wtorek, 21 maja 2013

VIXL

Ogarniam pocztę tradycyjną i elektroniczną. W poniedziałkowe poranki nie ma tego zbyt wiele. Rozdzielam poszczególne dokumenty i zlecam zajęcie się nimi konkretnym osobom. Faktury kieruję do działu finansowego, jedynie te niestandardowe polecam wyjaśnić. Przed południem postanawiam zadzwonić do szefa. Trochę mnie dziwi, że jeszcze się do mnie nie odezwał. Po kilku sygnałach daję za wygraną. Próbuję jeszcze raz. Nic. Trudno, spróbuję później. Wracam do maili. Po chwili dostrzegam jakiś ruch w niewielkiej odległości od mojego biurka. Spoglądam zza monitora.
- Hej, można?- to Jula. Jak zwykle jest zjawiskowa. Wygląda jak żona ze Stepford. Dziś wybrała styl pin-up girl. Uśmiecham się na jej widok.
- Zachodź Jula, zachodź, super wyglądasz. Co tam?- mówię, nie kryjąc zadowolenia z jej wizyty. Nigdy nie byłyśmy blisko, ale bardzo ją lubię i cenię za szczerość.
- Zamawiamy z dziewczynami lunch, przyłączysz się?
Jestem zaskoczona, rzadko mi to proponują.
- Jasne, a co wybrałyście.
- Dziś padło na włoszczyznę, co lubisz?
- Może jakaś pasta z kurczakiem, sos śmietanowy zioła, gran padano, znajdzie się coś takiego- pytam niepewnie.
- Na pewno. A może przejdziesz się ze mną do nas, mamy tam menu.
Rzucam okiem na monitor i telefon, zgarniam z biurka komórkę.
- Pewnie...
Idziemy w stronę handlowego.
- Pewnie ci ciężko, wszystko spadło na twoją głowę- zagaja Jula.
- Nie jest tak źle, tylko czemu doba jest taka krótka- próbuję zrobić minę cierpiętnicy.
- Właśnie, nowe zadania, nowy mężczyzna. Jak wam się układa?- pyta neutralnie, a ja zastanawiam się o co jej chodzi. Nie muszę jednak odpowiadać, bo dopada nas Edyta z menu w ręku.
- No udało ci się ją wyciągnąć!- jest wyraźnie zadowolona- Martwiłyśmy się o ciebie, siedzisz tam sama, nawet nie przyszłaś po kawę jak zwykle. Nigdy nie byłaś wylewna, ale teraz! Nawet podejrzewałyśmy cię o zadzieranie nosa, w związku z byciem teraz prezesem, ale Jula nas przekonała, że to nie w twoim stylu- Edyta trajkocze jak karabin maszynowy, ciężko się przebić przez jej wywód, staram się traktować wszystko jak dobry żart, chociaż uwaga o zadzieraniu nosa nieco mnie zabolała- to oczywiście wszystko z zazdrości- śmiejąc się kładzie mi rękę na ramieniu- no wybierz coś, bo czekamy tylko na ciebie- nachyla się i kontynuuje ściszonym głosem- a jak szybko nie zjemy, Izka do końca zaleje nas swoim jadem, jest wściekła, że zgarnęłaś jej sprzed nosa tego Jurka, zagięła na niego parol jak tylko pierwszy raz pojawił się w firmie.
Zerkam kątem oka na Izkę. Szarpnięciem wydobywa torebkę spod biurka i rzuca przez ramię:
- Wychodzę na lunch...
Błądzę oczami po menu, bo nie wiem jak mam na to zareagować. Wygląda na to, że moja tu obecność wprowadziła zamieszanie. Dziewczyny raczej zawsze trzymały się razem, a teraz powstał jakiś niechciany przeze mnie konflikt.
- Dziewczyny, nie bardzo wiem, co tu się zadziało, ale nie owijając w bawełnę, widzę, że wprowadziłam tu jakiś smród, a kiepsko się czuję w takiej atmosferze...
