wtorek, 29 stycznia 2013

XIV

Znowu to czuję. Jeszcze tkwię w tej przestrzeni, gdzie już wiesz, że skończył się sen, ale nie chcesz jeszcze by odszedł. Mimo, to, już wiem, że dzisiejszy dzień będzie wspaniały. Już wiem, że to jest to uczucie, gdy kobieta poznaje fantastycznego faceta i wie, że coś między nimi jest i czeka na to co się wydarzy. Tym razem dotyczy to mnie, a nie bohaterów czytanej właśnie książki. Czyżby to za jej sprawą stało się to wszystko? Czy tak bardzo wpłynęła na mój nastrój, by dostrzec tę budzącą się chemię i na to, że nie zagłuszyłam w sobie uczucia. A może to dlatego, że to właśnie Jurek, a nie ktokolwiek inny? Zaciskam mocno powieki, by przerwać gonitwę myśli. Otwieram oczy. Jak zawsze, leżę na brzuchu. Lewa ręka jest gdzieś pode mną, a prawa spoczywa na poduszce, tuż przy mojej głowie. Ale dziś nie jest sama, okrywa ja dłoń Jurka, leżącego w takiej pozycji jak ja i wpatrującego się we mnie. Gdy widzi, że moje powieki są uchylona na tyle, by go zobaczyć, uśmiecha się szeroko i mówi:
-Dzień dobry Maleńka. 
-Hej- odpowiadam i wpatrujemy się w siebie nieruchomo. Po chwili uświadamiam sobie, że jest już poniedziałek. Chyba dostrzega moją konsternację bo mówi uspokajająco: 
- Spokojnie, dopiero 6:00- a ja nie mogę dłużej być tak daleko od niego i przesuwam się tak by przywrzeć do niego całym ciałem. Nie wiem jak mogłam budzić się kiedykolwiek bez niego.
Leżymy tak chwilę, po czym decydujemy się jednak wyjść z łóżka. Jurek znika na chwilę. Przynosi sobie z samochodu przygotowany wczoraj garnitur. Zwyczajnie, jakbyśmy robili to codziennie, szykujemy się do wyjścia do pracy. Pijemy kawę, ja zawiązuje mu krawat, on kilkakrotnie obejmuje mnie w talii, przyciąga do siebie i całuje. Roześmiani opuszczamy mieszkanie i idziemy do samochodu. Docieramy do firmy w doskonałych nastrojach. Dziś oboje idziemy na górę, już za chwilę rozpocznie się kolejne spotkanie prowadzone przez Jurka, a ja będę mogła przez cały ten czas siedzieć w kąciku sali i bezkarnie mu się przyglądać. Gdy docieramy na piętro, rozdzielamy się, ja idę w prawo do swojego biurka, a on w lewo do jednej z sal konferencyjnych. Zdejmuję płaszcz, włączam pospiesznie komputer, rzucam okiem na maile. Nie znajduję w poczcie niczego, co wymagałoby natychmiastowej reakcji, więc biorę notes i również kieruję się do sali konferencyjnej. Drzwi są otwarte, wchodzę. Jurek mnie nie widzi. Stoi wpatrzony w okno i rozmawia przez telefon.
- ...nie zgadzam się. Nie. Jeśli to zrobicie, ja się wycofuję. Albo dowie się wszystkiego ode mnie, albo wcale. Dziś z nią porozmawiam.- jest wyraźnie zdenerwowany. Do tej pory nie widziałam go jeszcze warczącego. Jestem ciekawa co się stało, z kim rozmawia i kim jest owa ona. Gdy kończy rozmowę, rzuca telefon na parapet, sam opiera się o niego i z całej siły kopie w ścianę. Chcąc zwrócić jego uwagę, zamykam głośno drzwi. Nie wie ile słyszałam, nie wie, czy stoję tu od kilku minut, kilkudziesięciu sekund, czy też właśnie weszłam- słyszałaś moją rozmowę?- pyta bez ogródek. Jest szorstki, jego oczy wbijają się w moje. Czuję się nieswojo. Co wydarzyło się przez te kilkanaście minut, od kiedy weszliśmy do biura? 
- Częściowo- mówię i rzucam na stół konferencyjny mój notes- co cię tak zdenerwowało?- pytam nie spuszczając z niego wzroku.
- Przepraszam cię, to nie dotyczy ciebie- rusza w moją stronę, chyba zdał sobie sprawę jakim tonem zadał mi poprzednie pytanie. Kładzie mi dłoń na ramieniu i krzepiąco po nim gładzi- co ja pieprzę, to dotyczy ciebie, ale moje zdenerwowanie nie. Musimy dziś spokojnie porozmawiać, ale nie tutaj, wieczorem, spróbuję ci to jakoś wytłumaczyć.- Nie mam pojęcia o co mu chodzi. Sala zaczyna się wypełniać uczestnikami dzisiejszego spotkania. Wchodzący widzą bijące między nami pioruny i przyglądają nam się zaciekawieni. Jurek to dostrzega i wzbudza jeszcze większą konsternację, biorąc mnie za rękę i wyprowadzając mnie z sali.
- Teraz to dopiero będą mieli o czym mówić- stwierdzam, gdy zamyka drzwi sali.
- Mało mnie to obchodzi, poza tym nie mam nic do ukrycia- stajemy tak, że mam za sobą tylko ścianę, a on zajmuje miejsce na przeciw mnie, bardzo blisko. Jest między nami dziwne napięcie wywołane tym, co wydarzyło się w sali. Jurek ma tę przewagę, że wie co się stało, ja jestem całkowicie zbita z tropu. Bierze mnie za ręce, przymyka oczy i wzdycha.
- Monika, coś się wydarzyło, muszę z tobą porozmawiać, to bardzo ważne- dwa ostatnie słowa mocno akcentuje- ale musimy mieć spokój i czas na tę rozmowę, dlatego chciałbym cię prosić o dzisiejszy wieczór. Jeszcze jeden.
Przebiega mnie dreszcz. Jak to jeden? Przecież wyobrażałam sobie, że już każdy będzie z nim.
- Dobrze- zgadzam się cicho- porozmawiamy wieczorem.
- Jak zwykle mnie nie zawodzisz- całuje mnie w czoło- dziękuję ci za to.
Chce mi się wrzeszczeć, chcę zażądać od niego, by natychmiast powiedział mi co jest grane, ale takie zachowanie zrobiło się całkiem nie w moim stylu. O dziwo, jestem spokojna i wiem, że spokojnie zaczekam do wieczora, przynajmniej zewnętrznie. Wiem, że będę myślała o tym w każdej minucie dzisiejszego dnia, ale zaczekam.
- Chodźmy- stara się być znowu wesoły- czeka na nas cała sala ludzi- otwiera drzwi i zaprasza mnie do środka. Od razu idę na swoje miejsce, a Jurek zajmuje swoje przy białej tablicy. Zdejmuje marynarkę i podwija rękawy koszuli, mówiąc:
- Witam wszystkich, mam nadzieję, że weekend minął wam dobrze- patrzy przez chwilę na mnie- zaczynajmy.
Bardzo angażuję się w przebieg spotkania. Staram się podejść do tego zadaniowo. Odsuwa to myśli o Jurku i o tym co zamierza mi dziś powiedzieć, o tym co wydarzyło się w sali, o tym z kim rozmawiał i kogo dotyczyła ta rozmowa. Teraz mam wrażenie, że mnie, ale z kim mógł o mnie rozmawiać. Jedyne nasze wspólne pole to praca, czy tego będzie dotyczyła nasza rozmowa. Może jednak uważa, że nie nadaję się do stworzenia raportu procesowego. Odganiam od siebie niepotrzebne myśli i znów skupiam się na słuchaniu, tym razem wymiany zdań między uczestnikami spotkania. To ważne by uchwycić z tej plątaniny rzucanych luźno zdań ostateczną konkluzję. Prezesa dziś nie ma, mogę poświęcić czas tylko temu. Siedzimy na zebraniu do późna. Nie wyszliśmy nawet na obiad. Zamówiliśmy pizzę i jedliśmy omawiając kolejne kwestie.
Spotkanie dobiega końca. Uczestnicy gawędzą między sobą i zbierają się do wyjścia.
- Gotowa- pyta.
- Ułożę tylko notatki- podnoszę w górę stos kartek- zanim mi się pomieszają i możemy iść.- ruszam do swojego biurka, rozkładam kartki. Wszystko ułożyło mi się już w głowie, mam nadzieje, że nic mi nie umknie. Wolałabym usiąść i spisać to wszystko teraz, ale zabrało by mi to kilka godzin, a czeka mnie jeszcze rozmowa z Jurkiem, która jak czuję przez skórę, nie będzie łatwa.
Wychodzimy razem, mijając innych opuszczających firmę. Wielu z nich gratuluje Jurkowi zorganizowania tego spotkania. Chyba obudził w nich zapał do dokonania zmian. Ja również jestem pod wrażeniem. Jest bardzo skoncentrowany i rzeczowy. Potrafi doskonale przekazać innym swoje myśli. Raczej nie miał zbyt wiele czasu, by przygotować się do tego spotkania, a całość poszła sprawnie i spójnie. Błyskawicznie też oceniał i wplatał w całość pomysły innych. Nie ma w nim za grosz zarozumialstwa, zna swoją wartość, a jednocześnie jest otwarty i pełen szacunku dla pomysłów innych ludzi. Jak widać, szybko zjednał sobie zazwyczaj krnąbrnych handlowców.
Gdy jesteśmy na zewnątrz, przypominam sobie, że mój samochód stoi tu od piątku.
- Jedźmy oddzielnie, chcę przegonić wóz- mówię krótko.
- Ale nasza rozmowa aktualna?- pyta zaniepokojony.
- Jak najbardziej, bardzo jestem ciekawa co chcesz mi powiedzieć- teraz to ja jestem rzeczowa.
- Nie wyglądasz, cały dzień nie dałaś nic po sobie poznać- mówi to, a ja czuję w jego spojrzeniu coś niezwykłego, czyżby mówił to z podziwem- to bardzo dobrze.
Zadziwiam go jeszcze bardziej i nie dopytuję dlaczego to dobrze, zamiast tego pytam:
- Dokąd jedziemy?
- Chyba do ciebie. Nie wiem jak potoczy się nasza rozmowa, a chcę żebyś była na swoim terenie i czuła się pewnie. Zawsze będziesz mnie mogła wyrzucić za drzwi- na próżno szukam w tych słowach ironii, jest poważny.
- Zatem do zobaczenia u mnie- rzucam przez ramię i za chwilę wsiadam do swojego auta.
Nie oszczędzam go. Zimny silnik jest nieco leniwy, ale nie chcę myśleć o niczym innym niż jazda, więc wpycham pedał gazu w podłogę. Muszę nieco zwolnić na Wilanowskiej, jak zwykle ruch zagęszcza się przy Puławskiej. Parę świateł spędzam też w korku tuż przed moim domem. Parkuję. Nie widzę auta Jurka, idę więc na górę. Gdy zamykam za sobą drzwi, wracają wspomnienia wczorajszej nocy. Najbardziej teraz nie chcę, by okazało się, że poprzednia noc była naszą ostatnią. Chwilę za mną dociera na górę Jurek. Ma ze sobą jakieś jedzenie w pojemnikach na wynos i butelkę białego wina.
- Wziąłem jakąś pastę z tej włoskiej knajpki, mam nadzieję, że będzie ci smakować...
- Nie przełknę nic dopóki mi nie powiesz, co stało się dziś rano w firmie.
- OK- siadamy na kanapie- należą ci się wyjaśnienia.

