kryje. Po co w ogóle wyjeżdżał z tym tekstem- nie chcę się spieszyć- no po co? Zaczął mówić dalej:
- Monika nie chcę z tobą w nic grać. Z jakiegoś powodu bardzo mnie pociągasz, nie mam pojęcia dlaczego, to znaczy wiem dlaczego- plątał się jak nie on, nerwowo przeczesał swoje krótkie, blond włosy, w firmie taki pewny siebie, a tu proszę. Jurek brnął dalej- jesteś bardzo atrakcyjna, ale to na pewno nie jest główny powód, cholera gadam jak potłuczony- wziął głęboki wdech, sięgnął po moją dłoń i nieco się rozluźnił- Wiem tylko, że chcę by tym razem było inaczej.
- Tym razem? - byłam bardziej ciekawa, niż zazdrosna.
- Tak tym razem. Popieprzone było to moje życie do tej pory, a moje związki, właściwie to nie były związki, bardziej ... relacje z kobietami dość, jakby to nazwać, powierzchowne, dlatego chcę teraz inaczej, z TOBĄ chcę inaczej.
O kuźwa, czyżby trafił mi się drugi Grey. Uważaj, czego sobie życzysz, życzenia czasem się spełniają i co ja mam teraz zrobić z tą wiadomością. Spokojnie, nie powiedział ci jeszcze nic. Skąd te przypuszczenia, że chodzi o to, o co u Greya. Jak zaraz wyjmie umowę układu sado-maso to..., spokojnie to tylko twoja wyobraźnia, a poza tym, powiedział, że teraz chce inaczej. Inaczej niż do tej pory, cokolwiek to znaczy.
- Monika, odezwij się- podczas, gdy ja odpłynęłam w swoje myśli, on badawczo mi się przyglądał- czy jakoś cię wystraszyłem...

czwartek, 6 grudnia 2012

X

Spojrzałam na zegarek. Niestety zbliżała się 16:00. W firmie nadal było gwarno. Dzisiejsze spotkania spowodowały, że każdemu plan dnia nieco wywrócił się do góry nogami. Chciałam spokojnie zabrać się za porządkowanie dzisiejszych notatek. Postanowiłam schować się w małej salce konferencyjnej. Zabrałam swojego laptopa i rozsiadłam się wygodnie. Na reszcie spokój! Bardzo potrzebowałam chwili ciszy. Otworzyłam nowy plik tekstowy i zaczęłam się zastanawiać jak to właściwie wszystko ma wyglądać. Myśl, myśl dziewczyno, to zależy tylko od ciebie. Powoli zaczęłam pisać. Miałam wenę jak cholera. W godzinę miałam właściwie wszystko spisane.  Zaczęłam czytać od początku, poprawiałam drobne błędy. Nagle usłyszałam:
- A tutaj jesteś- powiedział miękko Jurek- już się przestraszyłem, że mi uciekłaś. Kończysz już?
- Tak, właściwie to już- spojrzałam na zegarek- i zobacz wcale nie jest jeszcze tak późno, szybko mi poszło.- wstałam, przysunęłam krzesło do stołu i nachyliłam się nad laptopem, żeby go wyłączyć. Jurek podszedł i stanął za mną, pozwolił mi zamknąć system, a potem chwycił moją dłoń spoczywającą na laptopie. Moje plecy przylegały do niego. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Mogłabym zostać w jego ramionach na zawsze. Objął mnie w tali i pocałował w ucho, po czym zapytał delikatnie:
- To na co masz ochotę?
- Kusisz mnie znowu jak wczoraj, a potem uciekniesz- powiedziałam żartobliwie, próbowałam złapać z nim kontakt wzrokowy, ale wciąż stałam odwrócona plecami do niego, a on trzymał swoje ręce na moich biodrach. Poczułam jednak, że nieco się spiął, odwrócił mnie przodem do siebie i spojrzał mi głęboko w oczy. Zauważyłam, że przez jego głowę przebiega stado myśli. Mocno zaciskał zęby, tak że falowała mu żuchwa. Ogień w jego oczach budził w moim brzuchu stado motyli. Myślałam, że chce mnie pocałować, nachylił się jednak do mojego ucha i wyszeptał:
- Nie chcę się spieszyć, to dla mnie bardzo ważne.
Znowu spojrzał mi oczy, wyczekiwał na akceptację.
- Nie bardzo wiem, co chcesz mi powiedzieć, ale teraz to mi się nie wymigasz. Idziemy na kolację. Zaszyjemy się w jakiejś knajpce i spokojnie porozmawiamy- zgarnęłam laptopa ze stołu płynnym ruchem i ruszyłam do drzwi. Jurek przez chwilę znieruchomiał. Gdy byłam przy drzwiach odwróciłam się do niego:
- Idziesz??- zapytałam figlarnie i posłałam mu piękny uśmiech. Widziałam, że jest trochę zdezorientowany, a czego się spodziewał, że go spoliczkuję za odrzucenie? A może za jego poufałe zachowanie? Czego on właściwie chce i czego oczekuje ode mnie?
- Idę- podszedł do mnie bez pośpiechu trzymając ręce w kieszeniach, gdy był już blisko wyjął z kieszeni prawą rękę i położył na mi policzku- jesteś niezwykła- wyszeptał i mocno mnie pocałował. Byłam wdzięczna, że nikogo nie ma w okolicy. Ale co tam, warto było. Pysznie smakuje. Potem zabrał mi z rąk laptopa i dodał figlarnie- Pani pozwoli?- ruszył w kierunku mojego biurka. Postawił na nim laptopa, potem zdjął z wieszaka za małym przepierzeniem mój płaszcz.
- To twój, prawda?- i podał mi go, bym mogła łatwo się w niego wślizgnąć. Znowu nie omieszkał wykorzystać sytuacji, że jest blisko i mocno mnie objął- poczekaj tu minutkę, pobiegnę tylko po swój płaszcz- ucałował mnie raz jeszcze, jakby bał się, że zaraz się rozpłynę w powietrzu i zniknę mu z oczu. Wreszcie miałam chwilę by zebrać myśli. Z jednej strony Jurek dawał mi sygnały, że chce być blisko mnie, ale z drugiej te uwagi o czekaniu. Bez przesady, przecież nie chcę mu tak od razu wskoczyć do łóżka, a on tak ciągle uprzedza fakty i prosi byśmy się spieszyli, jakby nie wyczuwał subtelnej gry, polegającej na tym, że się nawzajem kusimy, ale każde z nas wie, że nie ma się do czego spieszyć, jeśli nie ma to być pierwszy i ostatni wspólny raz. On wcale mnie nie zna, przecież i tak nie poszłabym z nim do łóżka. Bardzo tego pragnę, ale w życiu nie zrobiłabym tego z kimś kogo właściwie nie znam. W ogóle mało razy "to" robiłam. A może jednak wreszcie powinnam iść na całość, dość już tego celibatu. Kogo ja chcę oszukać, to nie dla mnie- wszystko albo nic. Wtedy wrócił Jurek.
- Na co masz ochotę?- zapytał.
- Może wielki kawał mięcha w Jeffsie na Polach Mokotowskich- zaproponowałam. Byłam cholernie głodna i pomysł na kolację miałam dawno przygotowany.
- Coraz bardziej mnie zaskakujesz, taka delikatna kobietka i wielki kawał mięcha. Nie musisz mnie dłużej przekonywać, uwielbiam steki!- wychodząc z biura rozmawialiśmy swobodnie.