- Monika, daj spokój, nic nie poradzisz na urażone ego- do rozmowy włącza się Aga, wracająca z jakimiś skopiowanymi materiałami- czy Jurek coś jej obiecywał? Nawet się nigdy nie spotkali, nie może ci nic zarzucić, nie odbiłaś jej go, bo nic między nimi nie było, ale to fakt, strasznie się na niego napaliła i po prostu nie zdążyła- Aga stoi w rozkroku i trzyma ręce oparte na biodrach, kolejna super babka w naszym zespole. Na prawdę nie trudno się przy nich poczuć jak szara mysz.
Zamawiamy w końcu lunch i czekając na niego, dalej plotkujemy. Babskie towarzystwo, o dziwo, bardzo mi odpowiada. Rozmowa z Agą i Julą jest na prawdę fajna. Trochę drażni mnie trajkocząca Edyta, ale też ma swój urok.
Dopada mnie myśl, że mimo dobrych relacji z dziewczynami, nigdy nie weszłam z nimi na stopę koleżeńską po pracy i zastanawiam się teraz, czy one same tworzą jakąś paczkę.
Staramy się nie wracać do tematu Izki, ale Edyta ma zdecydowanie inny plan, ewidentnie ma ochotę to przegadać. Jest mi to o tyle na rękę, że nie wiem już jak mam mijać temat prezesa, a ten z kolei bardzo interesuje Julę. Efekt jest najlepszy z możliwych, nie omawiamy żadnego tematu, ale cały czas rozmawiamy, a dygresje się mnożą. Muszę przyznać, że ta przerwa mocno mnie odprężyła i śmiejąc się  w duchu wracam do biurka. Odruchowo spoglądam na drzwi gabinetu prezesa. Uświadamiam sobie, jak jestem już zmęczona tą sytuacją i bardzo chcę, żeby wszystko wróciło do normy. Postanawiam kolejny raz zadzwonić do prezesa. Ponownie jego telefon milczy. To do niego niepodobne. Zawsze chociaż dawał znać, że nie może rozmawiać i że oddzwoni za godzinę, pół dnia lub jutro, ale zawsze dawał znać i pozwalał mi zdecydować, czy zatrzymać go przy telefonie, jeśli chodziło o na prawdę ważne rzeczy. Teraz od kilku godzin milczy.
Tym razem wybieram numer Stefana.
- Monika?- rzuca chyba jakby zniecierpliwiony.
- Przepraszam, że zawracam, ale, masz jakiś kontakt z prezesem?
- O kurwa! W tym zamieszaniu zapomniałem ci powiedzieć, a masz coś bardzo pilnego?
- Spokojnie, poradzę sobie.
- Nawet jak będą papiery, nie możesz tam pojechać...za szczegółowa ta rozmowa, zejdź jak możesz na chwilę do holu na dół, albo wejdź do nas, lepiej żeby nikt nas nie słyszał.
- No dobrze...
Zbiegam na dół. Ostatnio w ogóle nie jest spokojnie, ale to poranne ostrzeżenie Jurka żebym nie wychodziła sama, a teraz rozmowa ze Stefanem obudziły motyle zdenerwowania w moim brzuchu.
Jak zwykle nie budzę zainteresowania chłopaków z IT i przedostaję się do „kryjówki” Stefana. Gdy wchodzę, Stefan wyłania się zza maszyny. Po chwili jest przy mnie też Jurek. Całuje mnie przelotnie w policzek. Stefan bez owijania w bawełnę zaczyna:
- Nie jest wesoło, ktoś zorientował się co robimy i próbuje nam przeszkadzać. Kłopot w tym, że nie wiemy ile wiedzą, więc maskujemy się dwa razy bardziej. Remek jest nadal tam, gdzie był, ale odcięliśmy mu telefon. W razie czego, ale na prawdę w super pilnych sprawach mam z nim kontakt przez naszych ludzi, ale Monika, to na prawdę w ostateczności. Wydaje nam się, że próbują go namierzyć przez identyfikację głosu. Raczej są pewni, że nie ma go tam, gdzie powinien być, wiesz w weekend zrobili tam kipisz. Nie weszli wprawdzie wszędzie...