piątek, 25 stycznia 2013

XXIII

Siedzimy tak chwilę. Wtulam twarz w jego bark. Obejmuję go mocno. Czuję, że tak samo mocno obejmuję go na dole nogami. Jeszcze jest mi dobrze, ale już czuję nadchodzące zażenowanie. Jak ja teraz spojrzę mu w oczy? Jurek całuje mnie w ramię. Ociera się głową o moje ucho. Próbuje mnie od siebie odkleić, ale trzymam się mocno.
- Hej, dobrze ci?- pyta cicho.
- Mhm- odpowiadam elokwentnie.
- Pozwolisz mi na siebie spojrzeć?- pyta.
- Niekoniecznie- odpowiadam i zaciskam powieki.
- Hej- mówi znowu- wszystko dobrze?
I co ja mam mu powiedzieć? Przecież mnie wyśmieje. Najpierw ujeżdżam go jak dzika kotka, a potem się tego wstydzę. Zamiast mówić, jeszcze mocniej do niego przywieram i zdaję sobie sprawę, że ciągle jest we mnie. W tej chwili ogarnia mnie uczucie niezwykłej bliskości, więc decyduję się na niego spojrzeć.
- Pięknie wyglądasz zaraz po- mówi i całuje mnie głaszcząc mi plecy, o nic nie pyta. Unosi mnie lekko, by móc się ze mnie wyślizgnąć i znów mnie przytula. Niechętnie schodzę mu z kolan i opadam na łóżko, a on idzie wyrzucić gumkę. Gdy odwraca się do mnie plecami, zauważam długą szramę biegnącą wzdłuż kręgosłupa od pośladków do połowy pleców, zakręcającą w lewo w kierunku łopatki i dalej biegnącą aż do pachy.
- Co ci się stało?- pytam bez zastanowienia. Nie odwracając się do mnie, zatrzymuje się na chwilę w drzwiach pokoju i rzuca:
- Miałem wypadek- i rusza dalej. Zagląda do łazienki, chyba urywa kawałek papieru, a potem słyszę jak idzie w głąb mieszkania. Z głośników rozlegają się regge bity i za chwilę słychać głos Bednarka, śpiewającego „I”. Leżę na łóżku i czekam, aż wróci. Przypomina mi się jak pan Stefan wspominał coś o jakimś wypadku w Norwegii, chyba właśnie o to chodzi. Czy tym razem powie mi coś więcej? Czy powinnam dopytywać?
Jurek wraca z kuchni z butelką wody i dwiema szklankami. Jest cały czas nagi.
- Spragniona?- pyta unosząc szklanki.
I to jeszcze jak!- myślę, ale chyba chcę bardziej jego niż wody. Najchętniej rzuciłabym się na niego znowu, ale jak to zrobić, jak spowodować, by mnie zapragnął i przeszedł znowu do rzeczy.
- Poproszę- mówię i leniwie unoszę się podpierając się na dłoni. Też wciąż jestem naga. Włosy spływają mi na ramiona i piersi. Leżę-siedzę na boku, podpierając się ręką. Czuję się zmysłowo. Tym razem nie chowam wzroku. Chcę więcej i chcę by o tym wiedział. Patrzę na niego, ale on nie nalewa wody do szklanek tylko wpatruje się we mnie.
- Piękny widok- uśmiecha się i odstawia szklanki i butelkę na podłogę. Sięga po swoje spodnie, leżące nadal gdzieś koło łóżka i wyciąga koleją prezerwatywę. Od razu ją zakłada i bez ceregieli wdrapuje się na łóżko obok mnie. Całuje mnie niezbyt mocno i popycha tak, bym ułożyła się na plecach. Prawie mnie nie dotyka. Szybko znajduje się między moimi nogami. Ja też go nie dotykam. Trzymam ręce nad głową. Mój nastrój potęguje Going Under Evanescence. Wchodzi we mnie gwałtownie, raz za razem powoli i mocno. Stykamy się ciałami tylko tam na dole. Widzę go całego, a on mnie. Patrzymy na siebie.  Nie trwa to zbyt długo i znowu wybucham, wyginam się w łuk i głośno krzyczę. On łapie mnie za pośladki i jeszcze mocniej do siebie przyciąga, pomagam mu w tym i on też dochodzi. Zamyka oczy i odgina głowę do tyłu. Żyłki prężą się na jego szyi. Chcę go tam ugryźć, ale nie mam siły się unieść. Wychodzi ze mnie, zrzuca prezerwatywę na podłogę i ląduje na mnie. Całuje mnie namiętnie, głęboko oddychając i kładzie głowę na moich piersiach. Otulam go ramionami. Leżymy tak przez chwilę, a ja znowu patrzę na jego bliznę. Gładzę go po niej, a  on nie odrywając się ode mnie zaczyna mówić:
- To się stało w Norwegii. Na platformie.
- Na platformie?- dopytuję, nie bardzo rozumiejąc.
- Pamiętasz, opowiadałem ci, pracowałem dla koncernu naftowego. Byłem w grupie tworzącej systemy bezpieczeństwa dla platform. W końcowej fazie, któryś z nas musiał jechać na platformę na instalację tego wszystkiego i testy. Akurat tak się złożyło, że ten wyjazd był mi bardzo na rękę. Potrzebowałem dystansu. No i pojechałem. Po trzech miesiącach w czasie testów coś poszło nie tak i wyleciałem w powietrze.- Przerywa i kładzie się na plecach obok mnie. Zakrywa oczy przedramieniem i zaczyna mówić dalej- podmuch zwiał mnie z platformy i razem z żelastwem spadłem do wody. Niewiele z tego pamiętam. Resztę opowiedzieli mi inni. Tylko ja byłem po zewnętrznej stronie, przy czujkach, cała reszta stała dalej ode mnie. Jeden z nich, prawie natychmiast skoczył za mną do wody. To był Kompas. Znalazł mnie i wywlókł na powierzchnię. Gdyby nie on..- zamilkł i odchrząknął. Zacisnął usta. Położyłam mu dłoń na klatce piersiowej. Nie chciałam spłoszyć jego opowieści. Słuchanie tego było dość bolesne, ale chciałam wiedzieć o nim wszystko. Odsłonił twarz i położył swoją dłoń na mojej. Spojrzał mi w oczy. – Gdyby nie on- zaczął znowu- nie leżałbym tu z tobą. Podniósł moją dłoń ze swojej klaty i ucałował jej wnętrze. Przez ciało przeszedł mi przyjemny dreszcz, no nie! Znowu! Okazuje się, że nie znałam sama siebie pod tym względem. Chciałam go jeszcze raz? Moje wewnętrzne dywagacje przerwał mój żołądek i zabulgotał głośno.
- Ocho! Ktoś jest głodny- uśmiechnął się pogodnie- masz w domu coś do jedzenia, czy wychodzimy.
- Żartujesz?- pytam drwiąco- wracam od rodziców, pół mojej walizki to specjały mamy. Zakładam pośpiesznie bieliznę i mój przyduży shirt. Na razie to wystarczy, jestem bardzo rozgrzana po naszych igraszkach. Jurek w tym czasie wciąga na siebie spodnie. Nie zamierza zakładać koszulki, co bardzo mi odpowiada i ruszamy do kuchni, zabierając z walizki plastikowe pudełka z jedzeniem przygotowanym przez mamę. Z głośników leci właśnie Sex on fire- Kings of Leon, kawałek, którego słuchała Ana w samochodzie Christiana. Poruszamy się tanecznie z kuchni do salonu, z salonu do kuchni, szykując ucztę. Wygłupiamy się, ale w którymś momencie tracę kontrolę i zaczynam się wić w tańcu jak oszalała. Po chwili dostrzegam, że mi się przygląda. Zatrzymuję się i robię zawstydzoną minę. Podchodzi do mnie kocim ruchem i jedną ręką obejmuje mnie mocno w talii. Przysuwa mnie mocno do siebie i zaczyna się rytmicznie poruszać, jego druga ręka nadal znajduje się wzdłuż jego ciała.