środa, 5 grudnia 2012

IX

Ten dzień był inny niż poprzednie. Nowe zadania pochłonęły mnie bez reszty. Wspaniale było brać udział w spotkaniach, o których do tej pory tylko słyszałam. Dobrze było być w centrum wydarzeń. Brakowało mi tylko możliwości wypowiedzenia swojej opinii, a czasami język bardzo mnie świerzbił. Uznałam jednak, że dopóki nie zostanę poproszona o opinię nie powinnam się wtrącać. Na razie mam zebrać materiał ze spotkań i zmontować z tego zgrabną całość. Cieszyłam się, że nowe zadanie odciąga moje myśli od Jurka. Nie przywykłam do utraty kontroli nad sobą i swymi myślami, byłam dość zdyscyplinowaną osobą. Jurek brał udział w niektórych spotkaniach i wtedy nie było łatwo się skupić. Napawałam się jego widokiem. Był bardzo męski, opanowany i swobodny. Precyzyjnie formułował myśli. Wspaniale było go obserwować. Kilkakrotnie w czasie swojej wypowiedzi, patrząc na słuchających, z którymi doskonale potrafił nawiązać kontakt, trafiał i na moje oczy. Cudnie się wtedy zawieszał, przymykał oczy i dotykał się wskazującym palcem między ustali i nosem, jakby chcąc zasłonić pojawiający się zupełnie niestosowny uśmiech. Gesty te były bardzo czytelne dla nas samych, reszta nie miała pojęcia o toczącej się grze spojrzeń, Jurek był bowiem bardzo zdecydowany w przekazywaniu swojego zdania.  Część spotkań odbywała się tylko w gronie handlowców. Wtedy mogłam zebrać myśli nieco bardziej efektywnie. Przerwy w spotkaniach pozwoliły mi też na spontaniczny chichot w gronie przebojowych koleżanek. Nie do końca takie „psiapsiułowanie” było w mojej naturze, ale jakoś trzeba z ludźmi przecież żyć, a skoro takie są zasady- dziewczyny chichoczą- to chichoczmy, czasem to nawet zabawne. Dowiedziałam się od nich, że ten Jurek to „niezłe ciacho” i że „będą musiały się bliżej przyjrzeć temu całemu IT, bo może kryje jeszcze jakieś inne ciekawe egzemplarze”. Byłam cała przepełniona dumą, że to właśnie JA go zainteresowałam, ale nie zdradziłam się ani jednym słóweczkiem, że poprzedniego wieczoru poznałam Jurka nieco bliżej. Jeszcze nie wiadomo co z tego wyniknie dalej, a dziewczyny były bardzo dociekliwe, lepiej się nie zdradzać, bo wtedy gorycz porażki znoszona w ich obecności będzie nie do zniesienia. Gdy tak słuchając szczebiotu dziewczyn sobie rozmyślałam, do naszego kółeczka włączył się Jurek.
- Moje panie, myślę, że na dzisiaj wystarczy tych nasiadówek, musimy w końcu też zarobić trochę kasy. – powiedział.
- No to chyba pierwszy niehandlowy w tej firmie, który to rozumie, witaj na pokładzie- odpowiedziała mu piękna, wysoka blondynka w nienagannym biurowo- seksownym stroju- mam na imię Jula- podała mu rękę w bardzo zdecydowany sposób.
- Jurek, miło mi- uścisnęli sobie dłonie, ale mimo, że chciała utrzymać jego wzrok na sobie,  Jurek zaprezentował się reszcie dam, aż zapiszczałam w środku z radości, nie uległ Julii, wow- a teraz panie wybaczą, muszę porwać Monikę na słówko. Masz momencik- zwrócił się do mnie- chciałbym zaplanować kolejne spotkania- dziewczynom trochę zeszło powietrze, miały miny mówiące „na szczęście chodzi tylko o pracę”.