- Zaraz, zaraz, a kim są ci oni- przerywam mu w pół zdania.
Kładzie dłonie na biodrach i ciężko wzdycha:
- To jest właśnie najgorsze, nie mamy pojęcia. Gdybyśmy to wiedzieli, może łatwiej byłoby nam dojść do tego czego chcą.
- To skąd wiemy, że ktoś czegoś chce- pytam nieco już poirytowana.
- A po co ktoś wchodziłby do willi, teoretycznie objętej kwarantanną, strzelając w dodatku do policji. Ktoś ma bardzo zdefiniowany cel i tym celem jest szanowny pan prezes- włącza się Jurek.
- No tak, ale właściwie przed czym się bronimy? Już kręci mi się od tego w głowie, nic nie rozumiem.- kręcę głową.
- Nasze informacje też są mocno szczątkowe. Ukryliśmy Remka, bo ktoś zaczął się bardzo nim interesować. Jakiś czas temu przyszedł do niego klient. Chciał zlecić wywiadowni raport na temat rynku gazu w Polsce. Po kilku zwyczajowych spotkaniach Remek trochę się zaniepokoił. Klient był bardzo dociekliwy i wyraźnie sugerował, że Remek powinien mieć bliższe informacje na ten temat, nawiązywał przy tym do ojca Remka.
- Wprost? Przecież to była tajemnica, nawet szef nie wiedział kim jest jego ojciec.
- No właśnie. Niewielu o tym wiedziało, ale klient, kimkolwiek był, choć nie wprost, ale mocno sugerował, że coś wie. Remek powiedział mu tylko, że niewiele może dla niego więcej zrobić i jeśli nie odpowiada mu raport, to wg umowy ma pewne możliwości oficjalnej reklamacji. Mimo, że dość szybko wzięliśmy gościa pod obserwację, zniknął nam z oczu. Zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Ktoś był w domu rodziców Remka. Przeszukał mieszkanie bardzo dyskretnie, pozornie nie zostawiając śladów, wiedzieliśmy jednak, czego mogą szukać więc założyliśmy kilka pułapek, stąd wiemy, że w ogóle ktoś tam był. Podobnie było w domu Remka i wywiadowni. Dotarli też na Saską Kempę, ale tam nie zdążyli wejść, albo poddali się jak zobaczyli ilość zebranych tam materiałów.
- To tam ojciec szefa zgromadził drugi IPN?- przypominam sobie, że opowiadał mi o tym, gdy pierwszy raz odwiedziłam go w ukryciu.
- No właśnie- Stefan zamyśla się na chwilę- rzesz kurwa mać!- klnie i wymierza ścianie ostrego kopa.
Do wyjaśnień dołącza się Jurek:
- Wykombinowaliśmy, że jak odczytamy tego EPROMa przed nimi, to przestanie być dla nich taki ważny. Nie wiemy tylko, dlaczego jest taki ważny i dla kogo. Ale jesteśmy bardzo blisko, za chwilę premiera, zostaniesz?
- No pewnie, nie wiem dlaczego, ale to przecież ważna chwila. Może to coś wyjaśni- kładę mu dłoń na policzku. On nakrywa ją swoją, całuje delikatnie, zdejmuje ja ze swojego policzka i prowadzi mnie ku maszynie. Jest podłączona do mocno skomplikowanego stanowiska z komputerem.
- Nasz mistrz skomunikował się z EPROMem i za chwilę odczyta zapisane nim informacje- podchodzi do nas nieco spokojniejszy już Stefan. Jurek siada przy biurku:
- Trzymajcie lepiej kciuki, nie ma tu miejsca na więcej prób. Karol- odwraca się do jednego z facetów grzebiących przy maszynie- zaczynamy.
Karol coś uruchamia w maszynie, reszta ustępuje na krok.
- Gotowe- zgłasza.