- Uwielbiam na ciebie patrzeć- mówi.
- Z wzajemnością, poza tym robię przy tobie dziwne rzeczy- zaskakując sama siebie, mówię to odważnie i patrzę mu w oczy. Jeszcze chwila i zaraz się na niego rzucę.
- Za chwilę zrobimy to jeszcze raz, ale najpierw zjemy, nie chcę żebyś mi tu zemdlała- mówi czytając mi chyba w myślach. Wolną ręką przyciąga moją głowę i całuje mnie w czoło, a ja go w brodę. Odprowadza mnie do stołu i odstawia krzesło, zapraszając mnie gestem bym usiadła. Siadam więc, a on oddala się do kuchni.
- Co pani pije? Może herbata?
- Poproszę- czy świat mógłby być piękniejszy? Jestem tu z boskim facetem, który paraduje z gołą klatą, całkiem niezłą, w mojej kuchni i robi mi herbatę. Zapomniałam dodać, że jesteśmy po najlepszym seksie w moim życiu. Nie mam może zbyt wielkiego porównania, ale było mi wspaniale. Nakładam sobie na talerz wszystkiego po trochu, mamy tu śledzika, pasztet, sałatkę jarzynową, pieczone mięso, faszerowane jajka i rybę po grecku, do tego wiejski chlebek i masło. Zabieram się za pałaszowanie, a Jurek zasiada za stołem i nalewa nam herbatę do dużych kubków.
- Jednak się nie pomyliłem- zauważa.
- W temacie?- pytam wkładając do ust niemożliwie wielką porcję sałatki.
- Jesz z taką pasją i to się przekłada na seks. Byłaś dziś taka namiętna.- Czuję się mile połechtana, ale prostuję się na krześle i staram się jeść delikatniej- nie no nie, błagam, niczego nie zmieniaj. To jest bardzo zmysłowe. Większość kobiet dziubie tylko talerz widelcem i udaje, że właściwie nic nie je.
- Po co?- wypalam bez namysłu.
- Nie wiem, to ty tu jesteś kobietą- odbija piłeczkę.
- Ode mnie się tego nie dowiesz, uwielbiam jeść. A skąd tyle wiesz o większości kobiet?- pytam zadziornie. Na prawdę jestem ciekawa, jak wiele ich było. Tylko która odpowiedź jest lepsza- dużo czy mało?
- Spotkałem w życiu kilka, mm pyszna ta sałatka...
- Pyszna, pyszna, to znaczy ile? W ilu byłeś związkach?
- Na prawdę chcesz o tym rozmawiać?- pyta pobłażliwie.
- Chyba tak- przekonuję sama siebie, gdzieś tam już czuję się zazdrosna o każdą, która widziała go w takiej samej sytuacji, jak ja teraz.
- Jeśli chodzi o związki, to na dziś mogę powiedzieć z pewnością, że nie byłem jeszcze w żadnym.
- Ciekawa odpowiedź, a wcześniej myślałeś, że jesteś?
- Dokładnie.
- No to w ilu myślałeś, że jesteś?
- W jednym...
- Byłeś do tej pory tylko z jedną kobietą? Nie wierzę...
- W jakim sensie „byłeś”?- znów odbija piłeczkę, czuję się jakbyśmy grali w ping ponga.
- W każdym, chodzi mi o bycie razem, życie, spędzanie każdego dnia, wakacji, seks, wspólne zmaganie się z życiem, o to wszystko co sprowadza się do bycia razem- mówię z pasją, jednym tchem.
- W takim sensie nie byłem w żadnym związku.- jego odpowiedź jest znowu zbyt krótka dla mnie. Teraz to już chcę wiedzieć wszystko.
- Panie Jurku- podpieram brodę dłonią- teraz to już chcę wiedzieć wszystko. Pana pierwszy raz?
- Wszystko? Jesteś tego pewna? Czy nie jest ważniejsze to, co dzieje się teraz?- zastanawiam się czy wymiguje się od odpowiedzi, czy jest po prostu szczery. Może to faktycznie nie ma aż takiego znaczenia? Nie, nie, nie. Dla mnie ma.
- To co dzieje się teraz jest dla mnie bardzo ważne. Ale to co wydarzyło się w twoim życiu wcześniej stworzyło cię tym kim jesteś teraz, a taki jaki jesteś teraz bardzo mi się podobasz. Czy moje uzasadnienie jest dla ciebie wystarczające i wreszcie mi coś o sobie opowiesz?- bierzemy kubki z herbatą i przenosimy się na kanapę. Zwijam nogi pod siebie, bo trochę zmarzły mi stopy, za nic nie pójdę po skarpetki, bo znowu zdąży się rozmyślić i nic mi nie powie.
- Zasługujesz na odpowiedź. Boję się tylko twojej reakcji- upija łyk herbaty i patrzy ponad kubkiem w moje oczy. Kręcę dłonią, dając mu znak, by mówił dalej.- widziałaś moje zdjęcia. Byłem mało przebojowym nastolatkiem. W liceum nie miałem żadnej dziewczyny. W ramach jakiejś wymiany „młodych, zdolnych” pojechałem na dwa tygodnie do Stanów. To było w klasie maturalnej. Okazało się, że dla dziewczyn biorących udział w tych warsztatach nie byłem taki nieciekawy. Tutaj nie znałem takich dziewczyn. Tamte zajmowały się programowaniem jak ja, niestety wyglądały też jak ja, ale miały przy tym swobodę nawiązywania relacji- słowo „relacji” bierze rękami w cudzysłów- i przekazywały sobie mnie z rąk do rąk, ku mojej uciesze. Nie musiałem się starać. Imponowałem im swoimi umiejętnościami. Były zdziwione, że człowiek z Polski, gdziekolwiek to jest, może osiągnąć ich poziom. To im wystarczało, bym był dla nich atrakcyjny. Dowartościowało mnie to, kiedy wróciłem, mierzyłem się już trochę inną miarą. Spokojnie dotrwałem do matury. Chciałem wyjechać na studia za granicę, ale w domu nie było na to kasy. Okazało się, że na studiach w Polsce jest sporo okazji do wyjazdów, trzeba się tylko pokręcić. Brałem wszystko. Konkursy, wymiany, stypendia. Tutaj byłem kujonem, tam młodym, zdolnym. Jako młody, zdolny tam nie musiałem starać się o względy kobiet. Na tle naukowego środowiska okazałem się być dla nich nawet- szukał słowa- atrakcyjny. Ale z żadną nie byłem więcej niż raz. Rzadko też spotykałem je potem. Z resztą rzadko wracałem w to samo miejsce. Dopiero w Norwegii zostałem na dłużej. Nie jesteś zszokowana?- wpatruje się we mnie, a ja intensywnie myślę. O dziwo pasuje mi ta odpowiedź. Wydaje się, że traktował seks mało emocjonalnie, one też, nikogo nie ranił, chyba ciężej byłoby mi usłyszeć, że był z kimś w kilkuletnim związku.
- Nie, nie jestem- odpowiadam spokojnie- ale co było potem w Norwegii?
- Jak opowiem ci wszystko w jeden wieczór, to o czym będziemy mówić później.
- Nie znam cię zbyt dobrze, ale wydaje mi się, że miałbyś mi co opowiadać o sobie przez milion wieczorów. Jesteś bardzo interesujący, wiesz o tym?
- Tak mówią- mówi zarozumiale i ląduje między moimi nogami, a ja piszczę wylewając na siebie resztki herbaty.