- OK, podejdziemy do mnie, zerkniemy w terminarz- starałam się być jak najbardziej neutralna.
- No to kiedy się znów zobaczymy?- zapytał gdy byliśmy już w bezpiecznej odległości.
- Masz na myśli nas, a nie spotkania firmowe- uśmiechnęłam się zawadiacko.
- Tylko te mnie interesują- wlepił we mnie swój wzrok i cudownie się uśmiechnął, a ja rozpłynęła się jak kostka lodu- mam nadzieję, że masz dla mnie dziś czas.
- Nie planowałam nic szczególnego, chciałam dokończyć książkę, ale myślę, że to może zaczekać.
- Wygrywam z książką, to już coś- odparł szelmowsko, wiedząc jakie robi na mnie wrażenie.
- Z cholernie dobrą książką...
- Jaką?
- Troszkę się wstydzę powiedzieć- udawałam zażenowaną i zatrzepotała rzęsami- słyszałeś o książce „Pięćdziesiąt twarzy Greya”?
- Nawet czytałem.
- Czytasz romanse?- spytała podejrzliwie, o nie a więc to jest ten haczyk, jest zniewieściały...
- A ty?- zrobił chyba minę podobną do tej, jaką ja miałam na twarzy.
- Właściwie nie, ale zobaczyłam ją na półce bestsellerów, a lubię wiedzieć o czym się mówi, więc przeczytałam, no i muszę powiedzieć, że się wciągnęłam, właśnie czytam „Ciemniejszą stronę Greya”.
- Ja podobnie, to znaczy, czytam prawie wszystko o czym się mówi, też lubię być na bieżąco, ale się nie wciągnąłem, do rugiej części chyba nie zajrzę, a widziałem, że już okupuje listy bestsellerów. A co ci się tam tak podoba?- zapytał zawadiacko, dobrze wiedziała, że pyta ją o opisy miłosnych uniesień Any i Christiana.
- Nie chodzi TYLKO o to o czym myślisz, ale bardziej o ich związek i relacje w ogóle. To fascynujące jak dwoje ludzi na siebie wpada przypadkiem gdzieś w środku życia i już nie chcą przez to życie iść oddzielnie, mimo wszystko. Jak się tak zastanawiam, to niby nie ma w tej książce nic specjalnego, weź nawet język, jest strasznie prosta, a mimo to wciągnęła mnie bez reszty, wprawia mnie w taki .... dziwaczny nastrój.
- Ja nie do końca ją tak odbieram, do tego trzeba być chyba kobietą, ale skoro tak mówisz, ale co z nami, o której dziś kończysz?- zapytał niecierpliwie.
- Oj, zostanę co najmniej do 18:00, chcę zacząć spisywać nasze pierwsze ustalenia ze spotkań, na świeżo, żeby nic mi nie umknęło.
- Dobrze, dobrze pani Moniko, to świetnie wróży końcowemu raportowi- wiedziałam, że zwrócił się do mnie celowo per pani, tak zwracał się Christian do Any, właśnie podniósł rękę, by pogładzić ją po policzku, ale przeszkodził mu Prezes.
- No i jak moi drodzy pierwszy dzień, jak poszło z naszymi niepokornymi handlowcami?
- Zaskakująco dobrze panie Prezesie- odpowiedziała Monika.
- Panie Jurku, wejdzie pan do mnie na moment? Kawy?
- Oczywiście wejdę panie Prezesie, za kawę dziękuję.
- Pani Moniko, dla mnie jednak proszę zamówić, tylko mocną.
- Jasne- odparłam, Prezes ruszył do gabinetu, Jurek za nim, odwrócił się jeszcze do mnie i przepraszająco rozłożył ręce, a ja obdarowała go najcieplejszym z uśmiechów jakie miałam w swoim repertuarze. Boższ jak mnie ten facet kręci, ale przecież nic o nim nie wiem. Spotkanie, rozpaczliwie potrzebuje kolejnego spotkania.