Na wszystkich twarzach maluje się napięcie. Palce Jurka sprawnie przemieszczają się po klawiaturze, a jego wzrok jest wbity w monitor. Jest maksymalnie skupiony, właściwe nie mruga i ma mocno zaciśniętą szczękę. Może powinnam się bardziej przejmować nadchodzącą chwilą rozwikłania zagadki, ale jedyne na czym teraz mogę się skupić, to wpatrywanie się w tę męską, cudną twarz.
- OK, udało się raczej skopiować dane wielokrotnie, teraz postaramy się je odczytać- Jurek jest już bardziej rozluźniony, wydaje się zadowolony. Na wielkim ekranie pojawia się ciąg znaków. Dla mnie jest zupełnie nieczytelny, ale dla innych chyba tak, bo wybuchają gromkim entuzjazmem, przybijają piątki i ryczą z zachwytu. Przypominają piłkarzy po wygranym meczu.

czwartek, 9 maja 2013

VXL



Z głębokiego snu budzi mnie dzwonek w komórce. Moje powieki są bardzo ciężkie, jednak to nie był najlepszy pomysł, żeby w nocy jeszcze czytać. Nie mogłam się jednak powstrzymać. Przygody mojej parki jednak mnie nie zawiodły, a teraz kiedy i ja kogoś mam, dość mocno mnie podkręciły. Nie mogłam oderwać się od czytania, potem nie mogłam zasnąć, nie wiem w sumie jak długo udało mi się przespać. Sądząc po ciężarze mojej głowy, góra 3 godziny. Muszę pamiętać o tym następnym razem. Wyczerpujący dzień, interesujący wieczór i noc z lekturą to nie najlepsze połączenie, a na pewno nie wtedy, gdy rano mam iść do pracy. Jurek jednak nie dotarł do mnie w nocy. Jestem ciekawa, czy znalezisko w piwnicy Mata do czegoś się przydało. Hm, Mat. Otrząsam się z myśli, nie czas na nie, muszę jak najszybciej znaleźć się w pracy. Może zdążę jeszcze kupić drożdżówki dla chłopaków. Pewnie ślęczeli całą noc nad tym urządzeniem.
Wyskakuję z łóżka, serwuję sobie zimny prysznic, wskakuję w spodnie z podwyższonym stanem i szyfonową bluzkę, na to krótki żakiet, włosy upinam wysoko na głowie. Jeszcze szybki makijaż i jestem gotowa, jak na moje możliwości w ekspresowym tempie.
Po drodze do firmy zahaczam o piekarnię. Po krótkiej analizie dochodzę do wniosku, że na pewno Jurek i Stefan nie siedzieli tam całą noc sami. Kupuję całą skrzynkę drożdżówek, co powoduje, że uśmiech z twarzy sprzedawcy odprowadza mnie do samych drzwi. Zatrzymuję się jeszcze w kawiarni i zamawiam dwadzieścia dużych kaw, w razie czego rozlejemy je do mniejszych kubków. Tak zaopatrzona docieram do firmy.  Chwilę zastanawiam się nad transportem tego zaopatrzenia do chłopaków. Najgorsze, że muszę minąć stały zespół zombie IT, a taka ilość jedzenia może wzbudzić ich zainteresowanie. Zabieram do dołu wózek do kolportażu poczty, macham porozumiewawczo do ochroniarza, który kłania mi się w pas. Przekładam zapasy i umieszczam je w kartonach z logo firmy. Wstukuję kod i wchodzę do IT.
- Dzień dobry- mówię entuzjastycznie. Chłopaki coś mruczą pod nosem i wyciągają ręce do góry, dając znać, że zarejestrowali powitanie. Na większy entuzjazm nie mam co liczyć, co tym razem mnie cieszy. Siedzą gdzieś w głębi, wpatrzeni w monitory. Nagle wydobywa się z nich jakiś głos. Nie wierzę, będą się komunikować, tylko do diabła dlaczego akurat teraz.
- Ale przypiliłaś pani P.O. prezesa, serwer całą noc aż furczał. Nawet dyrektor Stefan całą noc tu siedział. Te nowe roboty, też całą noc klepały, dopiero co ich zwolnił.