środa, 23 stycznia 2013

XXII

Budzi mnie dźwięk strażackiej syreny. Próbuję go zlokalizować. To najprawdopodobniej jedna z zabawek Misia, bo za chwilę dźwięk zmienia się w elektroniczną melodyjkę z ulubionej kreskówki naszego bąbla.
Leniwie się przeciągam. Jest już jasno. Zajmuję najmniejszy pokoik na samym strychu. Ciaśniutko tu, ale bardzo przytulnie. Mam tu rozkładany fotel, który nocą jest moim łóżkiem, małą szafę na nóżkach i okrągły stolik. W kącie stoi wysoka lampa. Wszystko jest białe i rustykalne. Trochę to nie w moim stylu, ale do tego miejsca i do tego domu pasuje znakomicie. Jestem w ciepłej piżamie, zarzucam na siebie jeszcze długi rozpinany sweter, który zawsze tu na mnie czeka, na nogi wciągam grube skarpety i zbiegam na dół. Mam krząta się w kuchni, tata z Martą oglądają coś telewizji, Janusz bawi się z Michałkiem. Zaraz za mną na dół schodzi Mikołaj.
- No są nasze dwa śpiochy- mama jest roześmiana od ucha do ucha. Lubi nas mieć wszystkich razem w jednym miejscu. Na stole czekają już smaki z dzieciństwa: świeże bułeczki, masło, kakao, wędlina, sałata i jajka na miękko. Rozrzewnia mnie ten widok, a do tego cały czas myślę o nim. Uciekam jeszcze na moment do łazienki. Przemywam twarz zimną wodą. Związuję włosy w ogon. Biorę kilka głębokich wdechów i dołączam do rodziny. Jakoś udaje mi się nie zdradzić przez cały poranek. Jemy pyszne śniadanie i ustalamy co dziś będziemy robić. Obowiązkowo spacer po okolicy i wycieczka do Kętrzyna. Pomożemy rodzicom zrobić większe zakupy. Umawiamy się, że wieczorem zagramy w Monopol, jak tylko Misio pójdzie spać.
Realizujemy nasz plan po kolei, a ja aktywnie uczestniczę we wszystkim, co pozwala mi nie myśleć o Jurku. Wreszcie około południa odzywa się telefon.
- Cześć- mówię odbierając.
- Cześć kotek. Co porabiasz? Nie przeszkadzam?- mówi przepraszającym tonem. Wydaje się być zmęczony.
- Nic szczególnego. Jesteśmy na targu w Kętrzynie. Dziwnie brzmisz.
- Dziwnie?
- Wydajesz się, bo ja wiem? Zmęczony?- zgaduję.
- To fakt, popiliśmy wczoraj trochę z Kompasem, wiesz na te jego smutki...
- Mężczyźni i ich zabawy, co?- mówię drwiąco, ale pogodnie, bardzo się cieszę, że zadzwonił.
- Byliśmy bardzo grzeczni, przyrzekam- wchodzi w rolę tłumaczącego się faceta bezbłędnie.
- A co planujecie dziś?
- Mamy kilka spotkań z ludźmi z agencji nieruchomości. Porobimy jeszcze zdjęcia i poumieszczamy ogłoszenia w necie. No i pewnie się poszwędamy trochę po Gdańsku. A Ty?
- Nic szczególnego, sielanka na łonie rodziny. Bardzo to krzepiące. Ładuję baterie.
- To dobrze, jestem spokojniejszy. Mam nadzieję, że nie masz tam jakiś męskich znajomych, czy byłych chłopaków?- droczy się, ale wyczuwam, że na prawdę chce to wiedzieć.
- Ktoś by się znalazł, ale nie mam zaplanowanych żadnych schadzek.- prawda jest taka, że nikogo znajomego nie spotkałam. Swoją drogą muszę wypytać mamę co u tutejszej kawalerki.
- Proszę być grzeczną- mówi to w taki sposób, że przechodzi mnie przyjemny dreszcz. Teraz jestem pewna, że między nami wszystko w porządku- Chciałbym cię już zobaczyć- prawie mruczy.
- Ja też- mówię krótko. W tej chwili jest mi wszystko jedno na jakich zasadach mielibyśmy być razem, chcę tylko być blisko niego i tylko to się dla mnie liczy.
- To cześć Mała, może uda nam się spotkać jutro wieczorem. O której planujecie powrót?
- Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale myślę, że Marta będzie chciała położyć Misia jak zwykle około 20:00.
- Misia??- wtrąca.
- Mojego siostrzeńca- tłumaczę- więc do 20:00 powinnam być w domu, przyjdź, słyszysz?- przejumujący dźwięk wydobywa się z mojego gardła- Przyjdź, o której byś nie wrócił...
- Będę, czekaj na mnie. Cześć.- rozłączamy się i już wiem jak minie mi ten czas do jutrzejszego powrotu. Będę czekać. Całą sobą. Nadal tęsknie, ale po naszej rozmowie moja tęsknota nie jest taka smutna. Zamieniła się bardziej w wyczekiwanie.
Na szczęście rodzina angażuje mnie w różne aktywności. Pilnuję się, by nie popadać w zadumę, musiałabym wtedy tłumaczyć się z moich myśli. Rodziców i Martę nie tak łatwo zbyć, ale gdy żegnamy się w niedzielne popołudnie, to nikt inny a właśnie Mikołaj bierze mnie mocno w objęcia i mówi do ucha:
-Mam nadzieję, że fajny z niego gość- no proszę mój mały braciszek, nie doceniałam jego przenikliwości.
Droga, choć od lat jest taka sama, dłuży mi się niemiłosiernie. W uszach wciąż brzmią mi jego ostatnie słowa „czekaj na mnie”. Na szczęście Marta z Januszem zdecydowali się jechać zaraz po obiedzie. Powinniśmy być w domu przed 18:00. Misio zasnął, więc jedziemy bez przystanków. Gdy docieramy pod mój dom pytam wyjmując walizkę:
- Może wejdziecie na deser, zaraz kupię coś słodkiego, napijemy się kawy.
- Biegnij na górę, nie każ mu czekać- przerywa mi Marta.
Moja mina wyraża wielki znak zapytania, ona wie, wszyscy przez cały czas wiedzieli, że myślałam tylko o Jurku. Lekko się czerwienię.
- Biegnij, biegnij- powtarza- i dzwoń, chcę wiedzieć co się u ciebie dzieje.
Janusz jak zwykle, tylko się uśmiecha, ale jego twarz wyraża życzenie powodzenia. Uśmiecham się do nich. Kto zna mnie lepiej niż oni?
Wspinam się z walizką na górę. W głębi duszy chciałabym zobaczyć go teraz, siedzącego pod moimi drzwiami. Niestety, gdy do nich docieram, nie ma śladu Jurka. Może aż tak mu się do mnie nie spieszy? Karcę się w myślach. Sama mówiłam mu przecież, że będę pewnie koło 20:00. Mam zatem dwie godziny tylko dla siebie. Włączam muzykę, wybieram Jasona Mraz i zaczynam się lekko poruszać w takt „The freedom song”. Tańcząc rozbieram się rozrzucając wszędzie ubrania. Biorę prysznic. Zmywam twarz i robię staranny makijaż. Ubieram się w oversizowy shirt w chabrowym kolorze. Oprócz niego mam na sobie tylko bieliznę, również w chabrowym kolorze. Zastanawiam się, które spodnie naciągnąć na nogi, gdy słyszę pukanie do drzwi. Z biciem serca zaglądam przez wizjer, a tam stoi on. Otwieram powoli drzwi. Nie przekracza jednak progu. Stoi tak przed moimi drzwiami i wpatruje się we mnie. Wygląda bardzo męsko. Ma na sobie czarne bojówki, trekingowe buty i krótką kurtkę ze ściągaczem w pasie. Ubranie doskonale podkreśla jego proporcje. Jego króciutkie blond włosy mienią się kropelkami deszczu. Jego twarz jest zmęczona,wygląda jakby nie spał przez te dwa dni. Na mój widok jednak się rozluźnia, a bruzda na jego czole prawie się wygładza. Wchodzi wreszcie kocim ruchem do środka. Zamykam za nim drzwi i gdy znowu na niego spoglądam, bierze mnie w ramiona. Mocno obejmuje mnie w talii i przyciąga mocno do siebie, a jego druga ręka wędruje na mój kark. Przyciska mnie mocno do swoich ust. Jego język wdziera się do moich ust bez pytania mnie o zgodę, a ja bez protestu ulegam. Wplatam dłonie w jego mokre włosy. Na chwilę odrywa usta od moich i patrzy mi głęboko w oczy. Przywiera swoim czołem do mojego i zamyka oczy. Trzyma moją twarz w swoich dłoniach i ciężko oddycha. Chcę na niego spojrzeć, chcę wyczytać z jego twarzy wszystko to, co che mi powiedzieć. Teraz ja obejmuje dłońmi jego policzki i zaglądam mu w oczy. Te robią się okrągłe. Całuję go czule najpierw w jedną, potem w drugą powiekę. Łapię go za poły kurtki i przyciągam do siebie. Teraz to ja wpijam się w niego swoimi ustami, a rękoma zdzieram z niego mokre ubranie. Pomaga mi w tym. Gdy jego kurtka znajduje się na podłodze, znowu zakleszcza mnie w uścisku. Lekko mnie unosi i niesie do sypialni. Cały czas całując kładzie mnie delikatnie na łóżku. Przerywa na chwilę, w dwóch gwałtownych ruchach pozbywa się z nóg butów, łącznie ze skarpetkami. Łapie się z grzbiet i jednym pociągnięciem zdejmuje z siebie koszulkę. Jest teraz w samych bojówkach. Już wiem co czuła Ana widząc Christiana w samych spodniach opierających się na wąskich biodrach. Właśnie zobaczyłam to samo. Jurek nie spuszczając ze mnie wzroku, wchodzi jak kot na łóżko. Jest nade mną. Jego wyprostowane ręce spoczywają po dwóch stronach mojej głowy.
- Czy wiesz jak seksownie teraz wyglądasz?- czy mógłby użyć lepszych pierwszych słów na powitanie.
- Miałam nadzieję, że zauważysz- zarzucam mu ręce na szyję, a on znowu zaczyna mnie całować. Wyczuwam w tym pocałunku lekki uśmiech. Jest coraz bliżej mnie, aż czuję go całego na sobie. Ten ciężar jest boski. Jest tak blisko mnie, otacza mnie, osacza, obezwładnia. Całuje mnie teraz wolniej, bardzo zmysłowo. Jego język zatacza w mych ustach powolne koła, by z nich wyjść i znów wtargnąć, coraz mocniej i bardziej natarczywie. Na chwilę klęka nade mną. Ma mnie teraz między swoimi nogami. Powoli odsuwa bluzkę z mego brzucha, całując każdy odkryty skrawek. Mraz zaczyna śpiewać swoje „I won't give up”, a Jurek dociera do moich piersi. Całuje czule wzgórki wystające spod stanika i zsuwa ze mnie bluzkę, wkładając mi silne ramię pod łopatki, by lekko mnie unieść. Kocimi ruchami podnosi się by znów być nade mną. Wpatruje się we mnie głodnym wzrokiem. Widzę w nim niekłamany zachwyt.  Muzyka cichnie. Słychać tylko nasze oddechy. Jego uśmiechnięty wzrok tężeje. Głośno wypuszcza powietrze, a jego żuchwa faluje. Sprzęt wybiera kolejną melodię i rozlega się niepokojący wstęp do „Closer”. Uwielbiam ten kawałek, muzyka mnie przenika, a moje pożądanie szaleje. Chcę go teraz, natychmiast, ale wstydzę się tego i nie wykonuję żadnego ruchu. Na szczęście nie muszę długo czekać na jego inicjatywę. Łapczywie mnie całuje, a i ja wreszcie na to odpowiadam i cała się pod nim wiję. Ocieram się o jego nabrzmiałą męskość. Otaczam go ramionami, moje ręce wędrują drapiąc jego głowę i plecy. Wywołuje to jego pomruki. Zmysłowo całuje już nie tylko moje usta. Podgryza moje uszy i szyje, co wzbudza na mym ciele dodatkowe mrowienie. Już wiem, że chcę więcej. Taką chciwość czuję pierwszy raz w życiu. Moje libido szaleje, ale umysł powstrzymuje moje ciało. Walczę ze sobą i wygrywam, zaczynam coraz intensywniej odpowiadać na jego pieszczoty.
- Obejmij mnie nogami szepcze- robię to bez namysłu. Jurek unosi nas oboje prostując ramię oparte na łóżku. Siedzę teraz na nim otaczając nogami jego biodra, a on siedzi na skraju łóżka. Całujemy się powoli, ale bardzo łapczywie. Jego ręce masują teraz moje pośladki, a palce są coraz bliżej. Wydaję cichy jęk i zagryzam wargę. Jurek dostrzega moją konsternację.
- Co się stało? Nie chcesz mnie?- mówi z drwiącym niedowierzaniem. Boże, jaki on jest smaczny. Zdobywam się na szczerość.
- Czuję się uwięziona we własnym umyśle. Moje ciało i serce dziko cię pragnie, ale rozum blokuje moje zapędy. Zawstydziłam się moim jękiem..
- Hej- obejmuje palcami moją brodę i ustawia moją głowę tak, bym patrzyła w jego oczy- nie robimy nic złego, pragniemy siebie, nie zrobię niczego, czego nie będziesz chciała. Jeśli chcesz, żebym przestał, powiedz jedno słowo- jest taki delikatny, taki czuły, rozpływam się po tych słowach.
- Wiem, ufam ci, ale nie robiłam tego od wieków i jestem troszkę skrępowana, ale bardzo cię pragnę.
- Widzę Maleńka, cieszę się, że czekałaś na mnie, zrobimy to powoli, postaram się, żebyś nie miała okazji trzeźwo myśleć- i wtedy tama we mnie pęka. Obejmuję rozłożoną dłonią tył jego głowy i mocno do siebie przyciągam, całuję go łapczywie. On wraca do ugniatania moich pośladków, jest mi tak dobrze, że aż odrzucam głowę do tyłu. Wtedy on przytrzymuje jedną ręką moje plecy i obcałowuje moją szyję. Opieram się o jego ramiona i staję między jego nogami. Układam swoje dłonie na plecach i rozpinam stanik. Powoli zdejmuję z ramiączka i pozwalam, by opadł swobodnie na podłogę, po czym ściągając palce stóp odrzucam go na bok kopnięciem, wysoko unosząc przy tym nogę. Jurek łapie ją w locie i stawia sobie moją stopę na kolanie. Dotyka mnie tam dłonią i przejeżdża palcami po łechtaczce, wyginam pośladki do tyłu, chcę zacisnąć nogi, nie pozwala mi na to. Trzyma mnie za biodra i całuje mnie tam. To takie intymne. Nie jestem jeszcze chyba na to gotowa. Łapię go lekko za włosy na czubku głowy i odchylam ją tak by spojrzał na mnie. Rozumie mój opór. Przywiera ustami do mojego brzucha, a ja stawiam obie stopy na podłodze. Delikatnie zsuwa ze mnie majteczki i odkrywa, że jestem tam naga. Patrzy przez chwilę na mnie. Jego oczy się uśmiechają. Opuszcza głowę i całuje mój wzgórek, ale nie posuwa się dalej. Moje pożądanie eksploduje. Pcham go na łóżko. Zaskoczony, leży podpierając się na łokciach. Rozpinam jego spodnie i pociągam lekko w dół. Unosi pośladki by ułatwić mi sprawę i za chwilę leży nagi na moim łóżku. Siada z powrotem na brzegu łóżka, a ja wdrapuję się na niego. Wtulamy się w siebie. Brzuch przy brzuchu, moje piersi na jego klacie, moje ręce na jego barkach, jego dłonie na moich plechach. Pieszczą mnie i przesuwają się w dół do pośladków. Ugniata je kilka razy falami, a ja znowu z rozkoszy jęczę, nie powstrzymuję tego jednak i patrzę mu głęboko w oczy. Zamyka mi usta pocałunkiem. Po chwili odrywa usta, by znowu na mnie patrzeć. Już wiem po co. Nie chce zrobić nic, co mi się nie spodoba. Schyla się do swoich spodni i jedną ręką wyszarpuje z nich paczuszkę z prezerwatywą. Odsuwam się na brzeg jego kolan, by miał łatwiejszy dostęp do swojego penisa. Ubiera go, a ja jestem wdzięczna, że o tym pomyślał. Mój rozum chyba na prawdę się wyłączył. Gdy jest gotowy, przesuwa mnie na kolanach bliżej siebie i uciska moje pośladki tak, by nakierować mnie na siebie. Koniuszek jego penisa gładzi teraz moją łechtaczkę, doznanie jest niezwykle intensywne. Jestem bardzo wilgotna, więc koniuszek szybko odnajduje moją dziurkę i łagodnie wsuwa się do środka. To dopiero początek, a ja czuję się maksymalnie wypełniona.
- Ałć- skamlę.
- Boli?- zatrzymuje się.
- Właściwie to nie, to chyba tylko mój strach- wpijam się w jego usta i sama zaczynam na niego napierać, rozluźniam się, a on jest we mnie głębiej i głębiej. Cały czas naciska na moje pośladki, jak wtedy w łazience, a moje biodra tańczą na nim jak szalone. Zaczynam bardzo mocno ściskać go udami, co potęguje moje doznania. Jego chyba też, bo oddycha głęboko a jego żuchwa faluje. Co jakiś czas patrzymy na siebie bez słowa w tym uniesieniu, by za chwilę znów przywrzeć do siebie całym ciałem i namiętnie całować. Wiem, że jestem już blisko i bardzo tego chcę, chcę by był jeszcze głębiej, a co najdziwniejsze, chcę zobaczyć go w sobie. Kładę dłonie za sobą, na jego kolanach i odchylam się, by moje biodra jeszcze mocniej na niego naparły i widzę to miejsce, gdzie jego ciało wchodzi w moje. Ten widok jeszcze mocniej wzmaga we mnie rozbujałą falę. Odrzucam głowę do tyłu i jak oszalała ujeżdżam mojego mężczyznę. Jest mi wspaniale, jestem taka wolna i nieskrępowana. Jurek podtrzymuje mnie jedną ręką za plecy a drugą przenosi do przodu, by dodatkowo kciukiem ucisnąć łechtaczkę.
- Jak mi dobrze, tak, tak...- szepczę.
- Wiem kochanie, muszę cię troszkę przyspieszyć, bo nie daję już rady, jesteś wspania...- opadamy w przepaść, zarzucam ręce na jego szyję a on mocno mnie obejmuje. Zataczamy jeszcze wspólnie kółka biodrami, nie chcąc by to uczucie nas opuściło. Jest mi tak dobrze. Teraz wiem na pewno, że nic już nie będzie takie jak kiedyś.