Nie wiem czy mam coś na to odpowiedzieć. Mówią jakby do siebie, nie odwracają się nawet w moją stronę. Postanawiam mówić i iść. Umieszczam wózek za szafą serwera, teraz nie powinni go już widzieć.
- Prezesowi zależy na tym, żeby jak najszybciej zamknąć temat, niezależnie od tego czy tu jest, czy go nie ma.
- W końcu to nie on pisze, no nie?- śmieją się parskając. Zastanawiam się, czy w domach czekają na nich jakieś kobiety. Jeśli tak, to czy w domu zachowują się tak samo. Raczej nie zwracają na mnie uwagi, więc wstukuję kolejny kod i znikam z wózkiem w przedsionku, jeszcze jedna klawiatura i jestem w ukrytej twierdzy Stefana. Oczy pracujących kierują się w moją stronę. Na szczęście zza zwaliska elektroniki wyłania się Stefan.
- Monika!- rusza w moją stronę, chwyta mnie w objęcia i wykonuje szybki obrót, unosząc mnie do góry- zadziałało, wiesz!- jest przeszczęśliwy, szczerzy zęby w uśmiechu- a to?- wskazuje na wózek.
- Pomyślałam, że pewnie jesteście wykończeni po całej nocy, a nie wiedziałam ile osób będzie na śniadaniu.
- Jej dzięki, wprawdzie coś tam przekąsiliśmy, ale kawa i drożdżówki na deser na pewno się przydadzą- dopiero teraz dostrzegam w rogu stół zastawiony przeróżnymi kanapkami. Chyba się wygłupiłam sądząc, że nie zapewnili sobie wszystkiego, co potrzebne do nocnej pracy.
- Gdzie Jurek?- pytam zakłopotana.
- Na pokojach, bierze prysznic.
- Aha. To mówisz, że zadziałało?- zagajam rozmowę.
- Z grubsza tak, właśnie odczytujemy co było tam zapisane, bo oczywiście jak poszedł pierwszy prąd wszystko szlag trafił.
- To się da jeszcze odczytać?
- Dzięki Jurkowi, tak- mówi z uznaniem- przerwa na kawę!- klaszcze w dłonie i zwraca się głośniej do reszty. Do wózka podchodzi kilku facetów. Zabierają to co się na nim znajduje. Po chwili kawa zostaje przelana do termosów, a drożdżówki lądują na stole. Bez słowa. Muszę przyznać, że są nieźle zorganizowani.
- Mogę?- wskazuję w kierunku pokoju Stefana.
- Jasne, idź- kiedy to mówi, z korytarzyka prowadzącego do jego pokoju wyłania się piękna, wysportowana blondynka. Ma jeszcze mokre włosy. Nie jest umalowana i chyba w żadnym makijażu nie wyglądałaby lepiej. Wyrzeźbione ramiona oplata kusy top, na dole, jak większość znajdujących się tu facetów ma bojówki, na krągłych piersiach błyszczą nieśmiertelniki. Trochę nagle zabrakło mi tchu, jest na prawdę zjawiskowa, a co najważniejsze, wyszła z pokoju, w którym jest Jurek, a mokre włosy zdradzają, że pewnie też brała prysznic.
- Ty pewnie jesteś Monika, dobra robota z tym EPROMem, super cię poznać- wyciąga do mnie rękę, moja automatycznie też unosi się do góry, ale komicznie powoli, moje usta chyba są rozchylone ze zdziwienia, przełykam ślinę. Tabun myśli przebiega przez moją głowę. Ta bogini była tu z nimi całą noc, a teraz jeszcze brała prysznic z Jurkiem. A ja głupia tłukę się tu z bułeczkami i kawusią. Chcę wiać jak najdalej- Kaśka, miło mi.
- Cześć- odpowiadam niemrawo.
- Monika!- z korytarzyka wyłania się teraz Jurek, podchodzi do nas, staje obok mnie, obejmuje mnie jedną ręką w talii i całuje mocno w policzek- poznałaś już Kaśkę- Kogucik, jak on może być tak spokojny??!!