piątek, 18 stycznia 2013

XXI

Otwieram oczy. W pokoju jest już jasno. Leżymy dokładnie tak jak zasnęliśmy, tyle, że okrywa nas koc. O kurczę! Jest jasno, a to znaczy, że zaspałam, z tego wszystkiego nie wzięłam z salonu telefonu, a zawsze rano mnie budzi, pewnie leży tam i brzęczy. Próbuję wydostać się z uścisku Jurka. Prawie mi się to udaje, jeszcze sekunda i będę wolna. I wtedy uścisk staje się silniejszy i z powrotem przygwożdża mnie do łóżka.
-        A ty dokąd?- szepcze mi w szyję.
-        Najpierw muszę zobaczyć, która godzina- trochę denerwuje się spóźnieniem, ale bycie w jego ramionach jest takie miłe.
-        Spokojnie, zdążysz, jest najwyżej siódma- nieco się podnosi i opiera na łokciu, przewracam się na plecy, jest teraz nade mną i przez chwilę wpatruje się we mnie, po czym składa na moich ustach słodki i delikatny pocałunek. Moja dłoń sięga do tyłu jego głowy, a palce wplatają się w króciutkie włosy. Oplatam nogą jego nogi i przewracam nas tak, że teraz on jest pode mną. Przez chwilę leży oniemiały. Całuję go w czubek nosa i mówię:
-        Muszę lecieć- wykorzystuję jego zaskoczenie i zgrabnie zeskakuje z łóżka, w paru susach jestem w łazience. Po wczorajszej smutnej minie nie ma śladu. Mam trochę podpuchnięte oczy, ale okład z zimnych łyżek i makijaż powinny wystarczyć. Gdy kończę się szykować do wyjścia, znajduję mego księcia w kuchni. Kawa jest już gotowa a w miseczce czeka musli z mlekiem. Mmm, mogłabym się do tego przyzwyczaić.
Nie mamy dużo czasu. Postanawiamy jechać moim autem, jego zostało wczoraj pod domem, okazało się, że do mnie przybiegł. Po drodze umawia się z Kompasem, że ten odbierze go spod firmy.
-        Wejdę na chwilę do firmy i powiem Stefanowi, że dziś mnie nie ma- oznajmia, gdy kończy rozmowę z Kompasem.
-        Myślisz, że zgodzi się na urlop tak znienacka?
-        Nie ma wyjścia- lekko unoszą mu się kąciki ust- nie jestem pracownikiem Yellow Pages- a to ci niespodzianka, dlatego dziwne wydawało mi się to zatrudnienie, zazwyczaj wiem o takich sprawach więcej.
-        Jak to?- dopytuję zaskoczona.
-        Jestem wolnym strzelcem, mam przeprowadzić projekt. Gdy go skończymy, rozstanę się z firmą. No i cały czas pracuje z Norwegami.
-        Rozumiem- mówię i tak myślę, czyli to z góry jest obliczone na krótki dystans, skończy projekt i wróci do Norwegii, szkoda tylko, że od razu mnie nie przeleciał, miałabym pewność, a tak? Co go powstrzymuje. Zrobiłam się nagle strasznie wściekła. Dobrze, że mam ten weekend. Może uda mi się zdystansować. Najwyraźniej siedzenie w kokonie nie było takie złe. Dojeżdżamy do firmy. Jurek otwiera mi drzwi i zmierzamy bez słowa do wejścia. Spotykamy tam Mareczka.
-        Witam państwa- mówi, szarmancko kłaniając się w pas.
-        Cześć Mareczku- mówię pobłażliwie i nawet cieszę się, że tu jest, na krótka chwilę przypomina mi się obraz z wczorajszego wieczoru, gdy widział nas razem w samochodzie. Mam nadzieję, że nie widział wszystkiego. Jurek patrzy na Mareczka nieufnie i pozwala mu się przepuścić w drzwiach. Niezręcznie robi się przy schodach. Wiem, że Jurek chce się ze mną pożegnać. Mnie cały czas w głowie kołacze myśl, że Jurek niedługo wyjedzie, Marek zaś czeka, chyba na mnie by razem ruszyć na górę.
-        Dołączę do ciebie- rzucam do Marka, a ten niechętnie odchodzi, wygląda na to, że też ma mi coś do powiedzenia. Gdy jest na tyle daleko, by nas nie słyszeć mówię do Jurka- No to cześć- nie odpowiada, tylko patrzy na mnie, jakby zastanawiał się o czym myślę.
-        Co się nagle stało?- pyta wreszcie.
-        Nic specjalnego, zaskoczyły mnie trochę twoje najbliższe plany, sądziłam, że coś się dzieje między nami, ale po co zaczynasz, jeśli niedługo wyjeżdżasz.
Obejmuje mnie w talii, ale ja nie poddaję się jego uściskowi, moje ręce nadal swobodnie zwisają wzdłuż ciała, a ja nieco się od niego odchylam. Jest tym zaskoczony.
-        Nigdzie się nie wybieram. Nie czas to i nie miejsce na takie dyskusje. Nie wiem co sobie wymyśliłaś, ale zapewniam cię, że będziemy mieli dość czasu dla siebie. Porozmawiamy w poniedziałek, jak już oboje będziemy w Warszawie.- mówi spokojnie.
-        Nie wiem czy twoje „dość czasu” równa się mojemu- mówię opryskliwie.
-        A ty dalej swoje. Nie myśl o tym za dużo, a teraz zmykaj, bo na prawdę się spóźnisz.- przyciąga mnie na siłę do siebie i całuje w usta. Po chwili odwzajemniam jego pocałunek. Może ma rację. Może warto przeżyć płomienny, a krótki romans, niż wciąż szukać bez skutku tego jedynego na całe życie. Tym bardziej, że z nikim jeszcze tak bardzo nie chciałam romansować.- Pa ,maleńka- mówi i wypuszcza mnie z ramion.
-        Pa- rzucam szybko i wbiegam po schodach. Bardzo chcę jeszcze na niego spojrzeć, ale tego nie robię.
Siadam wreszcie za swoim biurkiem i uruchamiam komputer. Na sprzedażowym open spejsie zauważam Mareczka. Rozmawia z Jakubem, również handlowcem, ale co jakiś czas rzuca spojrzenie w moją stronę. Nasze spojrzenia na chwile się krzyżują. Zatrzymuje na mnie wzrok, mina mu tężeje, ale po chwili rozluźnia się i wraca do rozmowy z Kubą. O co mu chodzi? Może jednak widział więcej. Robi mi się nieprzyjemnie. Odzywa się brzuch. Tym razem to nie motyle, a jakiś rój os. Odchrząkuję i postanawiam się więcej nad tym nie zastanawiać. Zamiast tego wstaję zza biurka i idę do kuchni po kawę.
W kuchni na szczęście nikogo nie spotykam i dobrze, nie chce mi się z nikim rozmawiać. Wracam do biurka i witam się z prezesem, który właśnie przybył. Zaczynamy intensywny dzień, za co jestem mu niezwykle wdzięczna. Nie mam kiedy skierować moich myśli na Jurka, a czają się skubane cały czas gdzieś z tyłu głowy. Dobrze jednak, że mam ten weekend bez niego. Bardzo się rozpędziliśmy z naszym „romansem”. Targają mną intensywne uczucia, a na Boga, z jakiegoż to powodu? Idiotko, a który facet wcześniej tak na ciebie działał? Może powinnam popłynąć w to w ciemno jak Ana. Wzięłam książkę ze sobą. Dziś wieczorem ją dokończę. Dzień zleciał bardzo szybko. Dwie minuty po 16:00 odbieram telefon, że wesoła rodzinka Marty czeka na mnie na dole. Przerzucam walizkę z mojego autka do ich autobusu, jak nazywam ich wielkiego Cryslera i ruszamy w drogę. Mały Misio jest podekscytowany podróżą i nie może się doczekać spotkania z babcią i dziadkiem. Zapał opada jednak jakieś 50 km za Warszawą i zaczyna dopytywać kiedy dojedziemy. Czytamy książeczki, śpiewamy piosenki, zatrzymujemy się dwa razy, by mógł na chwilę opuścić samochód. Wreszcie docieramy do naszej Arkadii. Kiedy milknie silnik otacza nas bezgraniczna cisza. Jest bardzo jesiennie. Po opadach śniegu nie ma nawet śladu. Jest sino. Na drzewach utrzymują się tylko pojedyncze liście. Ziemia na około ma jednolity kolor zaoranych pól. Nawet jezioro ma szary kolor. Ciszę przerywają okrzyki mamy wybiegającej z domu. Jak mi błogo. Tu znajdę zawszę ukojenie. Okazuje się, że tata jest jeszcze w szpitalu, powinien wrócić za dwie godziny. Mama zabiera ze sobą Misia. Jest taka szczęśliwa. Znikają w domu. Janusz zabiera się za rozpakowywanie samochodu. Nawet dwudniowy wyjazd z dzieckiem to niezłe przedsięwzięcie- torba z ubraniami, torba z zabawkami, nocnik, rowerek...wszystko dla naszego bobasa.
- Pomóc ci?- pytam.
- Nie, poradzi sobie- odpowiada za niego Marta- ty mi lepiej opowiedz, co tam się u ciebie dzieje.- nie byłam na to przygotowana, to znaczy byłam, ale nie tak od razu, myślałam, że pogadamy wieczorem, albo jutro. Mija nas objuczony Janusz. Mimo, że ma w rękach pakunki, mijając Martę składa na jej ustach całusa.
- Im wcześniej jej powiesz, tym wcześniej będziesz miała spokój- radzi mi pobłażliwie. Marta idzie za nim do domu i rzuca przez otwarte drzwi:
- Mamo! Idziemy z Moniką się przejść, rozprostujemy się i zaraz wrócimy!- chyba słyszy odpowiedź, zamyka drzwi. Bierze mnie pod rękę- Opowiadaj.
Idziemy tak w dosłownie siną dal, a ja staram się jej możliwie pobieżnie opowiedzieć o tym co stało się w minionym tygodniu. Gdy kończę, ma już swoje zdanie.
- Albo ten Jurek to niezły bajerant, albo strasznie ciekawy z niego gość. Jeśli ci się podoba, a tak jest, to w pierwszym przypadku przeleć go i rzuć, a w drugim jesteś skazana na niezłą przygodę.- od siostry zawsze dostanę syntetyczne podsumowanie.
- Masz rację, tak czy siak muszę go przelecieć- i śmiejąc się wracamy w kierunku domu.
W domu czeka na nas obiad. Mam zagania nas do kuchni. Przekładamy wszystko na półmiski, nakrywamy do stołu, a mama bawi się z Misiem. Do domu dociera też tata z Mikołajem, którego odebrał z dworca i wkrótce siedzimy przy stole w komplecie. Mimo gwaru, jaki zawsze towarzyszy naszej rodzinie czuję w sobie błogość. Wyciszam się i uspokajam. Po kolacji Marta idzie naszykować Misia do spania, a my rozsiadamy się przed kominkiem. Najpierw „przesłuchiwany” jest Mikołaj. Zmężniał ten mój braciszek. Teraz już sporo czasu spędza w lesie, nie tylko przy książkach. Zrobił się taki poważny. Nie jest już chłopcem, stał się mężczyzną. Na drugi ogień idę ja. Muszę opowiedzieć jak sobie radzę sama w wielkim mieście. Jak praca. Na szczęście mam co opowiadać z tej dziedziny dzięki nowemu projektowi. Kiedy tak z pasją o nich opowiadam wchodzi Marta i mówi do Janusza:
- Teraz twoja kolej na bajkę- Janusz jak zwykle małomówny, uśmiecha się łagodnie i idzie na górę, gdzie do snu układa się jego synek. Marta zwraca się do reszty- nie dajcie się jej zbyć historyjkami z pracy, nasza Monika poznała interesującego jegomościa.
I już mam ochotę ją zabić. Nie dość, że cały czas staram się nie myśleć o Jurku, nawet jak już sama o nim myślę, to nie wiem co mam sądzić na jego temat, a teraz mam jeszcze opowiadać o nim rodzicom.
- Dziękuję ci siostrzyczko- warczę przez zaciśnięte zęby.
-  Co to za tajemnica? – wtrąca mama.
- Mamuś, żadna tajemnica, po prostu nie ma jeszcze o czym mówić, spotkaliśmy się zaledwie kilka razy- wymieniamy się porozumiewawczo spojrzeniem z Martą. Wiem, że nie powie już nic więcej. Nie umyka to tacie, który patrzy na mnie porozumiewawczo. Teraz wiem, że muszę dostarczyć mamie jakiś informacji, które na chwilę jej wystarczą.
- Ma na imię Jurek, jest programistą. Pracuje u nas przy tym nowym projekcie, z którym wiążą się i moje nowe zadania. Poniekąd razem mamy koordynować prace. Ja ze strony organizacyjnej, a on merytorycznej- udaje mi się wrócić na temat pracy. Mama jednak nie daje się zwieść:
- I co umówiliście się?
- Tak.
- Przystojny jest- mamie błyszczą oczy.
- A co to za różnica?!- wtrąca tata- najważniejsze, żeby Monice się podobał. Mama gromi go wzrokiem.
- Może się podobać- mówię pojednawczo- wydaje się być silnym facetem. Tym stwierdzeniem zainteresowałam tatę.
- Silnym?- mówi zdziwiony- mój obraz programisty jest zupełnie inny- próbuje być zabawny.
- To prawda- teraz i mi jest wesoło- wyróżnia się na tle swoich kolegów po fachu. Nawet u mnie w firmie. Ich część budynku nazywamy pieczarą.- udaje mi się znowu skierować rozmowę na inne tory. Niedługo potem muszą o sobie opowiedzieć Marta i Janusz, który właśnie skończył usypianie Misia.
Wieczorem udaje mi się dokończyć książkę. Cieszę się, że dobrze się skończyła, ale Hyde pod domem Greyów nie wróży niczego dobrego. Po powrocie muszę się zainteresować trzecią częścią. Przed zaśnięciem sięgam jeszcze po telefon. Nie odebrałam dwóch połączeń od Jurka. Dostałam też smsa: Jestem już w Gdańsku, u mnie OK, a u ciebie? Daj znać.
Wstukuję: nie słyszałam tel, u mnie OK cała i zdrowa. Wkrótce zasypiam.