- Tak- odpowiada za nas Kaśka- właśnie gratuluję jej pomysłu z EPROMem- zwraca się do mnie i mówi niby szeptem- pojęcia nie mam po co im to, ale byli bardzo szczęśliwi od kiedy Jurek go wczoraj przywiózł-Stefan, Jurek i Kaśka wybuchają śmiechem. Nie widać po nich zmęczenia całonocną pracą, natomiast mnie obecność tej kobiety nadal mocno stresuje. ZAZDROŚĆ??!! Stefan chyba dostrzega moją konsternację i postanawia przybliżyć mi kim jest Kaśka.
- Kasia jest naszym szefem ochrony, normalnie dalibyśmy sobie radę sami, ale resort nalegał na zwiększenie środków bezpieczeństwa i dosłał nam kilku ludzi.
- Miło było poznać- mówię wreszcie, gdy jestem w stanie coś powiedzieć- muszę lecieć na górę, obowiązki czekają.
- Jasne służba nie drużba- odpowiada Kaśka- jeszcze będzie okazja pogadać.
- Odprowadzę cię- mówi Jurek
- Nie trzeba- mówię chłodno.
- Daj spokój, chcę chociaż chwilę z tobą pobyć...
- Jeszcze raz dziękuję- Stefan bierze mnie za obie ręce i zwraca ku sobie, patrzy mi głęboko w oczy- uratowałaś nam życie, jesteśmy tak zafiksowani, że nie pomyśleliśmy nawet o kolekcjonerach- bardzo, bardzo ci dziękuję. Jurek obejmuje mnie ramieniem i odchodzimy w kierunku drzwi.
- A to co?- pyta wskazując na wózek.
- Monika przywiozła ci bułeczki na śniadanko- odpowiada Stefan.
Dostaję przy wszystkich soczystego buziaka. Jurek podchodzi do stołu, nalewa kawę do dwóch kubków i zabiera dwie drożdżówki. Wychodzimy z IT. Jurek zaciąga mnie do kuchni na dole. Stawia na stole kawę i bułki, zdejmuje mi z ramienia torbę i powoli odstawia ją na krzesło. Już chce mnie objąć i pocałować, widzę namiętność w jego oczach. Ja też od wczorajszego wieczora i nocy z Greyem nie myślę o niczym innym, ale teraz przed oczami mam Kaśkę z mokrą głową. Odwracam głowę.
- To może najpierw opowiesz mi coś o Kasi- syczę.
- O Kasi?- wprawiam go w osłupienie- mamy dla siebie chwilę, a ty chcesz rozmawiać o Kaśce?
- Dobrze się znacie?
- Średnio, w życiu Stefana pojawia się i znika. To taki dziwny związek, ale jaki ma być przy ich pracy, no i chyba im to odpowiada...
- Stefana??- teraz to ja przywieram do niego całym ciałem i namiętnie całuję, ale byłam głupia, mam nadzieję, że nie zauważył. Mimo wszystko, miło było być jedyną kobietą w tym teamie.
- Nawet on nie jest w stanie długo wytrzymać bez kobiety...- mówi, gdy nasz pocałunek dobiega końca.
 - I to całkiem niezłej...
 - Niezłej? Kaśka jest jak facet, nie przesadzaj...
- No coś ty? Jest wspaniała, taka wysportowana, naturalna, piękna...
- Ty jesteś piękna- lądujemy na ścianie w żelaznym uścisku. Jurek wyciąga rękę i zamyka na klucz kuchenne drzwi. Po chwili ląduję pupą na stole, a on przyciska mnie do blatu całym sobą.
- Nie jesteś zmęczony?- śmieję się w głos, gdy on całuje moją szyję.