piątek, 11 stycznia 2013

XX

- To jak robimy jutro?- pytam siostrę. Postanowiłam do niej zadzwonić jak tylko weszłam do domu, potem na mur beton zapomnę, a faktycznie nagle przestałam się odzywać.
- Może zróbmy tak, że przyjedziemy po ciebie pod pracę, o której możesz wyjść najwcześniej?
- Myślę, że około 16:00, ale jak chcecie zwolnię się wcześniej.
- Nie sądzę, żeby udało nam się wyrobić wcześniej. A jak Romeo?- pyta rozbawiona Marta.
- Dobrze, no może jest trochę smutny, że wyjeżdżam, z resztą pogadamy na miejscu, muszę to jakoś ogarnąć.
- To weź go ze sobą...
- Nie uważasz, że trochę na to za wcześnie- jestem zaskoczona jej propozycją, nawet mi to nie przeszło przez myśl, sama znam go za mało, żeby już mieli go poznać moi bliscy- poza tym, potrzebuję dystansu, chcę przemyśleć, to co się wydarzyło w tym tygodniu.
- Za dużo kombinujesz, daj sobie więcej luzu, jeśli facet jest miły i cię się podoba, to na razie wystarczy, przecież nie deklarujesz niczego na całe życie, jesteś młoda, baw się, doświadczaj, nawet nie muszę mówić byś była ostrożna, bo sama z siebie jesteś aż nad to. Ludzie w ogóle by się nie wiązali, gdyby tyle myśleli co ty.
- Dobra, dobra, pogadamy jutro, opowiem ci co nie co, a ty sama ocenisz.- jestem zniecierpliwiona, ona znowu mnie poucza!
- Nie denerwuj się- wyczuwa mnie bezbłędnie- jutro pogadamy, pa!
Eh, wkurzyłam się. Mogę się denerwować z jakiegokolwiek powodu uznam za stosowne, to moje życie, a to co się dzieje nie zdarza mi się codziennie, kurcze, zdarzyło mi się to właściwie drugi raz w życiu, a tak właściwie w takim kształcie to pierwszy raz. Adama znałam wcześniej prawie rok, chodziliśmy razem do szkoły i na Boga byliśmy strasznie młodzi. Każdy następny facet zagrzewał przy mnie miejsce przez najwyżej kilka spotkań i kilka pocałunków, zwykle, gdy już do nich dochodziło, było dla mnie jasne, że czas kończyć. Nie było fajerwerków, nie było związku. Wszystko albo nic!
Rozmyślając przebrałam się w aladynki i bluzę a kapturem, nałożyłam na twarz maseczkę i zabrałam się za zmywanie paznokci. Potem wstawiłam pranie. Włączyłam muzykę. Zrobiłam sobie kawę, zmyłam maseczkę i rozsiadłam się na kanapie by pomalować paznokcie. 3 Doors Down śpiewali właśnie „Here without you”. Refren mnie rozbraja, siedzę nieruchomo na kanapie i tak strasznie za nim tęsknię. Jest tak blisko, kilka domów dalej, prawie nie mogę tego znieść. I'm here without you baby, But you're still on my lonely mind, I think about you, And I dream about you all the time. I'm here without you baby”. Jak można się tak zatracić w kimś dopiero co poznanym. Chwytam za telefon i wystukuję smsa „Tęsknię”. Po chwili rozlega się dzwonek mojego telefonu, moja ostatnio ukochana piosenka „Closer” Kings of Leon. Nie znałabym tego zespołu gdyby nie Fifty shades.
- Ja też tęsknię maleńka, nie wiesz jak bardzo- ma miękki, ciepły głos, rozpływa się po całym moim ciele, zmywa nieco mój bezgraniczny smutek.
- Jest już twój przyjaciel?- pytam cichutko, jeszcze chwila i się rozpłaczę, to jest takie intensywne, nie wiem co się ze mną dzieje.
- Jest skarbie, dobrze się czujesz?
- Tak, smutno mi troszeczkę- szepczę, a w głowie krzyczę PRZYJEDŹ DO MNIE.
- Wiesz, że mogę być u ciebie za dziesięć minut, wystarczy, że powiesz jedno słowo.
- Wiem, ale teraz zajmij się przyjacielem. Jak on się czuje?
- Jest w rozsypce. To go strasznie przygniotło, a to na prawdę twardy facet.
- To tym bardziej zostań...
- Śpij dobrze myszko.
- Ty też, dobranoc.- staram się uśmiechnąć, by nie słyszał jak bardzo mi smutno.
- Ale jakby co dzwoń, będę natychmiast.
- Dobrze, pa.- może ma rację, to najlepsze wyjście, wykąpię się i pójdę spać. Najlepiej będzie jak prześpię ten smutek i tę wielką tęsknotę. Nie mogę tego ogarnąć. „Closer” leci teraz z głośników, rozpadam się na tysiąc kawałków „She took my hart, I think she took my soul”, jak to możliwe? Co on ze mną zrobił? W pracy jako tako funkcjonuję, fakt trudniej mi się skupić, ale mam tam do zrobienia rzeczy, których nie chcę zawalić. Muszę znaleźć sobie coś do roboty w domu. Jak na złość nie nabałaganiłam zbytnio w tym tygodniu. Wlewam do umywalki tonę mleczka do czyszczenia szoruję ją zbyt mocno niż na to zasługuje. To samo robię z szybą dzielącą prysznic od reszty łazienki. Kiedy kończę opadam z sił, ale w głowie bębni jedna myśl. Wciąż widzę przed oczami Jurka, czuję jego zapach, w myślach dotykam jego szyi, uwielbiam to miejsce, gdzie na karku kończy się linia włosów. Dotykam jego twarzy, patrzę mu w oczy, a on w moje. Potrząsam mocno głową, kobieto opanuj się. Wybiegam z łazienki, rzucam się na podłogę w salonie i pompuję brzuszki, głośno wydycham powietrze. To też niewiele pomaga, myśli nie zmieniają swojego toru, ale przynajmniej jestem wykończona. Biorę gorący prysznic. Dotykam powoli swojego ciała, ale tak naprawdę jestem spragniona jego dotyku. Wtedy przypominam sobie o książce. Może ona oderwie mnie choć na chwilę od Jurka. Szybko wskakuję w piżamę i za chwilę jestem w łóżku. Zatapiam się w cudzą historię i jeszcze bardziej czuję jak jest mi bliska. Jeszcze bardziej rozumiem co czują. Na jaw wychodzą demony przeszłości, ale nic nie jest w stanie ich rozdzielić. I ta chemia, czuję ją na każdej stronie książki. Czuję ją w sobie. Pierwszy raz czuję coś takiego do mężczyzny. Pierwszy raz tak mocno potrzebuję czyjejś obecności. Znowu słyszę „Closer”, dzwoni mój telefon. Znajduję go w przedpokoju na stoliczku z kluczami. To Jurek. Biorę głęboki wdech.
- Halo- mówię cicho.
- Mam nadzieję, że cię nie obudziłem?
- Nie, czytałam- staram się mówić normalnie.
- Głos ci drży- zauważa.
- Zaschło mi w gardle, zaraz się czegoś napiję- odchrząkuję cicho.
- Poczekaj na mnie rano, chcę cię odwieźć do pracy, a potem pojadę z Kompasem do Gdańska. Chcę mu trochę pomóc, nie wiem czy jest w stanie sam ogarnąć temat sprzedaży tego mieszkania.
- Długo cię nie będzie?- przeszywa mnie ból.
- Nie, wrócę w niedzielę. Odwiozę go tylko, ale chcę być tam już w piątek, by zgłosić mieszkanie w kilku agencjach nieruchomości. Pomogę mu się ulokować i wrócę. A ty, kiedy jedziesz do rodziców?
- Jutro...po pracy- bardzo się staram brzmieć naturalnie, jak to dobrze, że w niedzielę wraca!- jadę z siostrą, jej mężem i synkiem.
- Do zobaczenia rano i idź już spać, nie chcę żebyś jutro była zmęczona- słucham go i zastanawiam się jak uda mi się jutro przetrwać w pracy, gdy będę wiedziała, że jest daleko, a potem te dwa dni u rodziców.
- Śpij dobrze- mówię zaciskając oczy, zaraz się rozryczę, tylko dlaczego? Nie dzieje się nic takiego, co powinno wywołać u mnie łzy.
- Mała, czy wszystko w porządku?
- Tak, dlaczego?
- Dziwnie brzmisz?
- No coś ty, wszystko dobrze- a w myślach mówię, JEST BEZNADZIEJNIE.
- Nie kupuję tego, powiedz co się stało.
- Tęsknię, to wszystko.
- To wszystko??!!!- podnosi głos. To cholernie dużo. Dla mnie. To cholernie dużo dla mnie znaczy, że tęsknisz.- mówi każde słowo wyraźnie, dobitnie, oddzielnie.- Połóż się i spróbuj zasnąć.
- Pa- mówię szybko i natychmiast się rozłączam. Już tego nie powstrzymam, łzy lecą mi po policzkach. Karcę się w myślach. Co ja wyprawiam, przecież nie przypnę się do niego kajdankami. Co by się nie działo, nie możemy być razem 24 godziny na dobę, to niewykonalne. Becząc przypominam sobie, że nie spakowałam się na wyjazd. Sięgam na górną półkę szafy, stając na małym podeście i wyciągam malutką walizkę. Wrzucam dwie pary spodni, dres i dwie przypadkowe bawełniane bluzki. Nie mam głowy do zestawiania garderoby, a jakieś ubrania mam też u rodziców. Dorzucam jeszcze bieliznę, piżamę i buty trekingowe, które jednak wyjmuję, bo chyba mam inne u rodziców. Kosmetyki spakuję jutro, po porannej toalecie. Zgarnę je tylko do kosmetyczki, żeby były już w jednym miejscu. Spokojnie, jadę do rodziców, tam będzie wszystko, czego mogę potrzebować. Tylko czy znajdę tam spokój i dystans? Nie, nie , nie znowu potrząsam głową, już tak dobrze pakowanie odwróciło uwagę od Niego. Znowu zaciskam oczy, ale gdy je otwieram wodospad łez znowu leje się na moje policzki. Wychodzę rozmazana z łazienki, a znajdujące się na przeciw niej drzwi wejściowe właśnie się otwierają. Zamieram na chwilę, przez głowę przebiega mi myśl- o rzesz, nie zamknęłam drzwi. W drzwiach staje Jurek. Widząc mnie, ma przerażoną minę. Trzaska drzwiami i chwyta mnie w ramiona.
- Chryste Monika, co się stało? Czemu płaczesz?- ale ja już nie płaczę, śmieję się teraz przez łzy jak głupia, a on scałowuje z moich policzków słony potok. Mój rycerz. Trzyma moją twarz w swoich dłoniach i całuje każdy jej milimetr. Potem znowu tuli mnie do siebie. –Czułem, że coś jest nie tak. Czemu nie kazałaś mi przyjść?
- Jurek nic takiego się nie dzieje, to takie babskie łzy, sama jestem na siebie za nie zła, ale lecą same i nie mogę nic na to poradzić.- słucha mnie, widzę, że się rozluźnia. Jeszcze raz całuje mnie delikatnie w usta. Ogarnia mnie niesamowita ulga, jakby właśnie ominęło mnie jakieś zagrożenie. Jest mi tak lekko, czuję się jakby ktoś zdjął ze mnie wielki głaz. Jurek tuli mnie do siebie, ale jego ręka wędruje w dół i dostaję klapsa w pośladek. Patrzę skonsternowana, a on mówi- to za otwarte drzwi- i lekko się uśmiecha.
- Rozpędziłeś właśnie wszystkie chmury, niezwykły talent.- chcę być uwodzicielska, ale kogo ja oszukuję, z tą spuchniętą od płaczu twarzą.
- Idziemy spać- zarządza, a ja patrzę na niego oniemiała. Zamyka drzwi na zasuwę. Sprawdza, czy na pewno są zamknięte. Gasi wszędzie światło, bierze mnie za rękę i prowadzi do łóżka. Zdejmuje swoją bluzę, pod spodem ma biały t-shirt, jest w lekkich bawełnianych spodniach, zrzuca z nóg sportowe buty. Kładzie się na moim łóżku i gestem pokazuje, żebym do niego dołączyła. Kładę się obok niego, a on delikatnie przewraca mnie na bok i przywiera do mnie całym sobą. Leżymy na łyżeczki. Całuje moje włosy. Głaszcze mnie po głowie i szepcze:
- Już dobrze, śpij kochanie.

wtorek, 8 stycznia 2013

XIX

Ten to potrafi słuchać! Rozgadałam się straszliwie. Ale widzę, że to go nie nudzi. Słucha mnie uważnie, jest zadziwiony moją opowieścią, trochę niedowierza. Kurczę, przecież on też się zmienił. Tylko, że ja się zmieniałam, bo szukałam siebie, próbowałam, wsiąkałam w różne otoczenie by znaleźć to, co mi odpowiadało, by znaleźć to w czym to ja czuję się dobrze. Dotyczyło to wszystkiego: muzyki, książek, ubioru, ludzi, otoczenia, tego jak chciałam spędzać czas i co sprawiało mi przyjemność, moich własnych wartości. Niestety długo nie miałam swojego zdania, raczej podzielałam opinie mojego otoczenia. Tak, na prawdę długo szukałam siebie. A on? Wygląda na to, że zawsze był sobą, jedyne co w sobie zmienił to to, że otworzył się na świat, pozwolił innym poznać siebie, z obserwatora przeistoczył się w czynnego uczestnika wydarzeń, a często był ich głównym bohaterem. W naszych szkołach był tłamszony jako „kujon”, kiedy zaczął wyjeżdżać na różne konkursy, programy stypendialne, wymiany, no i wreszcie pojechał do pracy do Norwegii okazało się, że jest cholernie zdolnym i wartościowym człowiekiem. Tam traktowano go z należnym szacunkiem. Oczywiście niczego takiego mi nie powiedział wprost. Jurek doskonale zna swoją wartość, ale jest przy tym bardzo skromny.
Nie mam go dość, bez końca mogłabym tak z nim siedzieć, rozmawiać, tulić się, patrzeć mu w oczy, po prostu być. Czy to możliwe, że znamy się dopiero kilka dni? Pierwszy raz spotkałam kogoś, kto tak szybko stał mi się tak bliski. Utarte slogany „wydaje mi się, że znam cię od lat”, „miłość od pierwszego widzenia” nagle stały się dla mnie rzeczywistością. Uwielbiam historię Any i Greya, ale też drażniło mnie jak nieprawdopodobnie szybko coś między nimi zaiskrzyło, a tu proszę! To jednak możliwe. A może tak po prostu mają dorośli ludzie? Nie da się ukryć, że moje doświadczenie w tej sprawie jest znikome. Żaden z facetów z ery po Adamie, z którym miałam ochotę się spotkać nie budził we takich emocji, może dlatego każdy z nich wydawał mi się zbyt szybki, zbyt bezpośredni. Skąd z kolei mam mieć pewność co do Jurka, że ten facet jest właściwy? Znowu popadam w zadumę.
- O czym tak intensywnie myślisz? –pyta mnie wesoło.
- Głównie o tym jak puste słowa, nagle nabierają znaczenia- patrzę na niego, a on ma wymalowany na twarzy znak zapytania- wciąż nie mogę uwierzyć, że znamy się kilka dni-mówię dalej- a wydaje mi się jakbym znała cię od lat. To właśnie taki utarty slogan, który zawsze nieco mnie drażnił w romansach, melodramatach i komediach romantycznych, a teraz już wiem co to oznacza.
- Ja też tak się czuję, no może podobnie. Chyba już ci mówiłem, że od kilku tygodni cię obserwowałem...
- Zdajesz sobie sprawę jak niefajnie to brzmi?...
- Nie no co ty? To było fascynujące. Kojarzysz to miejsce, gdzie kończą się schody na twoim piętrze? Często stawałem przy barierce. Nie zwracasz na to miejsce uwagi, pewnie dlatego, że ciągle ktoś tamtędy przechodzi. Doskonale widać stamtąd twoje biurko. Lubiłem na ciebie patrzeć. Twoje ruchy, gesty, to jak trzymasz słuchawkę od telefonu, jak się uśmiechasz... teraz czuję się jakby stało się osiągalne to, co tylko widziałem przez szybę...-o Boże w życiu nie słyszałam czegoś tak romantycznego, cała się rozpływam.
- Czemu nie podszedłeś wcześniej?
- Nie byłem gotowy- wypalił bez namysłu i zabrzmiało to bardzo poważnie- gdybym podszedł wtedy wszystko bym spieprzył. To nie był dobry czas w moim życiu. To ty rozgoniłaś moje czarne myśli.
- Jak to możliwe?...
- Nie mam pojęcia, zdarzyło się i już.
Chmury zasnuły i tak już ciemne niebo i zaczął padać rzęsisty deszcz.
- Pewnie niedługo zjawi się twój kolega, pójdę już- zaproponowałam i niechętnie wstałam z kanapy.
- Może jednak zostaniesz? Bardzo chciałbym żebyś go poznała.
- To ktoś ważny dla ciebie?
- Tak- odpowiedział i przełknął ślinę, jakby właśnie się do czegoś przyznał.
- Jeśli tak jest, chciałabym go poznać kiedy indziej. Zobacz, teraz jest pewnie roztrzęsiony i ma ochotę wygadać się przyjacielowi. Pierwsze spotkanie jest bardzo ważne, a nie sądzę by miał ochotę na nie w tej chwili. Pewnie za kilka dni wszystko się uspokoi, emocje choć trochę opadną... Wydaje mi się, że tak będzie lepiej.
- Może masz rację. W takim razie odwiozę cię taksówką, strasznie pada, a napiliśmy się wina.
- No coś ty, bierz parasol i  idziemy, przecież to zaledwie..ile? Kilometr?
- Nie chciałem żebyś mokła, ale skoro chcesz bardzo proszę- wyciągnął z szafy wielki parasol, podał mi płaszcz, sam założył kurtkę do biegania i sportowe buty- wracając pobiegam jeszcze trochę, przez te kilka dni z tobą w ogóle nie ćwiczyłem- uśmiecha się oskarżycielsko.
- Mi też przyda się samotny wieczór, zaniedbałam się przez ciebie- nie jestem mu dłużna.
Wychodzimy na dwór. Pada na prawdę mocno. Jurek rozpościera nad nami parasol, trzyma go w lewej dłoni, a prawą ręką przyciąga mnie mocno do siebie. Przeszywa mnie przyjemny dreszcz. Uwielbiam tego faceta, jest taki silny i męski. Chce zrobić krok na przód, ale nie pozwalam mu. Przygląda mi się pytająco, a ja obejmuję dłońmi jego twarz i przyklejam się do jego ust. Trzymając rozpostartą dłoń na moich plecach, jeszcze mocniej przytwierdza mnie do siebie, odwzajemnia mój pocałunek. Jest mile zaskoczony, wyczuwam jak unosi kąciki ust. Składam na jego ustach jeszcze kilka delikatnych, miękkich całusów. Opiera swoje czoło o moje. Jest tak wspaniale. Motyle w moim brzuchu trzepoczą skrzydłami na całego. Znowu mocno porusza żuchwą zaciskając zęby. Przymyka oczy.
- Dobrze mi- mówi.
- Miał- mruczę.
- Chcę spędzić z tobą cały weekend, nie puszczę cię nawet na chwilę.- uppsss.
- To będzie trudne, jadę do rodziców- w tym momencie też nie jestem z tego zadowolona, mina Jurka rzednie, w jednym momencie jego nastrój się zmienia. Ściąga brwi, a jego bruzda na czole staje się na prawdę widoczna.- Jesteś zły?- pytam cicho.
- Nie. No coś ty. Jeśli musisz, jedź.
- Właściwie nie muszę, chcę. Wprawdzie trochę mniej niż kiedy się umawialiśmy na ten rodzinny zlot i to przez ciebie- wlepiam swój wzrok w jego oczy, jestem strasznie słodka, tak bardzo chcę by się rozchmurzył- ale powinnam pojechać. Umawialiśmy się na ten weekend od dwóch miesięcy. Ciągle przyjeżdżamy do rodziców osobno, więc ustaliliśmy, że w ten weekend będziemy tam wszyscy razem...
- No dobrze, jakoś to będzie. Zajmę się przez ten czas Kompasem...
- Czym?
- Kim. Kompasem, to ten mój kumpel.
- Urocza ksywka- na szczęście temat wyjazdu powoli się oddala, zachmurzenie z jego twarzy znika, ale to z nieba nie, mam wrażenie, że pada jeszcze mocnej.
- Strasznie go nosi po świecie, to chyba stąd. Nie wiem właściwie. Ksywkę już miał jak go poznałem. Chodźmy.
Ruszamy w kierunku mojego domu. Wydaje mi się, że jedynie lekko dotykam chodnika, Jurek tak mocno mnie do siebie przytula. Drugą ręką walczy z parasolem smaganym coraz silniejszym wiatrem.
- Wejdź proszę do mnie- mówię gdy jesteśmy pod drzwiami.
- Nie- odpowiada stanowczo, ale wiem, że żartobliwie- jak wejdę, nie będę chciał wyjść.
- Na to liczę-mówię zawadiacko i chwilę mu się przyglądam, widzę, że jeszcze chwila i zgodzi się zostać ze mną, więc przerywam to wpatrywanie się w siebie- leć już, ktoś go musi wpuścić do domu, poza tym jesteś mu potrzebny, a ja muszę zrobić manikiur, pranie i wreszcie położyć się o normalnej porze, bo już mam wory pod oczami...- tym razem on chwyta w objęcia moją twarz i całuje moje oczy, mm, jakie to przyjemne. Potem jego usta lądują na moim nosie, za chwile całuje moje uszy, aż wreszcie delikatnie całuje moje usta. Zatacza językiem kółka i rozchyla moje wargi. Poddaje mu się całkowicie. Kończy nasz pocałunek równie stanowczo jak go rozpoczął. Składa parasol.
- Mogę go u ciebie przechować?- pyta. Wyciągam rękę i biorę parasol, a on wydobywa zza siebie kaptur, naciąga go na głowę, puszcza do mnie oko i puszcza się szybkim biegiem w dal. Po chwili znika za rogiem.