- Nie…- mruczy przesuwając usta po moim ciele w kierunku piersi, rozsuwa poły mojej bluzki i całymi dłońmi obejmuje moje piersi. Obejmuję go nogami i wiję się pod nim. Podniecenie rozlewa się po całym moim ciele- pięknie ci w tych spodniach, ale teraz nie są nam potrzebne- mówi zdejmując ze mnie spodnie i majteczki, pieści przy tym moje pośladki i uda- pończochy zostawimy, uwielbiam je- kładzie się z powrotem na mnie i przyciska mnie swoim ciężarem.
- Proszę wejdź we mnie, proszę- szepczę mu do ucha. Uśmiecha się do mnie. Unosi się nade mną, podpierając się łokciami. Czuję go tam. Z łatwością odnajduje mokrą szparkę, tak bardzo go pragnę. Wsuwa się we mnie powoli, drażni moje wnętrze. Podkulam nogi, podtrzymuje moje uda, po czym prostuje mi prawą nogę, po kilku pchnięciach moja noga opiera się na jego ramieniu. Nie trwa to długo, dochodzimy bezgłośnie bardzo szybko. Leżymy tak jeszcze chwilę, ciężko dysząc.
- Nie mogę uwierzyć. Zrobiłam to drugi raz w firmie...- odchodzi podniecenie i zaczynam czuć panikę- rusz się, muszę się ubrać.
- Spokojnie, zgubiłaś tylko spodnie.
Patrzę na niego z wyrzutem, ale szybko karcę się w myślach „nie zachowuj się tak jakby ciebie tu nie było”. Jak można tak zgłupieć, przecież ktoś mógł nas słyszeć, ktoś mógł chcieć wejść do kuchni. Pospiesznie nasuwam spodnie, jakoś nie mam odwagi na niego spojrzeć.
- Hej- podchodzi do mnie i palcem wskazującym podpiera moja brodę, unosząc moja twarz ku sobie- nie zrobiliśmy nic złego, jesteśmy dorośli, kochamy się…wiesz ile ludzi w tym samym momencie kocha się w biurze?
Nie żeby mnie to uspokoiło, ale wiem, że Jurek chce dobrze, przynajmniej obchodzi go to, co czuję, rzadki okaz! Podobno. Dziewczyny zawsze narzekają, że facet ich nie rozumie, a ten proszę- jedno spojrzenie i wie co mnie trapi.
Nagle odzywa się jego komórka.
- Już się stęskniłeś Stefan?- odbiera bez wstępów, za chwilę mina mu tężeje, bez słowa się rozłącza- gotowa?- zwraca się do mnie- to dobrze, niestety kawę wypijesz beze mnie, muszę wracać- podaje mi kubek i drożdżówkę, całuje mnie w czubek nosa, wychodzimy na korytarz, kuchenne drzwi zatrzaskują się za nami. Ruch na korytarzu jest coraz gęstszy, ale chyba nikt nie zwrócił na nas uwagi- aha, nie wychodź dziś sama z firmy, jakby co zadzwoń do mnie, albo do Stefana.
- Ale…- próbuje się czegoś dowiedzieć, jego wyraz twarzy nie zradza niczego dobrego.
- Słońce błagam, nie teraz- całuje mnie jeszcze raz- pamiętaj, nie wychodź sama- odchodzi i po chwili wystukuje kod przy drzwiach pieczary IT i znika za nimi, a ja powłócząc nogami kieruję się na górę. Uświadamiam sobie, że w weekend było włamanie do willi, w której rzekomo miał przebywać prezes. Coś mi mówi, że atmosfera się zagęszcza. Nie jestem z tego za bardzo zadowolona. W ostatnim czasie wrażeń miałam aż nad to. Cieszę się, że sprawa odszyfrowania zapisów w teczkach jest na dobrej drodze i mam nadzieję, że to wkrótce uspokoi cała sytuację. Nie bardzo wiem, co dokładnie miałoby to spowodować, ale ewidentnie Stefan i prezes pokładają w tej sprawie największe nadzieje. W zamyśleniu docieram do swojego biurka, bezwiednie uruchamiam komputer i odgryzam spory kawałek drożdżówki. Pierwszy tego dnia łyk nieco zimnej już kawy, wpływa na mnie kojąco. Do roboty, pani PO prezesa.